22 lutego 2014

{3} już widzę te nagłówki...


-O mój Boże! Już widzę te nagłówki... "The Vamps potrąciło swoją fankę, wracającą z ich koncertu"!- Zajęczał jakiś nieznajomy głos. Definitywnie był to chłopak.
Czyżbym odzyskała nieprzytomność? Powoli zaczęłam wygrywać z ciemnością, która przez pewien okres czasu więziła mój umysł. Teraz już przynajmniej mogłam zrozumieć pojedyncze słowa. Otworzyłam powoli jedno oko, a następnie drugie, ale zaraz musiałam ponownie je zamknąć, bo poraziła mnie jasność. Syknęłam przeciągle. Poczułam ból w prawej części, pulsujący gdzieś z biodra. Po ścianach czaszki cały czas obijał mi się przerażony szloch Lissandry... Czułam się tak, jakby mnie walec przejechał.
-Patrz, otwiera oczy! Całe szczęście!- Ktoś nade mną stał. Czarne sylwety rozciągały się w jakieś dziwaczne kształty, a dłonie nieznajomych przypominały straszliwe gałęzie wielkich drzew, aniżeli ludzkie kończyny. Ich głosy również były zniekształcone. Zupełnie tak, jakby znajdowali się w drugim pomieszczeniu i głośno na mój temat dyskutowali. A może to ja byłam zamknięta w próżni? Rozejrzałam się na wszystkie możliwe strony, ale obraz jeszcze mi się rozmazywał, także nie mogłam racjonalnie stwierdzić, któż się mną zaopiekował. W głębi duszy jednak dziękowałam, że znowu mogłam powrócić do świata żywych.
-Lisa?- Wyjęczałam, próbując się podnieść. Nie, zdecydowanie nie był to dobry pomysł. Jakaś silna dłoń przycisnęła mnie z powrotem do pozycji leżącej. Ponadto zahuczało mi w głowie. Czułam się gorzej, niż na koncercie The Vamps, wśród rozwrzeszczanych fanek, obijających się o moją osobę. -Gdzie jest Lisa?- Zapytałam ponownie drżącym głosem, przecierając rękami oczy. Dopiero teraz świat wrócił do normalności. Chociaż zaraz po tym, gdy przekonałam się, kto nade mną stoi, wolałam po raz drugi przyrżnąć głową o twardy asfalt. -Ja pier...- Wysyczałam tylko, otwierając szerzej swoje czarne oczy. Ugryzłam się w język. Może to i dobrze? Nie wypadało dziewczynie przeklinać przy chłopakach.
Dwie blond czupryny. Nie, zaraz... Trzy blond czupryny, choć trzecia jasna tylko na grzywce, ale jednak. No i jedna ciemniejsza, kręcona.
-Cholera jasna!- Teraz to ja zaskomlałam żałośnie, bo zdałam sobie sprawę z najgorszego. -Czyli jednak umarłam...- Dodałam po chwili, skacząc oczętami po zatroskanych twarzach chłopaków.
Cała czwórka The Vamps przyglądała mi się z zaciekawieniem i słuchała mnie bardzo uważnie, jakoby w lekkim zadziwieniu. Po ostatnich słowach, które wypowiedziałam, usłyszałam cichy śmiech, wydobywający się z ust czarnookiego. Dopiero teraz się podniosłam, siadając na (jak się okazało) twardej kanapie. Posłałam mu mrożące krew w żyłach spojrzenie, po którym spuścił wzrok. On miał jeszcze czelność się głupkowato szczerzyć?
Wiedziałam, że chyba każda Vampette chciałaby znaleźć się w takiej sytuacji. W końcu to całe zamieszanie wyglądało jak scena z jakiegoś tandetnego filmu dla nastolatek. Właśnie siedziałam z gwiazdami UK w ich prywatnym, koncertowym autobusie. Wywróciłam oczami, łapiąc się za głowę, w której mi jeszcze huczało.
