Podczas
gdy Lisa pognała do swojego domu, aby wygrzebać jakieś ładne ciuchy, ja sama
poleciałam na górę i stanęłam przed szafą. Nie mogłam wybrać swojej ulubionej,
luźnej bluzy, ani podartych spodni. Straszliwie żałowałam, że gdy moja przyjaciółka
wciskała mi do koszyka w sklepie spódnicę, ja odmawiałam. Nie miałam żadnych
ładnych rzeczy na takie SPECJALNE okazje. Raczej ubierałam się na sportowo i
kupowałam wszystko, co potrafiło zakryć mój brzuch. Co z tego, że miałam niedowagę.
Po prostu nie mogłam patrzeć na tą małą oponkę, która odznaczała się na
obcisłych bluzkach.
Stanęło
na tym, ze wybrałam jakąś szerszą, czerwoną tunikę i obcisłe czarne rurki. Do
tego założyłam parę conversów tego samego koloru, co bluzka. Włosy związałam w wygodny,
wysoki kucyk. Nie chciałam, aby wchodziły mi do oczu, albo dostawały się do
buzi, gdy będę jadła. Wystarczyło jeszcze tylko zarzucić płaszczyk na ramiona,
owinąć się zwiewnym szalem i... Poczekać na autobus, który miał zabrać mnie i
Lisę do centrum Londynu.
Wysiadłyśmy
na przystanku, ledwo co wychodząc z zatłoczonego busa. Odetchnęłam świeżym
powietrzem przypominając sobie sytuację sprzed tygodnia, kiedy stałam wśród
rozwrzeszczanego tłumu na koncercie. Dopiero teraz zlustrowałam przyjaciółkę
bystrym spojrzeniem.
-Lisa,
aleś się odstroiła...- Zaśmiałam się cicho, zwracając uwagę na czarną, krótką
spódniczkę, którą założyła. Przyjaciółka tylko wywróciła oczami i zarzuciła
rude włosy na plecy.
Minęło
trochę czasu, zanim znalazłyśmy adres, podrzucony przez chłopaków.
-Jezu, Lennon... To knajpa matki Felicii,
rozumiesz?- Wybąkała Lissandra, zatrzymując się przed kawiarnią.
-Że co?!- Mało brakowało, a wpadłabym na
latarnię, która nagle wyrosła mi przed nosem. Nasz limit szczęścia właśnie
teraz się skończył.
Kim była
Felicia? Moim i Lisy największym koszmarem. Ot, dziewucha, która próbowała
uprzykrzyć nam życie i robiła to z wielkim uśmiechem na twarzy. Obcięła mi
kiedyś połowę włosów małymi nożyczkami, twierdząc, że i tak mam okropną
fryzurę, więc to nie robi różnicy, czy chodzę łysa, czy może związuję
"kudły" elastyczną gumką. Ta historia miała miejsce jeszcze wtedy,
kiedy bawiłam się kucykami pony i lalkami. Potem już było tylko gorzej.
Chodziłyśmy z nią do przedszkola oraz podstawówki, aby później ponownie spotkać
jej wstrętną osobę w liceum. Felicia Griffin należała do elity naszej szkoły.
Była jednym z najbogatszych uczniów, których rodzice wspierali finansowo
placówkę. Jej tatuś, szef jakiejś wielkiej korporacji, której nazwy nie
pamiętam, fundował naszemu liceum książki, nowe ławki, sprzęt do pracowni
chemicznych i biologicznych oraz interaktywne tablice, dzięki którym
wychowankowie mieli szybciej przyswajać obowiązujący materiał, ucząc się przez
zabawę. Felicię słuchali wszyscy, oprócz nas. Każdy nastolatek leciał na jej
pieniądze, a gdy niezmiernie się postarał i robił za niewolnika owej zadufanej
w sobie damy, mógł się załapać na jakąś grubą imprezkę, urządzoną w
najdroższym, londyńskim klubie. Nie muszę chyba wspominać o tym, iż
przyjeżdżała do szkoły czarnym BMW, a mieszkała w willi z wielkim basenem?
