23 marca 2014

{1} zaczekaj

GŁĘBOKI ODDECH: Przebudzenie (yt)
ZWIASTUN WYKONANY PRZEZ KAMILĘ (kamila-trailers)
dziękuję! <33

Dokładnie pięć miesięcy temu potrącił mnie samochód. Nie pamiętam tego ostatniego dnia w szkole, kiedy wracałam do domu i przechodziłam przez przejście. Palant po prostu we mnie wjechał, a następnie opuścił miejsce wypadku, nie oceniając, czy nic mi się nie stało. Nikt nie wiedział, kto to był. Nawet Lissandra, najbardziej poinformowana dziewczyna w całym Londynie, nie zebrała wystarczającej ilości faktów, aby poprowadzić swoje własne dochodzenie. W zasadzie... Chciała rozpocząć jakieś dziwaczne śledztwo wśród uczniów naszej placówki, ale na szczęście moja matka ją powstrzymała. Powiedziała, żeby zostawiła takie sprawy specjalistom- w końcu mój wypadek badała londyńska policja.
Słońce tego dnia przygrzewało wyjątkowo intensywnie. Wszyscy ludzie cieszyli się nadchodzącą wielkimi krokami wiosną, a ja... Ja byłam gdzieś obok tego wszystkiego. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co powiedziała mi Lissandra. Nie było żadnego zespołu The Vamps? Czyli to wszystko powstawało w mojej chorej głowie, podczas gdy rodzina martwiła się o to, czy jeszcze się obudzę? Chciałam wrócić do tamtego drugiego świata i przekonać się, że z Bradley'em jest wszystko w porządku. Może był tylko fikcyjną postacią, która pieściła jedynie mój umysł, ale... Martwiłam się. Nadal się cholernie martwiłam i czekałam na tę jedną jedyną wiadomość, że Simpson żyje. Cały czas o ścianki czaszki obijały mi się te przerażające słowa, że ich samolot się rozbił i nie wiadomo, czy ktokolwiek z całej ekipy przeżył. Obraz znowu rozmazał mi się przez łzy, napływające do oczu. Nie mogłam sobie poradzić z własnymi problemami i z tym, że jeszcze minie trochę czasu, zanim zacznę w pełni normalnie funkcjonować. To wszystko mnie dobijało, a ja z całej siły pragnęłam przypominać sobie każdy moment spędzony z chłopakami. Wspomnienia mieszały się, widziałam je jakby przez mgłę. Były przeplatane prawdziwym życiem, także zupełnie straciły dobrą kolejność. Nie wiedziałam co było najwcześniej, a co najpóźniej. Po prostu... Zdarzyło się. Już nie wróci, choć na zawsze zostanie w mym umyśle. Wieczorami próbowałam otwierać zeszyt i zapisywać każdą chwilę, która tylko wpadła mi do głowy. Prowadziłam jakiś dziwaczny pamiętnik z tamtego życia. Opisywałam jeden jedyny rozdział, który wydawał się nigdy nie zakończyć. Desperacko szukałam wytłumaczenia, chciałam napisać ostatnie zdanie, które miało na celu przerwać bolesne wydarzenia... Nie dało się. Po prostu się nie dało, a ja ciągle musiałam pisać, aby kartki były moim jedynym źródłem szczęścia.
Nie mogłam spać. A jak już nie dawałam rady i łzy zamykały moje oczy, nawiedzały mnie najgorsze koszmary, z których budziłam się z krzykiem.
Nie wychodziłam z domu odkąd wróciłam ze szpitala. Całymi dniami siedziałam w zamkniętym pokoju, zatrzymywałam wózek przed oknem i wgapiałam się pustymi, wiecznie czerwonymi przez łzy, oczętami. Próbowałam odnaleźć sylwetkę ukochanego. Jeszcze  niedawno tam stał. Jeszcze przed sekundą machał do mnie ręką po tym, jak wygoniła go moja matka. Całował mnie. Przytulał. Gładził po policzku. Przecież ja to wszystko tak wyraźnie czułam! Mogłabym przysiąc, że nadal pamiętałam zapach jego perfum na swoich ubraniach. Czasami specjalnie wyciągałam koszulę w kratę oraz krótkie spodenki, aby przez wiele godzin analizować materiał i doszukiwać się jakichkolwiek plamek. Choćby z pączu, który stał na stołach, gdy byłam na planie teledysku. Albo kurzu, zamiecionego koszulą, leżącą na podłodze, gdzieś w pokoju socjalnym.
