Dokładnie dwie godziny przed koncertem przyjaciółka
przybyła do mnie z małą szkatułką, w której trzymała swoje kosmetyczne
"skarby". Skrzywiłam się delikatnie, widząc chory uśmiech na jej
twarzy. Nie mogła się doczekać, aż siądzie przed moją biedną osobą i zacznie
malować. Doskonale wiedziała, że tego nienawidziłam, ale dzisiaj... Dzisiaj jej
pozwoliłam, gdyż sama bałam się spojrzeć w lustro, gdy widziałam te podkrążone,
czerwone oczy, które dotychczas były przepełnione słonymi łzami.
Mama Lissandry podwiozła nas swoim samochodem pod
same drzwi filharmonii. Pomogła mi usiąść na wózku i poprawić czarną spódnicę,
sięgającą mi do kolan. Tak, to również był pomysł mojego wspaniałego rudowłosego
potwora, który stwierdził, że nawet w eleganckich spodniach nie powinno się
pojawiać w tak wykwintnym miejscu. Nerwowo pogładziłam pomięty materiał na
swoich kolanach i wygodnie oparłam się o oparcie, wstrzymując oddech. Wjechałam
do środka. Ludzie. Wszędzie stali ludzie. Przeważnie były to starsze osoby-
fanatycy muzyki klasycznej, z niecierpliwością oczekujący na koncert. Do moich
uszu docierały przeróżne komentarze o muzykach, których nazwisk nie mogłam
zapamiętać. Złapałam się za nadgarstek i z całej siły go ścisnęłam, czując, jak
zaczynają pocić mi się ręce. Lisa najwyraźniej zauważyła, iż byłam cała w
nerwach, gdyż pogładziła mnie pieszczotliwie po głowie, psując perfekcyjnego
koczka, upiętego na czubku głowy. Zaczęłam rozglądać się na wszystkie strony,
analizując postać każdego człowieka, zatrzymującego się na drodze mych źrenic.
-Dziecko
drogie, szyja cię będzie później bolała...- Skomentowała moje zachowanie
przyjaciółka, która trzymała ręce na tylnym oparciu wózka. Prychnęłam jedynie
cicho, wywracając z niezadowolenia oczami.-Mama
cię nie uczyła, że to nieładnie?- Dodała po chwili, chichocząc sobie pod
nosem. Zignorowałam jej złośliwy komentarz, kontynuując poszukiwania czegoś, co
nie miało racji bytu. Czułam się tak, jakbym próbowała odnaleźć igłę w stogu
siana.
-Lennon,
chciałabym ci kogoś przedstawić. -Rzekła po chwili Lisa, uśmiechając się szeroko,
niczym wariatka. Widziałam, że była bardzo podniecona i niemalże podskakiwała z
radości.
Odwróciłam do tyłu wózek, bez problemu odnajdując
sylwetkę dość wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka o jasnych włosach,
pozostających w artystycznym nieładzie. Wyróżniał się. Nie tylko pod względem
swojej oryginalnej urody. Jeszcze nie do końca mogłam to stwierdzić, ale biła
od niego nieokreślona, intrygująca siła, karząca poznać jego osobę jak
najbliżej się tylko dało. Coś w rodzaju magnesu, przyciągającego do siebie
naiwny, bezbronny metal. Czy to była pewność siebie, którą okazywał, unosząc
podbródek? A może chodziło o idealnie wyprostowane plecy i dumny chód? Zmierzał
w naszą stronę z nikłym grymasem na twarzy, do złudzenia przypominającym
specyficzne zadowolenie, albo bardziej... Chorą satysfakcję. Miał jasne, szare
oczy, które mroziły wszystko, co tylko napotkały na swojej drodze. Choć
znajdował się parę metrów od nas, mogłam doskonale określić wyrazistość jego tęczówek.
Aż mnie ciarki po plecach przeszły. Nie mogłam wpatrywać się dłużej w jego
oblicze, gdyż miałam wrażenie, że facet pochodzi z jakiegoś taniego horroru, w
którym gra największego psychola, który uciekł ze szpitala. Garnitur tylko
dopełniał jego mroczną sylwetę, powoli przesuwającą się po wypolerowanej
podłodze filharmonii. Otworzyłam szeroko oczy, a następnie przełknęłam głośno
ślinę. Spojrzałam pytająco na Lisę, która natychmiastowo rzuciła się na szyję
nieznajomego, całując go prosto w usta. Szczęka mi opadła. Czyżby to był...