Był
moment, kiedy Lissandra chciała się z Griffin pogodzić, ale... Nie wyszło.
Próba wyciągnięcia w jej stronę dłoni zakończyła się masakrą.
Spojrzałam
na zegarek. Miałyśmy jeszcze piętnaście minut, aby stąd uciec. Złapałam Lisę za
rękaw i pociągnęłam w stronę, z której przyszłyśmy.
-Zwariowałaś?- Wyrwała się mi czym
prędzej, marszcząc gniewnie brwi.
-Nie, to
chyba ty zwariowałaś, skoro chcesz iść do kawiarni tych nadętych Griffinów!-
Podniosłam głos, wskazując na szybę knajpki otwartą dłonią.
-Chcesz wystawić The Vamps? Serio?- Nie dawała za wygraną, bo nawet zrobiła dwa kroki w moją stronę i pociągnęła w swoją stronę. Ja zaparłam się nogami, chwytając pobliską latarnię i obejmując ją rękami.
-Nie wejdę tam. Za żadne skarby! Nie pamiętasz już co nam ta idiotka, Felicia, zrobiła?- Krzyknęłam, przyciskając swe ciało jeszcze mocniej i unikając gwałtownych ruchów Lissandry, która zaczęła mnie szarpać za płaszcz.
-Lennon, do jasnej cholery! Nie obchodzi mnie żadna Felicia!- Warknęła przez zaciśnięte zęby, poczynając uderzać mnie w ramię.
Ludzie, którzy przechodzili przez ulicę, gapili się na nas jak na dwie wariatki, które dopiero co wypuścili z psychiatryka.
-Za kogo Ty się uważasz?!- Rudowłosa w końcu przestała mnie bić i stanęła na chodniku, opuszczając ze zrezygnowania ręce. -Jesteś tylko zwykłą, przeciętną dziewczyną, która mieszka na przedmieściach Londynu!- Puściłam latarnię, spinając wszystkie mięśnie i stając na przeciwko przyjaciółki. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie. Zwykle to ja darłam się na nią, by później mieć wyrzuty sumienia przez to, co powiedziałam. Tym razem role się odwróciły.
Słuchałam jej przykrego monologu w ciszy, zatrzymując czarne, przybite spojrzenie na jej licu. Prawda zawsze boli.
-Twoje... Nasze życie to jeden wielki i zasrany śmietnik! Nie chcesz sobie przypomnieć jak to było, gdy twój ojciec jeszcze żył? Lennon, zmieniłaś się. Cholernie się zmieniłaś i nie chcesz już szczęścia, bo w nie nie wierzysz.- Stopniowo wyciszała swój głos, ale jego ton nadal był surowy i nie znoszący sprzeciwu. -Ja to kurwa rozumiem! Tylko pomyśl też o innych! Nie bądź taką cholerną egiostką!- Lisa wyrzuciła z siebie wszystko, co jej zalegało na sercu. Zabolało mnie to. Nawet bardzo. W chwili, w której wspomniała o moim tacie, miarka się przebrała.
-Skończyłaś już?- Zapytałam cicho. Głos mi nieco zadrżał, choć chciałam, by zabrzmiał o wiele bardziej pewnie.- W takim razie nie będę Ci przeszkadzała w tym "szczęściu". Powodzenia na randce z błaznami.- Rzuciłam tylko i odwróciłam się na pięcie, ruszając szybkim krokiem przed siebie. Nie byłam zła. Byłam wkurwiona. Za sobą usłyszałam jeszcze głuchy okrzyk Lisy, która chciała, żebym wróciła. Przepraszała mnie, żałowała za to, co powiedziała. A ja? Nie miałam nawet zamiaru spoglądać w jej stronę. Niech sobie radzi sama, skoro tak mnie potraktowała. Dlaczego tak zareagowałam na jej słowa? Przecież Lissanrda mówiła tylko i wyłącznie prawdę. Czystą prawdę, która była tak bardzo oczywistą, że okazała się perfekcyjnym, idealnie naostrzonym sztyletem, przecinającym moją duszę na wskroś. Mijałam nieznajomych na ulicy, wgapiając się w czubki czarnych butów. Nie zwracałam uwagi na nikogo, po prostu szłam pewnym krokiem przed siebie, mając w poważaniu to, czy na kogoś wpadnę, czy uderzę. Miałam tylko cichą nadzieję, że nie łupnę o jakiś gruby brzuch, by potem tłumaczyć się mu ze swojego aktualnego, tragicznego stanu.