Lissandra przychodziła do mnie codziennie. Jak zwykle była upierdliwa, uśmiechała się szeroko i próbowała mnie pocieszyć. Nie reagowałam na to wszystko. Nawet nic do niej nie mówiłam. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Ciągle miałam do niej żal, choć tak naprawdę jeszcze nie powiedziałam jej, co śniło mi się przez te trzy miesiące. Ona również mnie nie pytała- przynajmniej za to jej dziękowałam.
 Jedyne, czego teraz pragnęłam, to była cisza. Matka chyba tego nie rozumiała, bo załatwiła mi najlepszego brytyjskiego psychologa, który odwiedzał mój pokój regularnie. Pani Trevor ciągle tylko powtarzała, że stara mi się pomóc i żebym w końcu otworzyła się na innych, bo to może się źle dla mnie skończyć... Co ona do cholery mogła o tym wiedzieć? Nigdy nie przeżyła tego, co ja. Nie siedziała w moim umyśle.
Mimo wszystko z każdym kolejnym, tak samo nędznym dniem, czułam się coraz gorzej. Wtedy, kiedy mogłam już myśleć, że wszystko się jakoś ułoży, napadały mnie fale rozpaczy, podczas których zupełnie nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Była tylko pustka. Czarna dziura, która wchłaniała mnie do swojego wnętrza i nie pozwalała normalnie funkcjonować. Nie mogłam po nocach spać, nie jadłam zbyt wiele, a przez to straszliwie schudłam- brzuch, z którego byłam wiecznie niezadowolona, stał się wklęsły. Wystarczająco płaski, by utrzymać mnie w przekonaniu, że organy, które uprzednio zostawały atakowane kolorowymi motylami, zgniły. Zabiłam je razem z motylkami. A w zasadzie... Lekarze je zabili. Zabrali mi całe życie, które zostało niedokończone. To wszystko było jak pusta kartka papieru, na której nie potrafiło się nic zapisać z powodu braku siły.
-Lennon?- Jak zwykle siedziałam przed oknem z zeszytem na kolanach, ściskając wypisany już długopis z niebieskim atramentem. Odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Lisę w progu. Uśmiechała się blado. -Mogę? Mam dla ciebie niespodziankę.
Odwróciłam wózek w jej stronę, unosząc lewą brew do góry. Od razu zauważyłam dwa bilety w jej delikatnej dłoni. Aż mną zatrzęsło.
-Co to jest?- Zapytałam, łamiącym się głosem. Dziewczyna podeszła do mnie i przykucnęła przy wózku inwalidzkim, wyciągając do mnie jeden papierowy świstek.
-Pomyślałam, że dobrze by było, gdybyś w końcu gdzieś wyszła. Musisz się przełamać, Lenny. Zrobić to dla siebie, dla mnie i dla swojej mamy. - Nie chciałam słuchać o tym, co by było dla mnie odpowiednie. Wyrwałam jej bilet z ręki i zaczęłam skakać po czarnych, grubych literach, doszukując się znanej nazwy zespołu.
-Koncert wiosenny. -Stęknęłam.- Muzyka klasyczna.- Położyłam ów bilecik na kolanach, z powrotem odwracając się do okna. Moje serce pękło już chyba po raz setny.
-Słyszałam, że taki rodzaj muzyki odpręża. Mój ojciec podsunął mi taki pomysł i kupił nam dwa bilety. Akurat dostał je po zniżce. Ponadto zajął dobre miejsca, bo na balkonie.- Tłumaczyła się Lisa, która podążyła za mną i zasłoniła mi szybę swoją ciemną sylwetką.
Odetchnęłam ciężko, opierając głowę na ręce, której ramię spoczęło na brzegu wózka.
-Idź sama. -Jęknęłam przez łzy, pociągając nosem.
-Lennon, do jasnej cholery! Ty nie rozumiesz, że staram ci się pomóc? Chcę, żebyś jak najmniej odczuła wypadek. Chcę, żebyś zapomniała o tym, że jeździsz na wózku. Odrzucasz pomoc wszystkich. Nawet najlepszej przyjaciółki!- Powiedziała do mnie z wyrzutem, a ja spuściłam wzrok. Wiedziałam, że ta chwila w końcu nastanie. Lissandra nie była cierpliwą osobą, choć i tak ją już podziwiałam. Przez bite dwa miesiące milczała, rozmawiając o wszystkim, tylko nie wspominając o wypadku i moim tragicznym nastroju.
-To ty nic nie rozumiesz. Zupełnie nic.- Mruknęłam w odpowiedzi.