Chłopak mojej przyjaciółki? Naprawdę tak dużo się zmieniło, odkąd miałam
wypadek?
-To Anthony
O'Neil. -Spojrzała na mnie, obejmując go w pasie. -Kochanie, poznaj moją najlepszą przyjaciółkę.
-Witaj,
Lennon.- Wyciągnął w moją stronę dłoń, nie zmazując uprzedniej
przerażającej maski ze swojej bladej twarzyczki. Miał równie intrygujący,
hipnotyzujący głos, co kolor tęczówek. -Miło
mi ciebie poznać. Dużo o tobie słyszałem. Cieszę się, że wróciłaś do zdrowia. -Wyrecytował
to wszystko na jednym wdechu, co zabrzmiało nieco sztucznie. Może Finnigan
kazała mu wyuczyć się pewnych regułek na pamięć? Niestety było ją na to stać.
Pokiwałam niepewnie głową, odsuwając od niego
rękę i kładąc ją z powrotem na kolanach, na których zmarszczyłam delikatny
materiał czarnej spódnicy. Czułam się głupio. Lissandra nic mi nie wspominała o
żadnym Anthony'm, chociaż odwiedzała mój dom codziennie, gdy tylko wróciłam ze
szpitala. Pomińmy częste wizyty jeszcze w ośrodku, gdy bombardowała mnie
pomarańczami i ciasteczkami czekoladowymi, pomagającymi w "leczeniu".
Nie za bardzo wiedziałam, co mogę powiedzieć, także uśmiechnęłam się w jego
stronę blado, zerkając co chwilę na Lisę. Chciałam dostać od niej jakikolwiek
sygnał albo wskazówkę, mającą naprowadzić mnie na właściwą drogę, dążącą do
bliższego zapoznania jej drugiej połówki. Raptownie zrobiło mi się gorąco. Nie
wydawało mi się, aby Tony był pozytywnie nastawiony do mojej osoby. Cały czas
mierzył mnie zabójczym wzrokiem, pełnym nienawiści i pogardy.
-Długo się
znacie?- Zapytałam w końcu, przerywając niezręczną ciszę, podczas której
obydwoje podrygiwali, wyrażając nerwowym tupaniem nogami chęć dostania się na
balkon.
-To trochę
niewiarygodne, ale... Poznałam go parę dni po twoim wypadku. Pomógł mi dojść do
siebie.- Tutaj rudowłosa ponownie spojrzała na swojego chłopaka, szczerząc
się wdzięcznie.- Dziwne, że nie
zauważyłyśmy takiego faceta jak Tony, prawda? Przez ten cały czas chodził z
nami do szkoły, a my, ślepe, nawet nie mogłyśmy go wypatrzeć na korytarzu. -Osiemnastolatka
klepnęła go po klatce piersiowej.
Wzruszyłam ramionami, podejmując drugą próbę
spojrzenia mu prosto w oczy. Skorzystałam z chwili, w której skupił całą swoją
uwagę na jakimś innym obiekcie niż ja. Automatycznie wyczuł, iż się mu
przyglądam i skierował swe zimne tęczówki w moją stronę. Uniósł jedną brew do
góry, jakoby w niemym zapytaniu, dlaczego to robię. Westchnęłam jedynie cicho,
zaciskając z całej siły szczęki. Liss latała obok swojego nowego ukochanego, a
on...? On wydawał się tym wszystkim niewzruszony. Był jak młody bóg- albo jakiś
idealny posąg, którego każdy mógł podziwiać z daleka. Nie reagował na zaczepki
rudowłosej, która robiła niemalże wszystko, aby znów pocałował ją w usta. Ręce
mi opadały, gdy z niezadowoleniem stwierdzałam, że to kolejny palant i dupek,
przez którego Lissandra już niedługo będzie mi się wypłakiwała w ramię. Z
drugiej strony trochę jej zazdrościłam. Może Tony na pierwszy rzut oka wydawał
się celem nie do osiągnięcia? A może on po prostu w inny sposób wyrażał swoje
uczucie? Postanowiłam nie oceniać go już po pierwszym kontakcie i starałam się
opróżnić umysł z niepotrzebnych myśli, gdy już przekroczyliśmy mosiężne drzwi,
prowadzące nas na balkonik.
