7 marca 2014

{11} zakazany owoc cz. II

Otrzeźwiałam. W tej jednej, jedynej chwili poczułam się tak, jakby ktoś na mnie wylał wiadro lodowatej wody.
Bradley był taki delikatny, że mogłabym przysiąc, iż wyczuł ten przyjemny dreszcz, przebiegający po całym moim ciele. To jeszcze bardziej go rozradowało, dało wyraźny sygnał na to, żeby nie przestawał. Ujrzałam nikły uśmieszek na jego twarzyczce, po której w tym momencie skakały radosne, kolorowe światła. Spojrzał prosto w moje oczy, które chyba mówiły wszystko. Cholerne zwierciadła duszy. Byłam tak przewidywalna...
Ostatnie słowa z jego ust, jakoby odległe, słyszałam gdzieś w tylnej części swej czaszki. Odbijały się słodko od ścianek kości, zatapiając w najmniejszej komórce mojego ciała, pragnącej Bradley'a coraz bardziej i bardziej. Pozwolił mi odetchnąć i trwał w milczeniu chwilę, by zaraz po niej unieść delikatnie zimną dłoń, wpleść ją w ciemne, rozczochrane włosy i zbliżyć nieco swą twarz do mego lica. Oddech przyspieszył, serce również, grając swą własną muzykę szybką, pełną namiętności i pragnienia zbliżenia drugiej osoby. Prąd, który przepływał przez nasze ciała był nie do opisania. W jednej sekundzie zapomniałam o Lissandrze, o tym wszystkim, co zdarzyło się na planie nowego teledysku The Vamps i jej niespełnionej, delikatnie kiełkującej miłości. Zatopiłam się w czarnych tęczówkach, które wydawały się rozbierać moje wnętrze. Zakazany owoc najlepiej smakuje, nieprawdaż?
Nieśmiało, aczkolwiek gdzieś w środku z wielką pewnością złączył nasze usta w pocałunku. Czułam jak na mej twarzy pojawia się delikatny rumieniec, a język, który rwał się w wesoły taniec złączył się z jego podniebieniem. Przechylił delikatnie głowę, a ja poczułam napięcie w podbrzuszu, świadczące o narastającym podnieceniu. Głośna muzyka, która cały czas dudniła w naszych płucach, przestała dla mnie istnieć. Liczył się tylko Brad: jego usta, pieszczące me wargi z coraz większą pasją i oddaniem, jego dłonie, schodzące niżej po szyi, torujące sobie drogę po ramionach, plecach, by w końcu spocząć na biodrach...
Przyciągnął mnie do siebie, a następnie zsunął ręce na pośladki, by jednym zgrabnym ruchem unieść me wątłe ciało do góry, będące aktualnie w totalnej rozsypce. Oparł mnie o inną ścianę, tocząc z językiem jakąś dziką bitwę. Czułam w tym wszystkim żal i złość, ale i również pragnienie...
Kurczowo oplotłam jego idealne ciało nogami, mając podparcie tylko i wyłącznie w ścianie, na której zatrzymały się moje plecy, oraz rękach chłopaka, nadal utrzymujących ciężar mego bezbronnego ciała. Przerwał na chwilę, chcąc uchwycić błogą mimikę mej twarzy.
-Nie odchodź...- Wysapałam, spoglądając na niego zza przymrużonych, rozbieganych ocząt. Wyciągnęłam w jego stronę kruche ręce, trzęsące się z emocji. Uśmiechnął się zadziornie, ściągając kurtkę z ramion, a tym samym- zostając jedynie w cienkim, białym podkoszulku.
-Nigdzie się nie wybieram. -Mruknął prosto w me usta, a ja poczułam, jak zaczyna kręcić mi się w głowie. Przed oczami zrobiło się zupełnie jasno- nie mogłam zebrać myśli. Byłam tylko marionetką w jego dłoniach. Mógł zrobić ze mną dosłownie wszystko. Po raz kolejny mogłam przejrzeć się w jego rozszerzonych od pożądania źrenicach, wsłuchać się w jego przyspieszony oddech, idealnie komponujący się z moim.
Uniósł moją prawą dłoń w górę, wplatając w nią swoje palce i przyciskając do ściany. Blokował mnie? Zrobił to chyba zupełnie nieświadomie, jakby ze strachu, że zaraz to wszystko pryśnie. Sytuacja do złudzenia przypominała najpiękniejsze marzenie senne- delikatną bańkę mydlaną, dryfującą w przestworzach i ukazującą wszystkie kolory tęczy na swej jakże kruchej strukturze. To było dziwne uczucie. Takie piękne, a zarazem pełne smutku. Znowu się zbliżył, chcąc kontynuować pieszczotę. Miałam wrażenie, że Bradley całuje mnie tak, jakby miał to zrobić po raz pierwszy i ostatni. Chciałam wykorzystać te ułamki sekund w pełni- mieć go tyko i wyłącznie dla siebie: tu i teraz.
Schodził coraz niżej. Obsypywał mój policzek delikatnymi muśnięciami, zatrzymywał się wierzchem swych warg na szczęce, zaczepnie zahaczając o dolną część ust, aby w końcu delikatnie ująć je w swoje i ponownie złączyć je tak, jakby zaraz miał się ze mną rozstać na zawsze. Nawet nie wiem kiedy moja koszula upadła na ziemię, a ramiączko od stanika, wyraźnie przeszkadzające Bradley'owi, niebezpiecznie zsunęło się po ramieniu.
