Byłam w
totalnej rozsypce. Tak naprawdę nie wiedziałam, co mam robić. Z jednej strony
osiągnęłam to, o czym marzyłam przez te ostatnie dwa tygodnie, a z drugiej...
Straciłam coś, na co pracowałam całe życie. Straciłam część siebie, która była
zdecydowanie tą lepszą połową. Przez cały czas widziałam żałosną, wykrzywioną
bólem twarz Lisy. To było nie do zniesienia. Siedząc przy wejściu do hali,
płakałam w rękaw flanelowej koszuli, która jeszcze niedawno walała się po
ziemi. Z oddali nadal słyszałam radosne krzyki bawiących się ludzi, którzy
zagłuszali me szybko bijące serce.
-Nie płacz, proszę...- Poczułam, jak
Bradley kładzie mi swoją rękę na kolanie. Podniosłam głowę, niepewnie
spoglądając na osiemnastolatka. Pewnie wyglądałam jak panda- z rozmazanym
makijażem i podpuchniętymi oczętami. Pociągnęłam nosem, starając się wziąć parę
głębszych oddechów.
-Nie mogę patrzeć, jak płaczesz, Lennon.-
Rzekł cicho, kucając na przeciwko mnie i ujmując moją twarz w swoje zimne
dłonie. Zmusił mnie do spoglądania prosto w swoje czarne tęczówki. W zasadzie
spodobał mi się taki gest. Ot, terapia na uspokojenie. Jego bliskość pozwalała
się totalnie wyciszyć. W tym momencie biła od niego nieokreślona siła,
zmuszająca do ogarnięcia parszywych myśli oraz łez, spływających ciurkiem po
policzkach. Starałam się jakoś uśmiechnąć, pokazać mu, że wszystko jest w
porządku i nie ma się czym przejmować, ale... Nie potrafiłam. Czułam, że nie
mam po co wracać do domu, tym bardziej do szkoły. Najchętniej zamknęłabym się w
piwnicy i już nigdy stamtąd nie wychodziła.
-Co teraz będzie? Nie wiem co robić, Brad...-
Wyjęczałam w końcu, gwałtownie łapiąc powietrze w płuca. -Oni nie dadzą mi spokoju.
Nie
wiedziałam, jak teraz spojrzę na siebie w lustro. Nie chciałam widzieć tych
fałszywych tęczówek, tego okropnego uśmiechu, którym obdarowywałam przez te
wszystkie lata Lisę. Choć do tej pory miałam bardzo niską samoocenę, to
teraz... Mój poziom można było określić jako okrągłe zero.
-Przejdziemy przez to, zobaczysz.-
Widziałam, że się waha. Nie był pewny tej odpowiedzi, ale wcale mu się nie
dziwiłam.
-Nie.- Zaprzeczyłam niemalże od razu,
łapiąc go za nadgarstki, bo jego dłonie nadal ujmowały moją mokrą od łez twarz.
Takiej odpowiedzi się chyba nie spodziewał. -Zaraz stąd pójdę i już nigdy mnie nie zobaczysz. Nie będę ci mieszała w
życiu i rujnowała kariery, na którą tak długo pracowałeś. Zraniłam już wiele
osób, nie chcę też zranić ciebie...- Wydukałam, ściskając mocniej jego
ręce. Tak bardzo bolało mnie serce. Wcale nie pragnęłam tego rozstania.
Wiedziałam, że to będzie dla mnie trudne, choć... Tak będzie lepiej.
Przynajmniej nie dojdzie do tego, że złamię Simpsonowi serce, tak jak to powiedziała Lissandra.
-Zwariowałaś?- Wyraźnie się oburzył,
marszcząc brwi. Jeszcze go chyba w takim stanie nie widziałam. -Nawet nie gadaj takich głupot.
-Daj spokój, Bradley. Jutro przeprowadzisz
wywiad, że to był tylko żart i tak naprawdę nie ma żadnej Lennon, bo nadal
jesteś singlem. -Wystękałam z trudnością, wbijając się palcami w jego
skórę. Zbliżył swe lico do mojego na tyle blisko, byśmy się stykali nosami. -Wolę zranić siebie, niż ciebie.
