20 lutego 2014

{1} dwa papierowe świstki



Cóż mogę powiedzieć o swojej najlepszej przyjaciółce? Jest wariatką, skończoną idiotką i zachowuje się tak, jakby miała zaledwie czternaście lat, a nie osiemnaście, ale... I tak ją kocham. Lissandra jest chyba najlepszą rzeczą, jaka mi się przytrafiła w moim żałosnym życiu. Rozumiemy się bez słów. Zawsze możemy na siebie liczyć i choć nasze charaktery diametralnie się różnią (tak, bardzo często się kłócimy, nawet czasem aż za bardzo często) to i tak mówimy sobie wszystko i znamy swój każdy, nawet największy, sekret.
Na co dzień dzieli nas tylko wąska uliczka, po której czasem jeżdżą większe lub mniejsze samochody, spieszące się do centrum Londynu. Właśnie. Londyn. Miasto, które żyje swoim własnym życiem... Ale co mogę o nim wiedzieć ja, zwykła dziewczyna z przedmieścia, mieszkająca w małym, jednorodzinnym domku?
Dzisiejszy dzień nie różnił się od innych. Był zwyczajny i jak najbardziej przeciętny. Pozwoliłam sobie pospać do późna, bo akurat dzisiaj nie musiałam iść do szkoły.
-Lennon! Boże, Lennon!- Usłyszałam znajomy głos mojej przyjaciółki, odbijający się od każdej ściany w moim domku. Zaraz potem drzwi od pokoju otworzyły się z impetem, a w progu stanęła rozczochrana, ale wielce uradowana panienka Lissandra Finnigan. Trzymała coś w prawej ręce i wyglądała, jakby wygrała dość pokaźną sumkę pieniężną w totolotka. Nie za bardzo wiedziałam o co chodzi, w końcu jeszcze jedną nogą zostawałam we wspaniałej krainie snów, w której odnalazłam spokój, harmonię i radość.
Odgarnęłam kołdrę z twarzy, piorunując ją wzrokiem.
-Wiesz co jest dzisiaj? Sobota. Tak, sobota. A wiesz co ja robię w soboty? Odsypiam cały ten cholerny tydzień i nie mam zamiaru wychodzić z łóżka aż do południa!- Warknęłam przez zaciśnięte zęby i znowu przykryłam się kocem, wydychając ze świstem zalegające powietrze w płucach.
-Ale Lennon, proszę... Posłuchaj mnie przez chwilę! -Lisa stanęła na środku pokoju i zaśmiała się donośnie. Teraz w myślach przeklinałam swoją matkę, że ją wpuściła do domu. -Mówiłam Ci, że The Vamps rozpoczynają swoją własną trasę koncertową, prawda? Ostatnio straszliwie rozpaczałam, bo już wszystkie miejsca zostały zajęte, pamiętasz?- Zaczęła wyrzucać z siebie słowa z prędkością światła.- I wiesz co? Stał się cud! Zdobyłam VIP-owskie bilety w pierwszym rzędzie, a później... - Tutaj wciągnęła powietrze, bo chyba zadyszki dostała. - A później... WEJŚCIE ZA KULISY I SPOTKANIE Z CHŁOPAKAMI!- Wrzasnęła, podskakując jak wariatka i ledwo co utrzymując równowagę na puszystym dywanie.
Zamarłam. Odgarnęłam koc na tyle, by spojrzeć na jej nieogarniętą sylwetę, wariującą po podłodze w pomieszczeniu. Dlaczego musiała wybrać sobie taki denny, beznadziejny zespół, za którym latają dziewczynki w wieku co najwyżej trzynastu lat? Już miałam jej powiedzieć, że zaraz będzie kończyła szkołę i pójdzie na studia, ale stwierdziłam, że to będzie bez sensu. Podniosłam się więc, siadając po turecku i poprawiając jeszcze bardziej rozczochrane niż Lisy, kasztanowe włosy. Bingo! A więc te dwa świstki, które ściskała w prawej ręce, to były bilety!
-Błagam. Będziesz mogła ze mną zrobić co tylko chcesz. Pomalujesz mi oczy, usta... Nawet paznokcie na różowo! Wszystko, rozumiesz?- Wyjęczałam, przytulając mocniej poduszkę do klatki piersiowej. - Doskonale wiesz, że ja tego nie cierpię. Weź to pod uwagę!- Wskazałam na nią paluchem, czując się tak, jakby ktoś na mnie wylał wiadro lodowatej wody. Lissandra ufundowała mi cudowną pobudkę!