Przez cały spektakl nie mogłam w spokoju
odetchnąć. Nawet nie próbowałam wyłapać nutek, słodko płynących ze skrzypiec
oraz klarnetów. Muzyka miała działać kojąco na moje nerwy, tak? Niestety tak
nie było. Nigdy bym nie wpadła na to, że koncert może tak bardzo zestresować
człowieka. A w zasadzie... Że drugi człowiek może wywołać taki niepokój u
drugiego przedstawiciela jego gatunku. Lisa oddzielała mnie z lewej strony od Anthony'ego.
Chłopak, zamiast skupić całą swoją uwagę na spektaklu, raz po raz przekręcał
głowę w moją stronę, by świdrować moją biedną, obolałą duszę swoimi niemalże
białymi, jaskrawymi oczami. Prowokował, oblizując wargi, wzdychając głucho i
mrużąc powieki, zasłaniając szarość tęczówek za kotarą gęstych, choć jasnych
rzęs. Parę razy nasze spojrzenia się skrzyżowały, ale to ja jako pierwsza
spuszczałam głowę, obawiając się, żeby Lisa tego przypadkiem nie zauważyła. Na
szczęście była cała pochłonięta koncertem, odrywając swój krzyż od siedzenia i
wychylając się jak najbardziej do przodu, by pochłaniać całą sobą klasyczną,
piękną muzykę. W głębi duszy modliłam się, aby blondyn okazał się tylko jedną z
najbardziej specyficznych i nieodgadnionych osób pod słońcem. No i żeby Lisa w
końcu oparła się o to pieprzone krzesło, a nie dawała Tony'emu bezwstydnie
gapić się na mnie za jej plecami. Nie chciałam psuć czegokolwiek pomiędzy tą
dwójką. Nie po najdłuższym śnie, który przeżyłam jak na własnej skórze.
-Jestem
pewien, że już niedługo się zobaczymy, Cartwright. -W końcu mogłam
zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Gdybym nie siedziała na wózku, już dawno
wyszłabym ze spektaklu pod pretekstem wycieczki do toalety. Tak nie mogłam
zrobić zupełnie nic. Byłam uziemiona i uzależniona od swojej przyjaciółki,
która pomagała mi przemieszczać się z miejsca A do miejsca B.
O'Neil włożył ręce do spodni od smokingu,
ucałował przelotem czoło Lisy i ruszył szybkim krokiem przed siebie, wtapiając
się w tłum. Wspominał jeszcze, że do rudowłosej zadzwoni, gdy tylko wróci do
domu. Typowo.
Po raz setny
podczas tego wieczoru poczułam gęsią skórkę na rękach oraz karku, która nie
ustawała nawet wtedy, kiedy osiemnastolatek zniknął mi z pola widzenia. Można
było powiedzieć, że po swojej obecności pozostawiał... Niedosyt? Albo gorzki
posmak, pozostający na dłużej w ustach.
-Niezwykły jest, co? -Rozmarzyła się moja przyjaciółka, odprowadzając go wzrokiem. Nawet nie zdążyłam przytaknąć. Byłam w tak wielkim szoku, że ledwo co oddychałam. Chłopak wydawał mi się cholernie podejrzany. Zupełnie tak, jakby ukrywał coś przed Lisą. I bynajmniej nie było to coś miłego i sympatycznego.
super!zaintrygował mnie ten rozdział i jestem bardzo ciekawa co wydarzy się dalej i co ukrywa chłopak lissy.
OdpowiedzUsuńprzy okazji zapraszam wszystkich
theeternalkids.blogspot.com
Świetne! Zaciekawił mnie Tony, a zwłaszcza jego nazwisko, O'Neil ... czy to dzięki niemu Lennon w końcu uda się spotkać Brada? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału x
OdpowiedzUsuń@imtooosexyforya
Rzeczywiscie zachowanie Tony'ego jesy strasznie dziwne i podejrzane... Ciekawe co on takiego ukrywa
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego ale jak czytam o Ton'ym to wyobrazam sb ze jest to Connor Ball XDD
OdpowiedzUsuń