W każdym razie zdołałam przeżyć te siedem dni. Nie zaliczyłam
sprawdzianu z literatury przez paplanie Lisy i jej wrodzoną upierdliwość,
ale... Ruda obiecała, że mi jakoś pomoże, gdy ta cała szopka się skończy.
-Proszę, zabierz mnie stąd... - Ścisnęłam jej ramię najmocniej, jak się
tylko dało.
Punkt siedemnasta. Jeszcze dwie godziny do koncertu. Co chwilę
trafiałam na jakąś rozwrzeszczaną, płaczącą fankę, która chciała przedrzeć się
przez resztę tłumu (podobnie z resztą jak my). Zamykałam oczy, aby ktoś mi ich
nie wydłubał i podążałam za wyższą przyjaciółką, która śmiało przepychała się
przez radosny, podniecony tłum Vampettes. Już po chwili została na naszą dwójkę
popchnięta jakaś młodsza dziewczynka, która nie mogła złapać równowagi i
rozpaczliwie uczepiła się mojego długiego warkocza. Odwróciłam się
automatycznie, puszczając rękę Lisy i lecąc razem z nieznajomą w tył. W
przeciwieństwie do niej, miałam miękkie lądowanie, bo walnęłam tyłkiem o jej
leżącą niczym kłoda sylwetkę.
-Kurwa mać, Lisa!- Wrzasnęłam, wyciągając w stronę przerażonej
przyjaciółki ręce. -Pomogłabyś mi chociaż wstać, co?- Dodałam po chwili,
poprawiając rozczochrane włosy i bluzkę, która podwinęła mi się nieco, odsłaniając
brzuch. Nawet nie zdążyłam się przekonać o tym, czy nieznajome dziewczę,
uprzednio potraktowane przeze mnie jako materac, zdołało się samo podnieść z
twardego chodnika. Lissandra pociągnęła mnie dalej, pomagając unieść cztery
litery, a następnie otrzepać ciemne spodnie, które były już całe uciapane w
ziemi. Wspominałam, że pogoda nie była najlepsza?
-Dlaczego one wszystkie przyszły przed czasem?- Zadałam chyba
najgłupsze pytanie, na jakie mnie było dzisiaj stać. Nie usłyszałam odpowiedzi,
bo właśnie przekroczyłyśmy próg hali, a jeszcze przedtem musiałyśmy się uporać
z ochroną, sprawdzającą bilety. Chociaż weszłyśmy do zamkniętego pomieszczenia,
to dopiero teraz mogłam odetchnąć. Tłum się nieco przerzedził, bo zaczął
zajmować kolejne miejsca na plastikowych krzesełkach. My musiałyśmy kontynuować "morderczą wyprawę" zauważając kolejne, roztrzęsione, niepełnoletnie dziewczęta oraz ich
niezadowolonych, wyraźnie znudzonych opiekunów.
-Będziesz mi musiała kupować za to czekoladę do końca życia.-
Mruknęłam, przechodząc bokiem przez alejkę między krzesłami, by dostać się do
schodów, prowadzących w dół. Zerkając przez bramki, z radością stwierdziłam, że
przy naszych miejscach było najmniej osób. Przynajmniej jak na razie!
-Dobra, dobra.- Odparła Lisa, która chwyciła mnie za rękaw zielonej
kurtki i posłała mi swój najszerszy uśmiech. Była chyba najszczęśliwszą
dziewczyną pod słońcem i bałam się, że rozniesie całą halę, gdy The Vamps wyjdą
już na scenę. -Założę się, że po koncercie polubisz ich tak samo, jak ja!-
Pyknęła mnie palcem w klatkę piersiową, prychając ze śmiechu pod piegowatym
nosem.- Zobaczysz tą pozytywną energię, którą zarażają każdego...- Wywróciłam
oczętami, wzdychając ciężko.
Po dziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Pierwszy rząd- od sceny
dzieliły nas tylko srebrne barierki, na widok których Lissandra nie była
zadowolona. Sama oparłam się o metalowe pręty, wlepiając nieprzytomny wzrok w
pustą jeszcze scenę. Przełknęłam głośno ślinę i jakoś nie miałam odwagi spojrzeć
na przyjaciółkę. W ogóle się nie rozglądałam, bo wokół mnie stały największe
fanki zespołu, powtarzające ciągle, że nie wierzą, iż w końcu zobaczą ich na
żywo.
