1 marca 2014

{10} ani słowa więcej

Jakby tego wszystkiego było mało, właśnie zaczął padać deszcz. Może to i dobrze? Przynajmniej nikt nie widział tych żałosnych łez, spadających z moich bladych policzków. Powiedziałam o wiele za dużo. Jedno zdanie, a niezwykle zraniło moją matkę. Właśnie w tym momencie zaczęłam się intensywnie zastanawiać nad tym, dlaczego przy każdej możliwej chwili wypominałam jej śmierć ojca i uważałam, że to wszystko była jej wina... Przecież nie chciała dla niego źle. Nic się już nie dało zrobić w jego stanie.
Biegnąc przed siebie przypominałam sobie te ostatnie chwile. Ostatni telefon od niego, ostatnie słowa, a później jedną wielką rozpacz. Przeskakiwałam kolejne kałuże, analizując lata, gdy mój tata najbardziej cierpiał, bo wiedział, że... Umiera. Walkę z rakiem rozpoczął osiem lat temu. Chyba do końca życia zapamiętam ten dzień, w którym powiedział mi, iż musi iść do lekarza, by zrobić badania. Wrócił do domu biały niczym ściana, z małą karteczką w ręku, którą po chwili położył na stole w kuchni. Nie za bardzo wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi, w końcu miałam dopiero dziesięć lat.
Mama bardzo długo płakała, gdy tylko zobaczyła treść na owym przeklętym kawałku papieru. Prosiłam ją, żeby powiedziała mi o co chodzi i dlaczego ma taki paskudny humor. W odpowiedzi kręciła jedynie głową i ponownie szlochała w chusteczkę, znikając za progiem w swojej sypialni... Dlaczego nie podeszłam wtedy do taty i nie zapytałam go o tą całą, dziwną sytuację? Nie miałam odwagi, bo czułam, że coś jest nie tak i... Bałam się go. Siedząc na krześle w kuchni spoglądałam na jego sylwetkę ukradkiem. Wydawało mi się, że na kanapie w salonie siedzi zupełnie inny człowiek, niż mój tata. Jego sylwetka była ostra, harda, zakończona wyraźnymi, nieco krzywymi liniami. Smukłe, jeszcze chudsze niż zwykle ciało, siedziało drętwo i kuliło się w sobie, jakby jego wnętrze rozdzierał nieopisany ból. Co było z twarzą? Twarz wydawała mi się najmniej ludzka. Blada, z głębokimi oczodołami, zapadniętymi policzkami i czarnymi, gęstymi brwiami, które srogo się marszczyły z każdą kolejną, upływającą sekundą.
Dzień w dzień przyglądałam się tacie i widziałam, jak życie powoli z niego upływa. Mimo tego uśmiechał się, starał się pomagać mamie w przygotowywaniu obiadu i sprzątaniu domu. Czasami bywało tak, że rozpoczynał pewną czynność i jej już nie kończył, bo zwyczajnie nie miał siły. Chemia doszczętnie wyniszczyła jego ciało, pozbawiając go gęstych, kruczoczarnych włosów, ale i również raniąc wnętrze- psychikę. Większość czasu leżał w łóżku, wpatrując się w sufit i przeklinając pod nosem, iż nie ma siły nawet pomóc własnej żonie. Starałam się do niego przychodzić i rozmawiać, ale widział, że straciłam do niego zaufanie. Próbował to naprawić, jednak mnie jego choroba za bardzo przerażała. Nie mogłam patrzeć na niego jak na tamtego, wiecznie radosnego mężczyznę, który podnosił mnie do nieba i grał ze mną w piłkę. To było chyba najgorsze w tym wszystkim, czego żałuję do dzisiaj. Nie miałam odwagi go przytulić, czy powiedzieć, że go kocham. Zrobiłam to dopiero w szpitalu, parę dni przed samą śmiercią.
Mama mówiła, że się uda. Dodawała mi otuchy i twierdziła , że ojciec wygra z białaczką i wszystko będzie jak dawniej. Jednak wtedy, kiedy upadł w naszym domu na schodach, straciłam resztki nadziei na lepsze jutro. Obserwowałam ratowników medycznych w skupieniu, żegnając się z mamą i słysząc, że tato wróci niedługo do domu. Nie wrócił. Nie wstał również z łóżka szpitalnego. Pożegnał się ze mną po raz ostatni przy mamie, która właśnie robiła mu zastrzyk przeciwbólowy.
Pamiętam, jak wpadłam wtedy w szał. Wyrwałam strzykawkę mamie i rzuciłam ją w kąt, wrzeszcząc na nią, iż to jej wina. Próbowała się tłumaczyć, że to było tylko lekarstwo na zniwelowanie bólu, ale ja nie chciałam jej słuchać. Wtedy uciekłam z domu po raz pierwszy i zatrzymałam się u Lissandry.
-Gdzie się panienka tak spieszy?- Jakiś nieznajomy, zachrypnięty głos obudził mnie z letargu. Znajdowałam się w pobliżu przystanku autobusowego, z którego mogłam dostać się do centrum Londynu.
-Nie twoja sprawa.- Burknęłam, stwierdzając, iż jakiś pijany bezdomny, który siedział na chodniku nie powinien mnie interesować.
Cieszyłam się, że zabrałam ze sobą plecak. Na samym dnie, pod paroma zeszytami oraz książkami do literatury i biologii, znalazłam swój portfel. Dobrze, że ostatnio przechowywałam w nim wszystkie swoje oszczędności. W innym razie nie mogłabym się dostać do samego centrum Londynu.
Gdzie chciałam jechać? Musiałam jak najszybciej odnaleźć Brad'a. Wiem, że to głupie i nie powinnam, ale... Chciałam go przytulić. Po prostu przytulić i się wyżalić. Czym prędzej sprawdziłam w przeglądarce komórkowej gdzie chłopaki się aktualnie zatrzymują i jakie mają plany na dzisiaj. Dobrze, że trafiłam na jakiś wywiad w radio, który miał się zakończyć spotkaniem z fanami przed budynkiem popularnej, brytyjskiej stacji. Nie zastanawiając się nad niczym, wcisnęłam telefon w kieszeń kurtki i wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu, który miał mnie podwieźć do miasta.