-Gdzie jest Lisa? Widzieliście gdzieś moją przyjaciółkę?- Zapytałam po raz drugi, a może i trzeci, zsuwając się z kanapy. Najwyższy z chłopaków automatycznie przysunął się w moją stronę, abym przypadkiem nie zaliczyła kolejnego bliskiego spotkania z ziemią. Złapał mnie za ramię, pomagając się wyprostować. Świat przed moimi oczami jeszcze wirował, a kończyny nie mogły przestać drżeć. Szok, strach, niepewność... Co z tego, że miałam przed sobą cztery najgorętsze gwiazdy Wielkiej Brytanii!
-Omm, tam jest.- Ten z pomalowaną grzywką, wskazał na siedzącą Lissandrę, która chwiała się w tył i przód- zupełnie tak, jakby dopadła ją jakaś depresja, albo choroba sieroca. Zacisnęłam mocno usta, robiąc krok w przód i wyrywając się z objęć najwyższego blondyna. Oznajmiłam mu, że sobie poradzę. Nie chciałam niczyjej pomocy, a już z pewnością współczucia.
-Co tak naprawdę się stało?- Zapytałam, siadając obok Lisy i kładąc jej rękę na ramieniu. Nawet nie zareagowała na to, że już się obudziłam. Nuciła sobie pod nosem jakiś kolejny kawałek The Vamps, wgapiając się cały czas w jedno i to samo miejsce na podłodze. -Pamiętam tylko tyle, że wyszłam na ulicę i... I koniec. Ciemność. Urwał mi się film.- Zwróciłam się do chłopaków, którzy spojrzeli na siebie niepewnie, wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią.
-Słuchaj, nie chcemy problemów. Może da się to jakoś załatwić bez ingerencji telewizji, gazet i... Policji?- Zapytał jeden z trójki blondynów, drapiąc się w tył głowy. -Pogadasz z naszym manager'em i kierowcą. Dogadacie się, prawda?- Spojrzałam na niego niczym pies zbity z tropu i delikatnie rozchyliłam wargi.
-Czekaj, czekaj... Mam rozumieć, że to właśnie kierowca waszego autobusu mnie potrącił?- Wysyczałam przez zaciśnięte zęby, ledwo co powstrzymując się od wykrzyczenia czegoś niemiłego. W ostatnim momencie się powstrzymałam, biorąc głęboki oddech. Spuściłam wzrok na buty. Jeszcze przed sekundą rzeczywiście marzyłam o tym, by zadzwonić na policję, ale jakoś nie miałam siły. To była moja wina. W końcu to ja wlazłam na ulicę jak sierota, nie rozglądając się nawet, czy coś nie jedzie. -Dobra, dajcie spokój. Przecież nic mi nie jest. Tylko się poobijałam. - Zaczęłam po dłuższej chwili ciszy. Czyżbym znowu komuś uległa? To było do mnie zupełnie niepodobne!- Zrobicie sobie zdjęcie z moją przyjaciółką, dacie jej jakieś koszulki z autografem i będziemy kwita.- Stwierdziłam, wzruszając ramionami. Łypnęłam na Lisę, która nadal była w jakimś dziwnym transie.
Chłopaki odetchnęli z ulgą. Na ich bladych twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy, a z ust padły jakieś pozytywne komentarze, po których poklepali się po plecach. Loczek ruszył do wyjścia z autobusu i zawołał jakiegoś dużo starszego mężczyznę. Jak się później okazało- do autobusu wkroczył ich manager.
-Wszystko w porządku?- Zwrócił się w moją stronę, zdejmując ciemne okulary z nosa i poprawiając czarną, nieco oklapniętą czuprynę.
Kiwnęłam głową, siląc się na blady uśmiech.
-Mogę was o coś zapytać?- Uniosłam jedną brew do góry, zatrzymując bystre spojrzenie na ich opiekunie.- Dlaczego tak po prostu nas nie zostawiliście? Przecież mogłam być jakąś idiotką, która rzeczywiście zadzwoniłaby na policję. W zasadzie... Jeszcze teraz nie macie pewności, czy jak wrócę do domu, to na Was nie doniosę.- Wystrzeliłam prosto z mostu, przyglądając się ich zawstydzonym twarzyczkom z perfidnym uśmieszkiem.