Zgasły światła. Pisk dziewcząt przeszył mój mózg. Zranił każdą komórkę
ciała, wywołując nieprzyjemny dreszcz na plecach i gęsią skórkę. Lisa zaczęła
skakać niczym wariatka, a następnie drzeć się równie głośno, co reszta. Głośna
muzyka na szczęście w połowie zagłuszyła spragnionych wrażeń fanów. A ja? Ja
stałam jak ten kołek, wpatrując się bladymi, mętnymi tęczówkami w jedno i to
samo miejsce. Przymrużyłam oczy, bo światła, które zaraz zostały skierowane na
chłopaków, nieprzyjemnie przejechały po mojej zażenowanej twarzy. Przyjaciółka
nie zwracała na mnie uwagi. Może to i dobrze? Nie chciałam jej psuć zabawy.
Wiedziałam, że to było dla niej bardzo ważne, ale... Ale jakoś nie mogłam
szaleć razem z nią. Przycisnęłam klatkę piersiową mocniej do barierki,
obejmując pręty zimnymi dłońmi.
-Jesteście gotowi na zabawę?!- Te słowa krzyknął chyba wokalista, którego
imienia nie pamiętałam.
W taki właśnie sposób rozpoczął się mój koszmar, podczas którego
Lissandra została trzy razy dotknięta przez śpiewającego chłopaczka o czarnych
oczętach. Pomińmy omdlenia innych dziewcząt, które rozpaczliwie wspinały się po
nogawkach moich spodni, ocierając mokre od łez policzki. Były to chyba
najdłuższe dwie godziny w moim calutkim, osiemnastoletnim życiu.
-Nigdy więcej.- Bąknęłam, wychodząc na ulicę przed halą. Schowałam
dłonie w kieszenie zielonej kurtki i ruszyłam szybkim krokiem przed siebie,
wlepiając oczęta w buty. Byłam dumna z tego, że po czterdziestu minutach stania w kolejce do wyjścia, w końcu mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Chyba nie muszę opisywać Lisy, która chyba
jeszcze nie ogarniała co się działo. Rudowłosa złapała mnie za ramię i podążała
za mną, wgapiając się z otwartą buzią w granatowe niebo. Dopiero po pięciu minutach
wypowiedziała pierwsze, logiczne zdanie, choć głos nadal jej drżał. Na szczęście już nie płakała jak wtedy, kiedy Bradley dotknął jej dłoni po raz pierwszy.
-Było cudownie. Szkoda tylko, że to spotkanie za kulisami się nie udało. Ale dziękuję, że ze mną poszłaś.- Cmoknęła mnie przelotem w
policzek i zaczęła nucić "Wild Heart". Tak, to była pierwsza
piosenka, którą zagrali. Przystanęłam na chwilę, odwracając się w stronę hali, by
ostatni raz spojrzeć na zadowolony z występu tłum, powoli rozchodzący się do
swoich domów.
-Teraz przydałaby się osoba, która wylałaby na ciebie kubeł zimnej wody, żebyś nieco otrzeźwiała.-
Stwierdziłam, unosząc brwi. Głupota kazała mi przejść przez przejście, nie
patrząc w prawo i w lewo. Po prostu wtargnęłam na ulicę i zdziwiłam się trochę,
bo Lisa odczepiła się od mojej kurtki, wyciągając rozpaczliwie ręce.
-LENNON, STÓJ!- Zrozumiałam tylko tyle, bo przez całe moje ciało przeszedł
nieoczekiwany, silny prąd bólu, karzący upaść mi na ulicę. Obraz powoli mi się
rozmazał i choć walczyłam do samego końca, by nie stracić przytomności, w końcu
musiałam się poddać. W tyle czaszki jeszcze odbijały mi się obce głosy, których
słów już nie mogłam ogarnąć. Najwyraźniej słyszałam płacz przerażonej
przyjaciółki. Później niestety i on ustał, a mnie... Mnie pochłonęła całkowita
ciemność. Aż dziw bierze, że Lissandra była bardziej przytomna ode mnie w tym
momencie, prawda?
Kurde, ona wpadła pod samochód? ;_;
OdpowiedzUsuńna to wygląda. ;d
Usuńo matko!!!! super! nie trzymaj nas dalej w niepewności co się stanie dalej i dodaj nexta! <3
OdpowiedzUsuńprzy okazji zapraszam do mnie!
theeternalkids.blogspot.com
dziękuję! następna część powinna się pojawić wieczorem, także dam znać. (: i oczywiście, wpadnę!
UsuńSuper rozdział. Piszesz naprawdę świetnie.
OdpowiedzUsuńMogłabym być informowana na tt? @perfsmiley
baardzo miło mi to czytać! <3 oczywiście, jak tylko wstawię rozdział, napiszę Ci na twitterze. :)
UsuńŚwietne to <3
OdpowiedzUsuńBlog zajebisty oby tak dalej <3
OdpowiedzUsuńCudny !
OdpowiedzUsuń