-Powstrzymaj mnie.- Tym razem to on się pierwszy odezwał, poczynając pieścić mą rozgrzaną szyję swoimi delikatnymi ustami. On mnie prosił? Odezwał się zupełnie tak, jakby nie chciał tego robić, bo wiedział, że to było złe. Wpadł w jakiś dziwaczny amok- nie mógł się ode mnie oderwać, a ja wcale nie protestowałam. Tańczyliśmy na niebezpiecznym ostrzu noża, na samym jego czubku.
-Nie.- Odpowiedziałam szeptem, widząc przed sobą tylko ciemność i rozmazane światła, padające z hali. Poczułam, jak się uśmiecha, zaczepiając zębami o mą skórę. Wyciągnęłam dłonie w jego stronę, kładąc je na twarz oraz przyciągając do siebie jak najmocniej się tylko dało. Moje plecy zostały oderwane od ściany, bo Bradley zrobił parę kroków w tył, ruszając przed siebie w głąb nieznajomego pomieszczenia, zostawiając za naszymi sylwetami kolorowe lampy, oświetlające nam drogę. Wplotłam dłonie w jego miękkie, aksamitne loki. Boże, jak ja go pragnęłam! Wtuliłam się w jego ciało, opierając brodę o wgłębienie w jego szyi i nieco przechylając głowę, by dać mu łatwiejszy dostęp do wrażliwych na bodźce miejsc. W końcu postawił mnie delikatnie na ziemi, by podwinąć moją bluzkę do góry. Zamruczał z przyjemności.
-Jesteś wstrętną dziwką!- Krzyk wydawał się być na tyle zdesperowany, że pokonał głośną muzykę oraz innych ludzi, zapewnie świetnie się bawiących na hali. Pustka w głowie nagle zniknęła, a na jej miejsce wstąpił potok argumentów, jakie mogłabym wykorzystać w swojej obronie.
Mogłabym przysiąc, że jeszcze czułam, jak Bradley mnie całuje. Otworzyłam oczy, pogrążona w jakiejś dziwacznej euforii oraz... Wielkim szoku i poczuciu własnej beznadziejności i fałszywości. Opadły mi ręce. Zatoczyłam się delikatnie, ale Bradley nadal trzymał mnie za nadgarstek, napinając mięśnie swych ramion, abym nie poleciała do tyłu. Spoglądałam na roztrzęsioną przyjaciółkę wielkimi oczami, które były podkreślone już nieco rozmazanym makijażem. Zaśmiałam się nerwowo. Nie wiem dlaczego. Nie potrafiłam nad tym zapanować, chociaż już byłam w pełni trzeźwa (pomijając silny narkotyk, który nadal znajdował się przy mnie, przylegając miednicą do delikatnie zarysowanych bioder). Odwrócił jedynie głowę w stronę rudowłosej, a następnie spojrzał na mnie ze zdziwieniem, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi.
-Lisa...- Mój ton w głosie miał zabrzmieć zupełnie inaczej. Chciałam, żeby widziała, iż jest mi przykro. Zamiast tego usłyszała tylko puste słowa, zabarwione delikatnym otępieniem i nutą przyjemności, nadal trwającą na rozgrzanych ustach. Musiałam odpowiedzieć sobie na jedno jedyne pytanie: czy rzeczywiście było mi żal z tego powodu? Złamałam jedną z najważniejszych zasad, znajdującą się w naszym małym kodeksie przyjaciółek. Me serce powinno krwawić, tak? Może rzeczywiście byłam cholerną, dwulicową dziewuchą, która uwielbiała wykorzystywać innych...
Moja klatka piersiowa nadal falowała, rozdzierając powietrze nieokreślonym szczęściem. Popchnęłam tors Bradleya zmuszając go do zrobienia kroku w tył. Obsunęłam podwiniętą do góry bluzkę i złapałam flanelową koszulę, walającą się gdzieś po ziemi. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę przyjaciółki, zarzucając ubranie na plecy i poprawiając ramiączko, które do tej pory zsuwało się z mego ramienia.
-Zostaw!- Wrzasnęła, gdy do niej podeszłam i próbowałam ją złapać za rękę. -Jak mogłaś mi to zrobić? Jak?- Wszystkie słowa wypływały z zaciśniętych ust osiemnastolatki. Płakała. Wielkie niczym groch łzy odbijały się we wszystkich kolorach świateł, niemrawo dobiegających do ciemnego zaułku.
-Czekaj, porozmawiajmy...- Znowu się nie udało. Wszystkie słowa, które padały z moich ust, wydawały się nie mieć sensu. Nadal brzmiałam tak, jakby mi zupełnie na Lissandrze nie zależało. Odwróciła się ode mnie i zaczęła biec w stronę wyjścia. Oczywiście ruszyłam za nią, choć wcale nie byłam tego wszystkiego pewna. Po prostu zrobiłam to automatycznie. Usłyszałam za sobą znajome kroki. Ciemnooki postanowił podążać za mną. Przeciskaliśmy się przez tańczący tłum, zapraszający nas do wspólnej zabawy. Simpson miał najgorzej- po drodze zaczepili go przyjaciele z zespołu i nie chcieli puścić. Mimo tego torował sobie ścieżkę, starając się jakoś wyjaśnić tą całą chorą sytuację.