-To, że jesteśmy jakimiś znanymi osobistościami nie znaczy, że mamy zignorować cudze nieszczęście! Dziewczyno, byłaś ofiarą naszego kierowcy, mogłaś zginąć na miejscu!- Zaczął się tłumaczyć wokalista, który już był nieco zdenerwowany. Atmosfera miała się nieco rozluźnić, a nie napiąć jeszcze bardziej! -Tak w ogóle Connor zaczął panikować...
-No i musieliśmy Cię jakoś udobruchać, żeby później nie mieć problemów.- Nad tą wypowiedzią jeden z Vampsów chyba nie pomyślał.
-Boże, Tristan, zamknij się!- Uderzył go drugi, wysoki i chudy niczym patyk blondyn. Pokręciłam głową z politowaniem.
-Okej, okej... Zapomnijcie o sprawie. Po prostu nas już puśćcie.- Podniosłam ręce do góry, pokazując, że mam już tego wszystkiego serdecznie dość. -Zapewne spieszycie się na kolejny koncert.- Podniosłam się i chwyciłam Lissandrę za ramię, by również pomóc jej wstać. Dziewczyna posłusznie podążyła za mną, posyłając ostatnie, zadziwione i spłoszone spojrzenie czwórce swoich ukochanych muzyków. Nawet pokazała palcem na stolik znajdujący się przy szybie, ale nie za bardzo wiedziałam o co jej chodzi, bo właśnie próbowałam nie spaść ze stromych schodków. Chciała też coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Głos jej ugrzązł w gardle. Może to i dobrze? Zapewne mieliby jej dość, gdyby zaczęła wygłaszać swe idiotyczne monologi.
-Czekaj! Jak masz na imię?- Krzyknął jeden z nich, stając za moimi plecami, na najwyższym ze schodków. Zatrzymał wielkie, czarne oczęta na mojej obojętnej twarzy.
-A czy to ważne? Jestem tylko kolejną, nic nie wartą przyjaciółką waszej największej fanki. Zapamiętajcie tylko jej imię, Lissandra Finnigan. Będzie wniebowzięta.- Mruknęłam, stając na chodniku.
Deszcz zaczął siąpić. Potrząsnęłam rozmarzoną Lisą i pobiegłam w ciemność, próbując powstrzymać pulsujący ból biodra. Nawet nie spojrzałam na ten cholerny autobus, tylko usłyszałam dźwięk odpalanego silnika, a następnie szum oznajmujący, iż chłopaki ruszyli w dalszą drogę. Była jedna rzecz, której nie mogłam zrozumieć: jak do cholery przeżyłam, skoro trzepnął mnie dość pokaźnej wielkości środek transportu? Chyba zacznę chodzić do kościoła.

9 komentarzy:

  1. uwielbiam ten blog <3 czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki, dzięki! <3 notka powinna pojawić się już niebawem. :D

      Usuń
  2. super! naprawdę! przez cały rozdział byłam bliska płaczu! kocham twoje opowiadanie. i czekam czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeju, to super, że się Wam podoba. :D w pewnym momencie zastanawiałam się nad tym, czy dalej ciągnąć historię Lennon, ale teraz... teraz już jestem pewna, żeby ją dalej publikować. ;)

      Usuń
  3. Świetny błog ;) czekam na nowe rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. W niektorych momentach chcialo mi sie smiac hahah
    'Cholera jasna.... Chyba jednak umarlam.'
    albo
    'Chyba zaczne chodzic do kosciola.' hahahha dobre dobre

    OdpowiedzUsuń
  5. kocham ten fanfic <3 genialny

    OdpowiedzUsuń