Czułam, jak żołądek wywija mi fikołka, a serce staje na chwilę, gdy ponownie zerknęłam na dwa bilety, które osiemnastolatka trzymała w delikatnych dłoniach. -Proszę, Lisa. Ja nie trawię takiej muzyki... -Próbowałam ją przekonywać dalej, ale wszystko szło na marne. Ścisnęłam mocniej poduchę, niemalże wbijając w nią swe paznokcie. -Nie mogę patrzeć na boysbandy...
-To nie jest boysband!- Zaprzeczyła szybko, podnosząc głos. Okej. Była bardzo drażliwa jeżeli chodzi o chłopaków z The Vamps. Broniła ich całym swoim sercem i najchętniej skoczyłaby za nimi prosto w ogień (w szczególności za tym ich wokalistą, chyba Bradley'em). To dla mnie było trochę głupie... W końcu jak można było zakochać się w kimś, kogo się nie zna? Wróć! Co ja gadam! To miłość nie była! Tylko jakieś fatalne zauroczenie, przeradzające się w straszliwy, niebezpieczny fanatyzm. Moja przyjaciółka była chora i chyba powinni ją ubrać w kaftan bezpieczeństwa, a następnie zamknąć w psychiatryku.
Ruda usiadła obok mnie na łóżku, kładąc ostrożnie bilety na nocnej szafce. Spoglądała na nie jeszcze przez chwilę, a następnie przeniosła swój smutny, choć nadal podniecony i spragniony mojej pozytywnej odpowiedzi wzrok. Jej błękitne oczy świdrowały mnie na wskroś. Choć byłam upartą osobą i zawsze stawiałam na swoim, to tym razem nie mogłam wytrzymać. Wiedziałam, że ten koncert był dla Lisy bardzo ważny. Dziewczyna chciała poznać swoich idoli i przekonać się na własnej skórze, czy rzeczywiście tak pięknie pachną, jak to napisali na pewnym plotkarskim portalu.
Teraz to ja na nią łypnęłam, odgarniając ciemną grzywkę z bladej, jeszcze przerażonej twarzy. Wzięłam parę głębokich oddechów, bo sama nie mogłam uwierzyć w to, że... Że jej uległam.
-No dobra. Pójdę z tobą... - Wysapałam i już miałam odłożyć poduszkę, ale nie zdążyłam, bo Lisa zapiszczała głośno i rzuciła mi się na szyję. Obydwie poleciałyśmy na ścianę, a ja oczywiście musiałam uderzyć głową o jej twardą strukturę. Zaklęłam cicho, łapiąc się za łepetynę i masując obolałe miejsce. -Jesteś niezrównoważona psychicznie. - Odlepiłam się jakoś od niej, powstrzymując śmiech.
 Szczerze? Lissandra była tak zadowolona, że nawet mnie się zachciało żyć. Posłałam jej uroczy, szeroki uśmiech i pogłaskałam po rudawej czuprynie, zahaczając palcami również o prosty, piegowaty nosek.
-A Ty za to jesteś najlepsza.- Powiedziała, ponownie chwytając bilety i zaczęła czytać wszystko, co się na nich znajdowało. Nie ominęła żadnej literki, czy cyferki. Przekazała mi całą zawartość tego papierowego świstka, będącego jej całym światem na dzień dzisiejszy. No i najbliższy tydzień. Jak się później dowiedziałam, koncert miał odbyć się już za siedem dni, a ja oficjalnie zostałam jej kompanką, która będzie musiała przeciskać się przez tłum rozwrzeszczanych fanek i jakoś radzić sobie z odruchem wymiotnym.

***
Cześć i czołem! 
Zapewne każda fanka The Vamps już zdążyła znienawidzić główną postać, niejaką Lennon, ale... Uwierzcie mi: dajcie jej trochę czasu, bo później zmienicie o niej zdanie! 
W każdym razie chciałam Was wszystkich bardzo serdecznie zaprosić do czytania mojego skromnego opowiadania. Mam taką cichą nadzieję, że się spodoba. (: Drugi fragment już niedługo, także proszę uzbroić się w cierpliwość. 

Buziaki!

7 komentarzy:

  1. http://ask.fm/Dodda1999 informuj o nowych rozdziałach :D
    świetne ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej, dziękuję! bardzo mnie to cieszy! oczywiście, jak tylko się pojawi następny, to dam Ci znać. :3

      Usuń
  2. Masz rację, trochę nie lubię tej Lennon. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lennon nie jest zła, serio! (: Może teraz trochę wychodzi na gbura, ale taka na zawsze nie pozostanie. ;D

      Usuń
  3. Fajnie się zaczyna! Też mam słabość do Bradleya xd

    OdpowiedzUsuń