Budynek radia oblegały tłumy. Przez chwilę poczułam się tak samo, jakbym ponownie szła na koncert z Lissandrą. Właśnie. Jeszcze przed chwilą dostałam od niej esemesa, że się o mnie martwi i żebym wracała do domu. Prychnęłam jedynie śmiechem, wsadzając komórkę tam, gdzie się wcześniej znajdowała. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę znanych mi już dobrze, poustawianych wzdłuż chodnika barierek. Pozostawał tylko jeden problem- jak do cholery przecisnę się przez tą falę Vampettes, aby być jak najbliżej chłopaków? Z takiej odległości nawet mnie nie zauważą. Zaczęłam swą desperacką wyprawę przez kolejne, płaczące i krzyczące jednostki. Trzeba było przyznać, że nie szło mi za dobrze...
Jakoś w połowie drogi do celu dziewczęta zaczęły wrzeszczeć i piszczeć. Stanęłam na palcach, trzymając kurczowo szelki od plecaka, by przypadkiem mi go nie zdarły z grzbietu. Drzwi wejściowe się otworzyły. Czwórka chłopaków z zespołu pomachała zgromadzonym fanom i zaczęła rozdawać autografy.
Czułam się bynajmniej dziwnie. Jeszcze wczoraj spędziłam z nimi popołudnie, a dzisiaj... Dzisiaj nawet nie mogłam zwrócić ich uwagi na siebie. Przeszkadzały mi w tym inne dziewczyny, które już zdążyły się dopchać do metalowych barierek i zacząć sobie z nimi robić zdjęcia.
-Bradley!- Wrzasnęłam, ale mój głos został stłumiony innymi, jeszcze głośniejszymi okrzykami. Stałam więc w tłumie, próbując się jakoś do nich dopchać, ale dziewuchy były o wiele silniejsze ode mnie. Jedna nawet pociągnęła mnie za włosy i szarpnęła mocno do tyłu, bo również chciała być jak najbliżej The Vamps. -Bradley! Spójrz na mnie! - Powtórzyłam jeszcze głośniej. Nie słyszał. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Był skupiony na robieniu sobie zdjęć z dziewczynami, które stały najbliżej barierek.
Znajdowałam się wśród nieznajomych mi osób, które popychały mnie do zewnątrz, powiększając moją odległość od zespołu. W końcu jakaś grubsza ode mnie dziewczyna postanowiła nieco zagłębić moje kontakty z ulicą. Upadłam tyłkiem na twardą ziemię, mając przed oczami tylko nogi rozwrzeszczanych fanek.
-Cholera! Weszli do środka!- Usłyszałam zawiedzone głosy, podczas gdy masowałam swój dół pleców. Czyżby chłopcy tak szybko się zwinęli? A może mi się coś w głowie poprzestawiało i sądziłam, że cała ta desperacka wycieczka do barierek trwała tylko kilka sekund?
Czym prędzej się ogarnęłam i ruszyłam pędem za budynek, znikając w jakiejś mniejszej uliczce. Postanowiłam odnaleźć boczne wejście, dzięki któremu będę mogła się dostać do chłopaków. Po drodze potykałam się o swoje własne nogi, ale nie poddawałam się. Musiałam znaleźć te cholerne drzwi!
No i właśnie wtedy, jakby na zawołanie- zatrzymałam się przed sporym, metalowym wejściem. Przed naciśnięciem klamki spojrzałam w stronę ulicy, na której tłum począł się rozchodzić. Nikt mnie chyba nie podglądał, bo wszyscy byli bardziej zainteresowani The Vamps, aniżeli jakąś tam dziewczyną, która najpierw upadła tyłkiem na ziemię, a następnie popędziła w bliżej nieokreśloną stronę świata. Wsunęłam się do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Schody. Stanęłam na pierwszym stopniu i ruszyłam w górę na paluszkach. Dotarłam na jakiś dobrze oświetlony korytarz, ozdobiony przeróżnymi plakatami znanych zespołów, oprawionych w wielkie antyramy.
-Gdzie się wybierasz? -Głos, który sparaliżował mnie od pasa w dół należał z pewnością do jakiegoś "goryla". Uniosłam wzrok z jego czarnych butów i ujrzałam dwumetrowe monstrum, wgapiające się w moją drobną sylwetkę z nieprzyjemnym wyrazem twarzy.