-Chcesz wystawić The Vamps? Serio?- Nie dawała za wygraną, bo nawet zrobiła dwa kroki w moją stronę i pociągnęła w swoją stronę. Ja zaparłam się nogami, chwytając pobliską latarnię i obejmując ją rękami.
-Nie wejdę tam. Za żadne skarby! Nie pamiętasz już co nam ta idiotka, Felicia, zrobiła?- Krzyknęłam, przyciskając swe ciało jeszcze mocniej i unikając gwałtownych ruchów Lissandry, która zaczęła mnie szarpać za płaszcz.
-Lennon, do jasnej cholery! Nie obchodzi mnie żadna Felicia!- Warknęła przez zaciśnięte zęby, poczynając uderzać mnie w ramię.
Ludzie, którzy przechodzili przez ulicę, gapili się na nas jak na dwie wariatki, które dopiero co wypuścili z psychiatryka.
-Za kogo Ty się uważasz?!- Rudowłosa w końcu przestała mnie bić i stanęła na chodniku, opuszczając ze zrezygnowania ręce. -Jesteś tylko zwykłą, przeciętną dziewczyną, która mieszka na przedmieściach Londynu!- Puściłam latarnię, spinając wszystkie mięśnie i stając na przeciwko przyjaciółki. Pierwszy raz widziałam ją w takim stanie. Zwykle to ja darłam się na nią, by później mieć wyrzuty sumienia przez to, co powiedziałam. Tym razem role się odwróciły.
Słuchałam jej przykrego monologu w ciszy, zatrzymując czarne, przybite spojrzenie na jej licu. Prawda zawsze boli.
-Twoje... Nasze życie to jeden wielki i zasrany śmietnik! Nie chcesz sobie przypomnieć jak to było, gdy twój ojciec jeszcze żył? Lennon, zmieniłaś się. Cholernie się zmieniłaś i nie chcesz już szczęścia, bo w nie nie wierzysz.- Stopniowo wyciszała swój głos, ale jego ton nadal był surowy i nie znoszący sprzeciwu. -Ja to kurwa rozumiem! Tylko pomyśl też o innych! Nie bądź taką cholerną egiostką!- Lisa wyrzuciła z siebie wszystko, co jej zalegało na sercu. Zabolało mnie to. Nawet bardzo. W chwili, w której wspomniała o moim tacie, miarka się przebrała.
-Skończyłaś już?- Zapytałam cicho. Głos mi nieco zadrżał, choć chciałam, by zabrzmiał o wiele bardziej pewnie.- W takim razie nie będę Ci przeszkadzała w tym "szczęściu". Powodzenia na randce z błaznami.- Rzuciłam tylko i odwróciłam się na pięcie, ruszając szybkim krokiem przed siebie. Nie byłam zła. Byłam wkurwiona. Za sobą usłyszałam jeszcze głuchy okrzyk Lisy, która chciała, żebym wróciła. Przepraszała mnie, żałowała za to, co powiedziała. A ja? Nie miałam nawet zamiaru spoglądać w jej stronę. Niech sobie radzi sama, skoro tak mnie potraktowała. Dlaczego tak zareagowałam na jej słowa? Przecież Lissanrda mówiła tylko i wyłącznie prawdę. Czystą prawdę, która była tak bardzo oczywistą, że okazała się perfekcyjnym, idealnie naostrzonym sztyletem, przecinającym moją duszę na wskroś. Mijałam nieznajomych na ulicy, wgapiając się w czubki czarnych butów. Nie zwracałam uwagi na nikogo, po prostu szłam pewnym krokiem przed siebie, mając w poważaniu to, czy na kogoś wpadnę, czy uderzę. Miałam tylko cichą nadzieję, że nie łupnę o jakiś gruby brzuch, by potem tłumaczyć się mu ze swojego aktualnego, tragicznego stanu.