-Lennon, swoim odejściem nie zranisz tylko
siebie, ale również i mnie! Nie możesz tego zrozumieć? -Zsunął dłonie z
policzków, by tym razem złapać mnie za ramiona i potrząsnąć delikatnie,
zmuszając do otrząśnięcia się ze stanu melancholii i beznadziejności.
Poskutkowało. "Przejdziemy przez to, zobaczysz". PrzejdzieMY. Czyli
jednak widział mnie w swoim życiu? Dopiero teraz to do mojej głupiej łepetyny dotarło.
Nie mówiąc zupełnie nic, po prostu wtuliłam się w jego klatkę piersiową,
przechylając ciężar ciała do przodu. Potrzebowałam tego bliskiego kontaktu z
osobą, na której mi zależało. Potrzebowałam kontaktu ze swoim zakazanym owocem-
przekleństwem i powodem kłótni z najlepszą przyjaciółką. Siedzieliśmy w takiej
pozie przez dłuższą chwilę. Głaskał mnie po głowie, powtarzając spokojnie, że
wszystko będzie dobrze i jakoś się ułoży. Moczyłam mu ramię swoimi gorzkimi
łzami oraz tuszem, który był dosłownie wszędzie.
-Chodź, zawiozę cię do domu. -Odczepił
się ode mnie niechętnie, a następnie podniósł w końcu z ziemi, wyciągając do
mnie rękę.
-Brad, wrócę sama. Lepiej nie wywoływać wilka
z lasu...- Po raz kolejny otarłam twarz, pozbywając się kolejnych czarnych
maz, wytworzonych przez kosmetyki, rozpuszczone słonymi łzami.
Przed
budynkiem stało mnóstwo fanów, spragnionych obecności The Vamps. Pomińmy
fotografów oraz dziennikarzy, którzy również tylko czekali na jakiś kolejny
skandal. Zastanawiałam się nad jednym- jak szybko informacja o wrednej Lennon
Cartwright dotrze do tabloidów? Czy już jutro będę na pierwszych okładkach
głupich, kolorowych pisemek?
-Wyjdziemy innym wyjściem. Nie puszczę cię
samej w takim stanie.- Pokręcił głową, zaciskając szczęki.
Nie
miałam siły się z nim kłócić. W zasadzie chciałam, by ktoś ze mną wrócił do
domu. Sama nie potrafiłabym stać na przystanku i czekać tak po prostu na
autobus, który miałby mnie zawieść na przedmieścia. Prędzej ruszyłabym na
pierwszy lepszy most, żeby z niego skoczyć.
Chwyciłam
ciepłą dłoń osiemnastolatka, wstając z gruntu. Spojrzałam na niego niepewnym
wzrokiem, a następnie zostałam objęta jego delikatnym ramieniem. Położyłam
głowę na Bradleyowym torsie, ściskając go lewą ręką przy boku, jakbym nie
chciała, by mnie teraz puszczał. Po drodze wstąpiliśmy po kurtki oraz kluczyki
do samochodu (jak się później okazało- samego Waddy'ego). Całą drogę
milczeliśmy- Brad prowadził w skupieniu, a ja wpatrywałam się w migoczące
latarnie oraz pojedynczych ludzi, zmierzających w nieznane. Oparłam czoło o
zimną szybę i trwałam tak aż do czasu, gdy nie zauważyłam znajomej okolicy obok
mojego mieszkania. Wychodząc z samochodu, musiałam zerknąć na domostwo
Finnigan. Błądziłam po budynku, by w końcu zatrzymać smutne oczy na oknie do
jej pokoju. Światło już dawno zostało zgaszone. Poszła spać? A może jeszcze nie
wróciła do domu? Westchnęłam głośno, zaciskając piąstki ze złości. Dlaczego
nadal obchodziło mnie jej życie? Wiedziałam, że źle zrobiłam, ale... Ona
wyrządziła mi większe świństwo, gadając najgorsze rzeczy przed kamerą i tłumem
wiernych fanek The Vamps.
Zdziwiłam
się, gdy zobaczyłam, że chłopak rusza za mną do domu. Nawet nie próbował się
żegnać przed progiem- po prostu wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
Zapaliłam światło, rzucając kurtkę gdzieś na wieszak. Odetchnęłam z ulgą
zauważając, że matka ma nocny dyżur.