-Poszukuję The Vamps. Przyszłam się z nimi zobaczyć.- Nawet nie sądziłam, że to tak głupio zabrzmi. Gdy układałam swoją wypowiedź w głowie, to nie wydawała się być taka beznadziejna...
-Niestety, był na to czas na dole. Aktualnie zespół jest zajęty. Musisz opuścić budynek.- Był nieugięty. Myślałam, że się zaraz na nowo rozpłaczę.
-Ale ja ich znam! Nie rozumiesz!- Zaczęłam, próbując przedostać się przez jego potężną sylwetkę, zasłaniającą mi resztę korytarzu. Drzwi do garderoby znajdowały się chyba parę kroków dalej. Dałabym sobie rękę uciąć!
-Tak, oczywiście. Podobnie jak reszta rozwrzeszczanych fanek, czekających na nich na zewnątrz. Daj sobie spokój, dziewczynko. - Ochroniarz po prostu chwycił mnie za ramiona i przerzucił sobie przez plecy. Nie miał z tym większego problemu, gdyż należałam do niezwykle drobnych osób. Chciałam jakoś zaprotestować, ale jedyne, co mogłam w tej chwili zrobić, to ugryźć go w ramię.
-Zostaw mnie! Musisz mi uwierzyć!- Poczęłam uderzać małymi piąstkami w jego rozrośnięte plecy i kopać go z całej siły. Wydawał się tym zupełnie niewzruszony. W końcu postawił mnie na ziemi- oczywiście wtedy, gdy już znaleźliśmy się na dworze, w dokładnie tym samym miejscu, w którym znalazłam boczne wejście.
-Słuchaj, mała... Takiego kitu nam nie wciśniesz. No już, zmykaj.- Rzucił tylko i zniknął za potężnymi drzwiami. Stałam jeszcze tak przez chwilę, wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w ich stalową strukturę. Co ja sobie myślałam? Że tak po prostu tam wejdę i zobaczę się z chłopakami? Westchnęłam głośno, opierając się o ścianę na przeciwko i zsuwając się po niej, by w końcu usiąść na zimnym gruncie. Jak będzie trzeba, to poczekam na nich aż do ciemnej nocy. Teraz było mi już wszystko jedno, więc po prostu ścisnęłam plecak, który wcześniej umiejscowiłam wygodnie na swoim brzuchu, a następnie oparłam zmęczoną, rozczochraną łepetynę o największą, najbardziej wystającą kieszeń. Nawet nie wiem kiedy zapadł zmrok. Zrobiło się cholernie zimno, a ja miałam na sobie tylko cienką bluzę, także... Odzyskiwałam zdrowy rozsądek. Chłopaków nadal nie było. Pewnie wyszli innym bocznym wyjściem, albo wyprowadzono ich z ochroną przez główne drzwi do radia. Boże, byłam taka głupia...
-Lennon?- Czarna sylwetka, która zarysowała się na światłach ulicznych, zbliżała się w moją stronę niebezpiecznie. -Lennon, boże! Twoja matka umiera ze strachu! Ja też się o ciebie martwiłam!- Tak, to była zdecydowanie Lissandra. A za nią? Za nią pędził nikt inny, jak pani Cartwright.
Podniosłam głowę z plecaka, który służył mi jako poduszka i otworzyłam szeroko buzię.
-Co wy tutaj robicie? Jak mnie znalazłyście?- Zapytałam, odgarniając ciemne włosy z czoła.
-Tak myślałam, że będziesz chciała spotkać się z chłopakami. Za dobrze cię znam, Lenn.- Westchnęła rudowłosa i założyła mi na ramiona moją ciepłą kurtkę. Owinęłam się nią niemalże od razu i wstałam z chłodnej ziemi, nadal ściskając plecak.
Zerknęłam na matkę. Przyglądała się mi w milczeniu, nie wyrażając żadnych emocji. Jej twarz była niczym z kamienia, a światła, delikatnie przeciskające się w małą uliczkę, jeszcze bardziej podkreślały jej obojętność.
Westchnęłam ciężko.
-Jestem głupia. Przepraszam.- Puściłam plecak, który wylądował z głośnym łoskotem na ulicy.
-Ani słowa więcej, Lennon Cartwright. Zapraszam do samochodu, wracamy do domu.- W końcu odezwała się moja matka, zabierając torbę z brudnej ziemi. Odwróciła się i ruszyła szybkim, pewnym siebie krokiem w stronę głównej ulicy. Nawet się za mną nie spojrzała. Po prostu zniknęła za rogiem, a ja... Ja ruszyłam za nią, przytulając Lissandrę z całych swoich sił. Druga ucieczka z domu znowu zakończyła się niepowodzeniem. 