Nagle poczułam, że ktoś
mnie łapie za ramiona. Przeraziłam się nieco, sądząc, że to jakiś zboczeniec,
który chce mnie zaciągnąć w ślepy zaułek.
-Lennon?
Coś się stało?- To był znajomy, ciepły głos. Podniosłam głowę, aby ocenić,
na czyjej klatce piersiowej się zatrzymałam. Ujrzałam tylko swoje odbicie w
czarnych okularach, należących do zakapturzonej postaci. Uniosłam brwi i
otworzyłam usta w niemym zadziwieniu. Próbowałam ocenić chłopaka, w którego
objęciu się znalazłam. Spod szarego kaptura wystawały urocze, brązowe loczki.
Zaraz, zaraz...
-Bradley!-
Bąknęłam, odsuwając się od niego i zaglądając za jego plecy. Gdzieś w oddali,
wśród innych ludzi, kręcili się również James, Connor i Tristan. Oczywiście nie
mogli iść w kupie, bo wyglądaliby podejrzanie w tych swoich 'przebraniach'.
Chłopak zdjął okulary i spojrzał prosto w moje
oczy. Nogi się pode mną ugięły, a serce zaczęło szybciej bić. Dlaczego on to
robi? Nie dość, że Lissandra i tak już była na mnie wkurzona, to jeszcze zaczęłam
uważać, iż osiemnastoletni Simpson jest całkiem przystojny. Nie powinnam!
Jeszcze przed paroma minutami nazwałam The Vamps błaznami!
O pierwsza dodaje komentarz :) Piszesz fantastycznie, szczegolnie urzeklo mnie to zdanie: "Czystą prawdę, która była tak bardzo oczywistą, że okazała się perfekcyjnym, idealnie naostrzonym sztyletem, przecinającym moją duszę na wskroś." CUDO! Czekam na nexta i jestem cholernie ciekawa co bedzie dalej xD
OdpowiedzUsuńtoż to miód na moje serducho! bardzo mnie owy fakt cieszy, że historia przypadła do gustu! :)
UsuńTe nowe zdjecie na blogu... Juz doskonale wiem w ktorym "blaznie" Lennon sie zakocha ;)
OdpowiedzUsuńhaha, jeszcze nie wiadomo, czy rzeczywiście się zakocha. ;>
UsuńŚwietne <3 czekamy na dalsze ;)
OdpowiedzUsuńTo było smutne ;(
OdpowiedzUsuńLisa chciała do The Vamps, ale nie powinna robić przykości Lennon ;(
Lennon i Brad?
Sama nie wiem xD
A co z Lisą? Ona tak ich broni i w ogóle, a oni nią to się w ogóle nie interesują tylko Lisą ;(
Smutam ;(
Ale rozdział cudny *-*
W przyszłości taka rada możesz pisać z perspektywy kilku osób, no chyba, że nie chcesz ;D
Czekam na nexta <333
Masz wielki talent *-*
Buziak ;***
~~Kate Verdas
* A co z Lisą? Ona tak ich broni i w ogóle, a oni nią to się w ogóle nie interesują tylko Lennon ;(
UsuńNie, ja nie jestem za pisaniem z kilku perspektyw! Moze w jakims waznym momencie, ale nie caly czas! Wtedy opowiadanie straciloby ta tajemniczosc :p
Usuńrównież nie jestem za pisaniem z kilku perspektyw, chociaż myślę nad taką jedną sytuacją, podczas której będę musiała zmienić narratora. ;)
UsuńMasz dar! To jest boskie *.* czekam na next.. <3
OdpowiedzUsuńSuper naprawę ten rozdział był genialny! niemoge doczekać się naxta!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie
theeternalkids.blogspot.com
OMG to jest cudowne kocham to tak bardzo piszesz tak genialnie lepiej niz niektore wydane ksiazki serio *.*
OdpowiedzUsuń