-Chyba najwyższy czas, abyś mi to wszystko wyjaśniła, nie sądzisz? -Lissandra znowu przycupnęła przy wózku inwalidzkim, opierając ręce na moich kolanach. To było najdziwniejsze uczucie, jakie kiedykolwiek mogłam mieć- widziałam, że trzyma tam dłonie, ale zupełnie nie czułam ich ciepła...
-Obiecałaś, że nie będziesz zadawała pytań. -Przypomniałam jej, patrząc prosto w oczy. Zerkała na mnie zawiedzionymi, błękitnymi tęczówkami, desperacko szukającymi wyjaśnienia. Martwiła się. Naprawdę się martwiła, a ja nie potrafiłam jej całej tej sprawy wytłumaczyć.
Nagle Lisa wstała. Poderwała się z ziemi, zaciskając szczęki z całych sił i spinając wszystkie mięśnie. Bez problemu mogłam zauważyć żyłki, kształtujące się na jej szyi. Złapała się za głowę, odgarniając długie włosy z twarzy. Coś w niej pękło. Nadszedł moment, w którym również ona przestała sobie radzić z moimi problemami.
Raptownie odwróciła się do mnie i oceniła wózek, na którym siedziałam. Nachyliła się w moją stronę i włożyła ręce pod plecy oraz nogi, odrywając mnie od miękkiego siedziska.
-Co ty...- Zaczęłam, łapiąc za materiał jej delikatnej bluzki, żeby mnie nie upuściła. Choć była równie drobna co ja, to miała jednak więcej siły. Trzymała mnie kurczowo, wpatrując się błyszczącymi oczętami i powstrzymując łzy. Drżała. Drżała z nadmiaru emocji i słabości, którą jej przekazałam. Czy ona cierpiała razem ze mną?
Podrzuciła mnie delikatnie, bo zsuwałam jej się z ramion, a następnie ruszyła w stronę drzwi i wyszła na korytarz, delikatnie chwiejącym się krokiem.
-Lisa, daj spokój. -Wystękałam przez zęby. Nie mogłam zrobić zupełnie nic. Każdy, nawet najmniejszy ruch, mógłby spowodować kolejny wypadek.
Nic nie mówiła. Zrobiła się czerwona na twarzy, ale nadal mnie trzymała i zeszła ze schodów, idąc pospiesznie w stronę drzwi. Z przerażenia wbiłam paznokcie w jej ramię. Nie chciałam wychodzić na dwór. Nie chciałam opuszczać bezpiecznego domu, który nie zaskakiwał mnie swoją niekończącą się przestrzenią.
W kuchni siedziała moja matka. Gdy nas zobaczyła, od razu wstała od stołu i popędziła w górę, do mojego pokoju- zapewne po wózek inwalidzki, krzycząc po drodze, że Lissandra zwariowała i żeby mnie posadziła na jakimś krześle.
Nie słuchała.
Nacisnęła klamkę łokciem. Drzwi niebezpiecznie zaskrzypiały i otworzyły się, ukazując betonową dróżkę, wylaną przed domem. Moją twarz popieścił świeży powiew wiatru, odgarniający rozczochrane włosy ze spoconego czoła. Nie sądziłam, że wolność dotknie mnie aż tak drastycznie. Że będę dusiła się otwartą przestrzenią, w której było mi bardziej duszno, aniżeli w pokoju na pierwszym piętrze mojego domku jednorodzinnego. Otworzyłam usta, biorąc głęboki wdech. Lissandra stanęła na samym środku i posadziła mnie na betonowej drodze, kucając zaraz za moją sylwetką, abym mogła się bezpiecznie o nią oprzeć. Wpatrywałam się z szeroko rozwartymi oczętami w zieloną już trawę, szeleszczące gałęzie, na których powoli rozwijały się listki oraz drobne ptaki, przebijające się przez błękitną przestrzeń. Czułam się jak zaszczute zwierzątko albo zacofany przedstawiciel własnego gatunku, który jeszcze nigdy nie widział słońca.
Dziewczyna chwyciła mnie pod pachy, ciągnąc mocno w górę. Zajęczałam cicho, czując pulsujący ból z krzyża. Moja przyjaciółka nie miała zielonego pojęcia jak mnie unosić, co dopiero mówić o specjalistycznej rehabilitacji.
-Nauczę cię chodzić. Nauczę cię znowu chodzić, rozumiesz?- Wysapała prosto do mojego ucha, siłując się z ciężarem mojego ciała oraz łzami, regularnie napływającymi jej do oczu i łamiącymi pewność w głosie. -Pójdziesz ze mną na ten pieprzony koncert i wszystko będzie jak dawniej. Nie pozwolę ci siedzieć w domu.- Moje nogi delikatnie dotknęły gruntu, podczas gdy cała góra zostawała przytrzymywana przez przyjaciółkę. Złapałam się rozpaczliwie jej bioder, oddychając bardzo ciężko, gdyż uciskała moją klatkę piersiową, aby tylko nie upuścić. Zrobiła jeden krok w przód, ciągnąc moje kończyny po ziemi. Błagałam, żeby przestała. Rozrywała moje ciało, wszystko mnie bolało, wszystko...