9 komentarzy:

  1. Opis choroby ojca Lennon to chyba najbardziej dojrzała rzecz jaką czytałam, naprawdę mi zaimponowałaś.

    Mimo, że rozdział bez większego udziału The Vamps to równie świetny jak inne :) Jestem ciekawa,jak będzie wyglądała rozmowa Lennon z mamą..

    Życzę weny i czekam na kolejny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie sie doczekalam! Jestem troszke zawiedziona, ze nie wystapili The Vamps, ale rozdzial i tak boski :) Ciekawe co wydarzy sie w nextcie. Blagam, dodaj dzisiaj (bo juz po polnocy) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obiecuję, że w następnym już się pojawią. ;)

      Usuń
  3. mi się, jak zwykle, bardzo podoba :D
    uwielbiam twój styl pisania :))

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mogę się doczekać co się dalej wydarzy. dodaj szybko nexta błagam!
    zapraszam
    theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział <3 Biedna Lennon ;( Ale ja jestem uparta i mimo wszystko współczuję Lisie ;( Lisa w kawiarni była zła na Lennon, a teraz jako jej przyjaciółka mimo wszystko martwi się o nią, szuka jej, a przecież jej też nie jest łatwo widząc, że Brad, którego naprawdę kochała nie zwraca na nią zbytniej uwagi, z resztą pozostali chłopacy też bardziej interesują się Lennon ;( Zrobisz kiedyś np. jeden rozdział z perspektywy Lisy? Choć jeden <3 Ten był wspaniały, ale ja jestem za LISĄ! *-* Czekam na next <3 /Katarina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem czy mi wyjdzie opisywanie historii z perspektywy Lisy, szczerze powiedziawszy nigdy nie zmieniałam narracji w swoich historiach. ;)
      na kolejną część musicie poczekać trochę dłużej, gdyż ostatnio mam kupę roboty w szkole, a nie chciałabym dodawać niczego krótkiego. zobaczymy czy uda mi się go napisać dzisiaj, czy może za 2 dni.

      Usuń
  6. Szkoda mi Lennon! Na początku jej nie lubiłam, ale teraz zrobiło mi się jej strasznie żal. Czekam na następny rozdział, bo nie mam co czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdradzę, że właśnie piszę kolejną część, która będzie miała tytuł "zakazany owoc". (: czekajcie cierpliwie, misiaki! xx

      Usuń