-Zrobić ci coś do picia?- Martwił się. Od
napadu tych hien jeszcze nie widziałam uśmiechu na jego twarzy. To chyba było
gorsze od tego wszystkiego.
-Nie, dzięki. Jedź już do chłopaków, poradzę
sobie.- Mruknęłam w odpowiedzi, opadając bezsilnie na krzesło.
-Wyganiasz mnie?- Uniósł jedną brew do
góry, krzyżując ręce na klatce piersiowej. -Oj,
chyba nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.- Pokręcił głową, podchodząc do
mnie i chwytając moje dłonie. - Chodź,
położysz się spać.
Nawet
nie wiem kiedy podszedł do mnie bokiem, wsunął jedną rękę pod moje kolana, a
drugą umiejscowił na plecach. Podniósł mnie w górę jednym, pewnym ruchem.
Cóż... Ciężka nie byłam, więc nie sprawiło mu to większego problemu. Weszliśmy
na górę, do mojego pokoju. Zostałam położona na łóżku, a następnie przykryta
kocem.
-Co robisz?- Nagle poczułam, jak przylega
do moich pleców, a następnie kładzie dłoń na moim brzuchu, karząc przysunąć się
nieco bliżej. Zamarłam w niepewności, otwierając szerzej oczy.
-Czuwam.- Wydmuchał ciepłe powietrze
prosto w moje włosy, zanurzając w nich nos oraz usta.- Coś nie tak?
Znowu
poczułam się tak, jakbym zaraz miała zemdleć. Mięśnie w miejscu, w którym
spoczęły palce Bradleya, napięły się z całej siły, drżąc delikatnie z
pożądania. Mimo tego wszystkiego nadal go tak cholernie pragnęłam...
-Skądże.- Odchrząknęłam, a następnie
chwyciłam jego rękę, by ścisnąć ją jak najmocniej.- Dobrze, że jesteś.
-Nigdzie się nie wybieram.- Uśmiechnęłam się bezbarwnie na
jego komentarz, wlepiając tęczówki w ścianę, do której byłam zwrócona.
Nigdy
czegoś takiego nie czułam. Nie wiedziałam jak to określić. Zauroczenie? A może
jedynie fizyczny pociąg? Nie, to było niemożliwe, że mogło mi zależeć tylko i
wyłącznie na jego uroczej buźce. Między naszą dwójką utworzyła się jakaś
nieokreślona chemia, jakaś nienaruszona, nieskazitelna więź, która nie
pozwalała być od siebie daleko. Pragnęłam tego, by cały czas trwał przy mnie.
Chciałam mieć na sobie jego perfumy, zapach rozgrzanej skóry... Oblizałam usta,
przypominając sobie smak jego warg. Drgnęłam ledwo wyczuwalnie, wciągając
głęboko powietrze i zatrzymując je na dłuższą chwilę w płucach. Był tak blisko,
że mogłam dokładnie określić jego mięśnie i kości miednicy.
Tak
bardzo chciało mi się spać! Z trudem otwierałam klejące się ze sobą powieki,
walcząc z Morfeuszem. Nie chciałam, by nagle pogrążyła mnie ciemność. Nie
chciałam się budzić z tego dziwacznie pięknego snu, stworzonego na fundamentach
smutku i żalu. Nie chciałam puszczać jego dłoni, spoczywającej na moim brzuchu.
Mogłabym tak trwać w nieskończoność. Byle tylko nie chciał mnie opuszczać.
Kolejny super rozdział *.*
OdpowiedzUsuńPS. Kiedy następny? :)
@fckirwiin
jesteś najlepsza! jak ja uwielbiam, jak piszesz, naprawdę ♥
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, cały poświęcony Brannon, cieszę się :D
ciekawe jak teraz to będzie... mam nadzieję, że fanki The Vamps nie zniszczą doszczętnie Lennon, bo przecież będzie przy niej Bradley, prawda?
Czekam na kolejny rodział (; xx
Cudo *-*
OdpowiedzUsuńJesteś genialna!! Dodasz jutro następny rozdział??