W końcu wybiegliśmy na dwór. Było cholernie zimno, a Lisa nie miała na sobie nawet kurtki.
-Lisa, do jasnej cholery! Musisz mnie posłuchać!- Całe szczęście nagle mnie opuściło.
-O czym niby mam słuchać? Nie chcę twoich wyjaśnień! Wracaj do swojego ukochanego!- Wrzasnęła tak głośno, że echo jej głosu rozeszło się po całej ulicy. To nie wróżyło niczego dobrego.
-Bradley Simpson! Tam jest Bradley Simpson!- Wrzaski fanek odbiły się od mokrych ścian budynków.
-Kurwa!- Brad stanął w miejscu, rozglądając się na wszystkie strony. Z bocznej uliczki można było dojrzeć całą ekipę paparazzi, trzymających kurczowo lustrzanki i robiących zdjęcia. Tylko czekali na tę chwilę, w której ktoś z The Vamps opuści halę i zacznie opowiadać o kręceniu nowego teledysku. Otoczyli naszą trójkę, poczynając pstrykać kolejne fotki.
-Cóż to za dwie piękne dziewczyny? To statystki, występujące w waszym nowym klipie? Może zdradzisz nam o czym będzie najnowszy teledysk The Vamps? Gdzie jest reszta zespołu?- Zaczęto nas bombardować pytaniami. Nawet nie wiem skąd, ale przede mną wyrosła jakaś zdesperowana dziennikarka oraz jej równie podniecony kolega, trzymający na ramieniu wielką, czarną kamerę.
-Bradley! Spójrz na nas!- Krzyczeli w jego stronę paparazzi. Jakby tego było mało, płaczące fanki właśnie dotarły do tego uroczego zgromadzenia i zaczęły wyciągać ręce z telefonami oraz kartkami, by zdobyć jakąś pamiątkę od swojego idola. Lisa była przerażona. Wyglądała jak małe, zaszczute zwierzątko, chcące stąd jak najszybciej uciec. Myślałam, że zaraz wybuchnie. Złapałam ją za rękę, próbując jakoś załagodzić tę całą sytuację. Ponownie mi się wyrwała, spoglądając na mnie ciemnymi od złości tęczówkami. Wtedy zrozumiałam, że naszej relacji już się nie da uratować. Popatrzyła przez dłuższą chwilę na obiektyw, wykierowany prosto na Bradley'a, który również nie był zachwycony całą tą sytuacją. Rudowłosa złapała za potężne urządzenie, zmuszając kamerzystę na ujęcie swej osoby.
-Możecie wszędzie rozgłosić, że ta oto dziewczyna jest najgorszą osobą pod słońcem. -Tu wskazała na mnie palcem. Otworzyłam usta w niemym proteście. -Nie dość, że złamała mi serce, to jeszcze za chwilę zostawi waszego ukochanego Simpsona. Uwierzcie mi, nie dajcie jej dojść do Bradley'a, bo to może się źle dla niego skończyć. - Gdy mówiła, nagle nastała cisza. -Kiedyś podobno nazywała się moją przyjaciółką. Dzisiaj już wiem, że tylko marnowałam na nią czas.-Nawet Vampettes zamknęły swoje usta, w skupieniu wsłuchując się jakże uroczym słowom mojej NAJWAŻNIEJSZEJ towarzyszki życia.- Baw się dobrze uczuciami innych. -Przecisnęła się przez tłum, pędząc prosto przed siebie i starając powstrzymywać szloch, wypełzający z parszywych warg. Znowu zaczął się harmider, a paparazzi niemalże piszczeli z radości. Niektórzy zaczęli gonić zapłakaną Lisę, która potykała się o własne nogi. Bradley złapał mnie za nadgarstek, zasłaniając swoim ciałem. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Dziewczyny zaczęły ciągnąć mnie za ubranie i włosy, wrzeszcząc najgorsze rzeczy, jakie kiedykolwiek mogłam usłyszeć. Mimo wszystko groźby, że mi nie darują, gdy zrobię coś ich ulubieńcowi, nie bolały mnie aż tak, jak monolog Lissandry. W jednej sekundzie mój świat zawalił mi się na głowę. Straciłam przyjaciółkę, a do tego stałam się najbardziej znienawidzoną dziewczyną, której twarz zapewne pojawi się na wszystkich możliwych portalach i w gazetach.
-Chodź.- Rzucił do mnie Bradley, torując ścieżkę przez fanki, dotykające jego ramion, twarzy, włosów... Błagały go o to, by zaczekał i mnie zostawił. Widziałam, że cierpi. Bił się z myślami, zostając nieugiętym pod względem obcych dziewcząt, starających się, aby tylko zwrócił na nie uwagę. Rozszarpana przez dziki tłum, zbesztana psychicznie, mogłam odetchnąć dopiero w środku hali, gdzie naszą dwójkę przejęli ochroniarze. Kolana mi drżały. Nie mogłam ustać na wyprostowanych nogach, więc oparłam się o ścianę, a następnie osunęłam się po niej, chowając twarz w otwartych dłoniach. Nadal czułam na swoich plecach błyski fleszy, a zgryźliwe komentarze zostały gdzieś w najciemniejszej części pamięci, zostawiając ranę, która wydawała się nigdy nie zagoić...