-Lisa! Do jasnej cholery!- Usłyszałam krzyk mojej matki, która właśnie podjeżdżała do nas z wózkiem. Czym prędzej złapała mnie za talię i usadowiła na siedzeniu, opierając nogi o podnóżek. -Co ci strzeliło do głowy? Pytam się- CO?!- Stanęła przed nią, wrzeszcząc prosto w bladą twarz, aktualnie przykrytą puklami rudych włosów. -Nie zdajesz sobie sprawy z tego, że mogłaś jej zrobić większą krzywdę?
-Mamo... Daj spokój. -Wyszeptałam, gdy już złapałam trochę powietrza. Cała ta sytuacja kosztowała mnie trochę wysiłku, ponadto plecy zaczęły mnie straszliwie boleć. -Ja... Ja sama chciałam.- Chyba tylko tak mogłam obronić Lisę. -A teraz zostaw nas, proszę.
Zerkałam niepewnie na roztrzęsioną przyjaciółkę, która nadal wpatrywała się w grunt, zasłaniając mokre od łez oczy, rozczochranymi, ognistymi kosmykami, jaśniejącymi w wiosennym słońcu. Zmarszczyłam brwi, unosząc delikatnie brodę i przechylając ramiona do tyłu, tym samym prostując kręgosłup. Matka łypnęła spode łba na Lisę, a następnie machnęła ze złości rękami, znikając w mieszkaniu.
Podjechałam wózkiem pod Lisę i chwyciłam ją za rękę, próbując odnaleźć jej twarzyczkę wśród zaplątanych włosów.
-Spójrz na mnie.- Zaczęłam, głaskając ją kciukiem po wierzchu dłoni. -Potrzeba mi jeszcze trochę czasu. Musisz być cierpliwa. I błagam, nie płacz, bo ja zaraz zacznę.- Zaśmiałam się przez łzy, dopiero teraz zauważając błękitne oczęta przyjaciółki.
Właśnie wtedy za personą rudowłosej mignęła mi pewna intrygująca sylwetka. Z pewnością był to chłopak w naszym wieku. Miał na sobie czerwoną, bardzo charakterystyczną kurtkę, jednakże nie to przykuło moją uwagę. Jego ciemnobrązowa czupryna wydawała mi się znajoma... Te same, urocze loki, wijące się niesfornie na głowie.
-Lisa, błagam, biegnijmy za nim. Pomóż mi go dogonić!- Pociągnęłam ją z całej siły. Dziewczę uniosło głowę i spojrzało w tym samym kierunku, co ja. Zupełnie nie wiedziało o co chodzi. -No dalej! Jedźmy! -Powtórzyłam, opierając ręce na podparciach. Nawet nie próbowała zadawać pytań. Po prostu popchnęła wózek w stronę ulicy, przyspieszając kroku z każdą kolejną chwilą.
-Zaczekaj!- Krzyknęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam, ale chyba nie usłyszał. -Szybciej Lisa, szybciej!- Poganiałam przyjaciółkę, która już i tak biegła, dysząc mi w czubek głowy. W końcu wjechałyśmy z impetem na chodnik i znajdowałyśmy się dosłownie parę metrów od celu...
-Bradley! Czekaj! -Powtórzyłam. Chłopak stanął, przechylając głowę w tył. Moje serce natychmiastowo przyspieszyło, a palce zacisnęły się na metalowych rurkach wózka. Wychyliłam się do przodu, niemalże pochłaniając go wzrokiem. Błagałam, aby to był Simpson. Wręcz piszczałam, żeby ponownie spotkać jego osobę.
-Przepraszam, ale to chyba pomyłka. -Rzekł cicho, stając do nas przodem i uśmiechając się przepraszająco. Nie. To nie był on pomimo łudząco podobnej fryzury. Poczułam się tak, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy. Nadzieja, która z zawrotną szybkością jeszcze przed chwilą powróciła, została natychmiastowo zniszczona. Nieznajomy spoglądał na nas jeszcze przez dłuższą chwilę, a następnie odwrócił się gwałtownie, ruszając ponownie przed siebie. Najwyraźniej spieszył się gdzieś.
Zagryzłam dolną wargę, zatrzymując czarne, puste oczęta na jego plecach. Wgapiałam się w coraz to mniejszą sylwetkę do czasu, gdy nie zniknął gdzieś za rogiem, przykryty murami białego domku jednorodzinnego.
-Kto to był? -Głos Lisy wyrwał mnie z chwilowego otępienia.
-Ideał, który miał tylko jedną wadę- nie istniał.