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ola ;))
kocham to tak bardzo. jeju jestes cudowna a ten rozdzial jest taki uroczy. daj mi takiego bradleya do do mu eh ♡ w dodatku swietnie piszesz, serio masz talent. ciesze sie ze tak czesto dodajesz a nie np raz na dwa tygodnie bo chyba umarlabym czekajac na to co jest dalej. chce wiecej tak swietnych opowiadan.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział <3 pięknie piszesz tak jakby naprawdę to przeżyłaś cudowne <3 niech twoje rozdziały nigdy się nie kończą są wspaniałe <3 naprawdę.. :) nawet łza spłynęła po moim poliku to jest takie prawdziwe że gdybym nie wiedziała że to fikcja uwierzyłabym że to naprawdę się stało <3 dziękuje Ci że przez chwile poczułam się szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa..
OdpowiedzUsuńPiękne... takie głębokie i romantyczne. Naprawdę przecudowny rozdział. mam nadzieję, że niedługo dodasz nexta, bo twoje opowiadanie jest genialne <3
OdpowiedzUsuńzapraszam
theeternalkids.blogspot.com
Rozdział genialny <3 Masz wspaniały styl pisania ;* Szczerze zazdroszczę ;D Umiesz oddać uczucie bohaterów w doskonały sposób i zwracasz uwagę na szczegóły <3 Tak jak napisałam, rozdział jest wspaniały -- istne ARCYDZIEŁO! <3 Tylko troszeczkę mało o Lisie, wiem, że nudzę, ale bardzo ją polubiłam i ona będzie moją faworytką do końca <3 Ale nie martw się nie zmieni to mojego podejścia do twojego cudownego opowiadania ;* Czekam na nexta niecierpliwie *-* Kiedy możemy się spodziewać? ^^ Całuję ;*** /Katarina
OdpowiedzUsuńO MOJ BOZE! Nie wierze, ze Bradley lezy i ja przytula ;) Zdziwilo mnie tylko to, ze nie wypytywal o Lise :)
OdpowiedzUsuńCiekawe co teraz zrobi Lisa ;o
OdpowiedzUsuńznalazłam ten blog niedawno i mogę powiedzieć, że piszesz wspaniale. Tylko trochę zawiodłaś mnie, że tak szybko zaczęłaś ten wątek miłosny. Liczyłam, że najpierw się ze sobą zaprzyjaźnią, a dopiero potem... no ale nie ma co szukać dziury w całym :)
OdpowiedzUsuńGeneralnie piszesz naprawdę dobrze, tylko zastanawia mnie dlaczego dialogi zapisujesz pochyłą czcionką... xD
A no i taka mała uwaga zamiast Orfeusz, chyba powinno być Morfeusz, bo to on jest odpowiedzialny za nasz sen :)
co do treści to mogę powiedzieć, że nie spodobała mi się Lisa. Jest taka...dziwna i w ogóle nie przypadła mi do gustu. To jak się zachowała przy kamerach... Ja rozumiem, że mogła być wkurzona, ale nie żeby takie głupstwa wygadywać przed dziennikarzami.
Tak więc oficjalnie mogę powiedzieć, że jestem za Brannon XD
Pozdrawiam i życzę weny
Faith
PS. Zapraszam na swojego bloga. Liczę na to, że wpadniesz i wyrazisz swoją opinię dont-trust-strangeres.blogspot.com :)
co do wątku miłosnego- tak, pospieszyłam się, ale nie zdradzę dlaczego tak szybko przeszłam do konkretów, bo gdybym zaczęła to wszystko tłumaczyć, to musiałabym powiedzieć Ci o samym końcu, a tego chyba nie chcemy. ;D ot, po prostu dowiesz się niedługo, jak nadal będziesz miała ochotę tutaj do mnie wpadać. (:
Usuńrzeczywiście, wkradła mi się mała literówka z tym Morfeuszem. :D dzięki za uwagę!
oczywiście, że wpadnę na Twojego bloga. zrobię to z wielką chęcią. ;]
Cudowny *-* Brad jest tak bardzo wspaniały dla Lisy <3
OdpowiedzUsuńdla Lennon ;)
Usuń