12 komentarzy:

  1. o ja, ale się porobiło :o
    z jednej strony rozumiem Lissadrę, bo była wściekła, a pod wpływem emocji robi się różne rzeczy. Rzeczywiście, Lennon nie zachowała się właściwie, ale... to jest Brad XD a zresztą uczuć się nie wybiera, prawda? :p
    z drugiej, jednak myślę, że nie powinna mówić tego wszystkiego mediom. co jak co, ale to pewnie będzie miało negatywne skutki... już ma.
    w ogóle, to mam nadzieję, że Bradley nie zostawi Lennon, nie po tym wszystkim, przecież już całkowicie załamała :o
    mimo wszystko, muszę przyznać, że masz talent, serio, uwielbiam to opowiadanie :D ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. ooooo to było GENIALNE!!!!!!!!!!!!!!!!! ♥ UWIELBIAM♥

    OdpowiedzUsuń
  3. o jezu to jest cudowne!! ty po prostu masz talent do tego a ten rozdzial pokazuje jak niesamowita jestes. dziekuje ci ze tak czesto dodajesz rozdzialy i piszesz tak swietne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedna Lisa, ale mowienie takich rzeczy dziennikarzom to szczyt egoizmu. Przeciez ranieni kogos, bo on cie zranil, jest chore! Rozumiem, ze poniosly ja emocje, ale nie wiem czy to wystarczajace usprawiedliwienie... Ciekawe co teraz bedzie z Lennon i Bradem <3 ROZDZIAL BOSKI :)