12 komentarzy:

  1. Omg nie wiem co napisać @teamxball

    OdpowiedzUsuń
  2. ech, tak bardzo chce mi sie plakac... jak lennon opisywala chwile z bradleyem to myslalam, ze juz nie dam rady sie powstrzymywac ;c ta historia jest bardzo, bardzo emocjonalna, jesli moge tak to ujac :p jejku... wiem, ze to pewnie malo prawdopodobne, ale tak bardzo bym chciala, zeby Lenn jakims cudem poznala takiego kogos jak Brad w prawdziwym swiecie.
    naprawde swietnie piszesz! :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Boze kochana jak ja to kocham czytac! Jestes poprostu wspaniala prawie sie poplakalam ; (

    OdpowiedzUsuń
  4. piękne, tym razem nie mogłam powstrzymać łez, same zaczęły lecieć gdy po kolei czytałam następne zdania ♥ oby tak dalej, świetnie piszesz :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no, serio? Odzyskalam nadzieje razem z Lennon i razem z nia ja stracilam :( Rozdzial jest dlugi i bardzo mi sie to podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże nie moge powtrzymac łez . Biedna Lennon!!:(
    Zapraszam do mnie theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnie piszesz
    Płaczę
    A może Bradley istnieje i ona też mu się przyśniła ? Oh chciałabym

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie da się powstrzymać łez . ! to jest świetnie. <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Popłakałam się ;( czekam na next !

    OdpowiedzUsuń
  10. Cudowny rozdzial
    Prawie sie poplakalam kiedy Lisa powiedziala ze nauczy Lennon chodzic :') to taka prawdziwa przyjazn

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże siedzę i ryczę kocham to opko

    OdpowiedzUsuń
  12. genialne opowiadanie wreszcze jakieś orginalne zapraszm do mnie http://theworldbehindwhitelight.blogspot.com/2015/04/prolog.html lub
    http://www.wattpad.com/myworks/37788034-the-world-behind-white-light-the-vamps-fanfiction

    OdpowiedzUsuń