    OdpowiedzUsuń
  5. NARESZCIE! Tak, tak xD Dziwna ja czekałam, aż Lisa się dowie, a wszyscy poza mną i moją koleżanką (prawdopodobnie) są za Brannon, a my za Brassandrą! <3 Niby rozumiem Lennon no bo uczuć się nie wybiera, ale mogła wcześniej, nawet kilka dni, porozmawiać z Lisą, a nie... :/ Ja ją rozumiem, wiem, że Lennon mogło się zrobić przykro, no ale... Jakbyście się czuły, gdybyście zastały Waszą najlepszą przyjaciółkę, z którą byłyście nierozłączne i z którą miałyście jakieś swoje zasady, tajemnice, itd., i nagle zastajecie ją całującą się z chłopakiem, którym Wam się podoba (ona wie, że on Wam się podoba, ale Wy, że on jej nie) i jakbyście się poczuły? Zdradzone? Oszukane? Co byście czuły? Złość? Nienawiść? Gniew? Lisa już po prostu nie wytrzymała! To ona kochała The Vamps, a Lennon ich nienawidziła, i gdyby nie Lisa Lennon nie poznałaby Brada... Więc wystarczyła choć jedna rozmowa...A tak? Biedna Lisa widzi takie coś... Napad złości widząc, że jej ukochany biegnie za jej najlepszą przyjaciółką, itd., nie jest rzeczą dziwną... Może nie jest to fajne zachowanie... Ale ona już nie wytrzymała tych emocji..To ją po prostu przerosło... A teraz co? Została sama... Wcześniej tylko pomagała Lisie jak ta była chora albo coś... Chłopaki z The Vamps też bardziej się interesowali Lennon, a ona... Sama, sama, sama... Jak miała się czuć? I teraz znowu... Nie ma nikogo.. Straciła przyjaciółkę.. No Lennon też, ale ona w tym przypadku ma Brada.. Poza tym słowa Lisy ją bolały no i nie dziwię się, ale z drugiej strony co Lissandra miała powiedzieć? Wydaje mi się, że Lennon powinna bardziej powalczyć.. Za łatwo oddała tę przyjaźń? A ona jak czuła się, gdy zobaczyła Brada i Lisę? Tylko, że różnica jest taka, że Lennon wiedziała, że Lisie podoba się Brad, a Lisa nie wiedziała... Więc? Cóż.. Od początku byłam za Lisą, ale wiem, że tak czy się będzie Brannon xD Ale mimo to zawsze będę oddana Lisie, która teraz została sama i mam tylko nadzieję, że jak teraz będzie taka zrozpaczona, zdruzgotana i samotna wracać do domu to nic się jej nie stanie ;( Ale z drugiej strony może wtedy Lennon, by wreszcie zrozumiała kim tak naprawdę była dla niej Lisa, a nie się od razu poddawała :/ "Wtedy zrozumiałam, że naszej relacji już się nie da ratować." - zawsze warto próbować... Albo: "W jednej sekundzie zapomniałam o Lissandrze" - uczucia uczuciami, ale to Twoja przyjaciółka, wystarczyło z nią porozmawiać kilka razy i może by zrozumiała... A teraz? Kto wie czy coś się jej nie stanie? Z jednej strony nie chcę, a z drugiej byłaby akcja ^-^ OGÓLNIE ROZDZIAŁ JEST ARCYDZIEŁEM, CUDEM I DŁUGO BY WYMIENIAĆ! <3 JEST MEEEEGAAAA CUDNY, WSPANIAŁY, ŚWIETNY, IDEALNY I TAK DALE! *-* Czekam na nexcika niecierpliwie ;D Kiedy możemy się spodziewać? <3 Całuję Cię mocno ;*** /Katarina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z deczka wyszedł przydługawy, ale dasz radę... Tak myślę ;*** /Katarina

      Usuń
    2. * Została sama... Wcześniej tylko pomagała LENNON jak ta była chora albo coś...
      * tak czy SIAK

      Usuń
    3. Masz rację co do wszystkich uczuć Lisy, ale nie wpomniałaś słowem O Bradleyu. On zakochał się w Lennon, a nie w Lisie! Mysle, ze gdyby Lisa nie traktowala w tak zly sposob Lennon ona by jej o wszystkim powiedziala :)

      Usuń
  6. Dziękuję za ten rozdział. Otworzył mi oczy na to co dzieje się ze mną moją przyjaciółka i chłopakiem. Dziękuję rozdział cudowny :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie opisałaś pierwsze wydarzenia, bardzo mi się podoba :*

    OdpowiedzUsuń
  8. jejku, naprawdę świetny rozdział! Wszystko tak dokładnie i genialne opisane. i jeszcze do tego przez cały rozdział trzymałaś mnie w napięciu. czułam jakbym tam była, stała niedaleko jako obserwator i przeżywała to co bohaterzy! Jestem w wielkim szoku! tak cudownie piszesz, że nie można się oderwać od czytania! Życzę ci aby kolejne były tak samo... ekscytujące!
    zapraszam
    theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. nie mam słów aby opisać moje zadowolenie <3 powiem że to jest po prostu genialne czekam na kolejne rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń