11 marca 2014

{13} ze mną nie wygrasz, Cartwright

Nawet nie wiem kiedy odpłynęłam. Choć tak bardzo ze sobą walczyłam, powieki stały się na tyle ciężkie, że już nie mogłam ich unieść do góry. Ważne, że zasnęłam w objęciach tego jedynego, który do ostatniego momentu głaskał moje ramię i delikatnie całował rozczochraną głowę, bym tylko już więcej nie płakała.
Obudziły mnie promienie słoneczne, delikatnie przedostające się przez firanki w moim pokoju. Najpierw otworzyłam jedno oko, a następnie drugie. Powoli, bez pośpiechu- nie chciałam, by całe to uczucie, towarzyszące mi wczorajszej nocy, rozpłynęło się gdzieś w przestworzach i już nigdy nie wróciło. Przede mną znajdowała się jasna ściana- musiałam spać w takiej samej pozie przez ten cały czas. Próbowałam podnieść rękę do góry, ale prawie połowa ciała mi zdrętwiała, także jęknęłam głucho z bólu, próbując powstrzymać nieprzyjemny dreszcz, przebiegający po ręce, biodrze oraz kończynach, przygniecionych czymś... Ciężkim. Spojrzałam w dół, starając się ograniczyć gwałtowne ruchy do minimum. Miałam trzy nogi. A do tego coś twardego naciskało z całej siły na mój grzbiet. To był definitywnie Bradley, który aktualnie spał jak dziecko. Nie wzruszyły go nawet moje delikatne ruchy, gdy próbowałam przekręcić się w jego stronę. Pomińmy fakt, iż musiałam się trochę namęczyć, aby osiągnąć cel- najpierw przesunęłam jego rękę, nadal spoczywającą na moim brzuchu, a następnie delikatnie przeniosłam "swoją" trzecią nogę, by móc spojrzeć na jego spokojną, zaczarowaną snem, buźkę. Wyglądał jak niewinny aniołek. Uśmiechnęłam się pod nosem, z trudnością powstrzymując śmiech, który chciał się wydostać na zewnątrz z moich zaciśniętych ust. Położyłam głowę wygodnie na poduszce, znajdując się bardzo blisko jego lica. Analizowałam każdy, najmniejszy milimetr twarzy Simpsona, przez dłuższy czas zastanawiając się nad każdym, nawet najdrobniejszym szczegółem. Zliczyłam mu piegi na nosie, małe pieprzyki i delikatne zmarszczki wokół zamkniętych ocząt, świadczące, iż chłopak bardzo często się uśmiechał. Westchnęłam bezgłośnie, unosząc tęczówki nieco w górę, by ocenić niesforne loczki, opadające bezwładnie na białe czoło. Bezbronne, urocze dziecię spało sobie w najlepsze i nawet nie miało pojęcia, że się w nie wpatruję. Przynajmniej... Tak sądziłam. Do czasu.
Nim się obejrzałam, sam otworzył oczy i cmoknął szybko w usta. Ze zdziwienia aż się cofnęłam nieco do tyłu.
-Wiesz, że nie można spać, jak się ktoś w ciebie tak intensywnie wpatruje?- Zapytał dość niskim, zachrypniętym głosem. Był zaspany, a przy tym tak uroczy, że aż mi serce zadrżało. Pokazałam mu język, poprawiając parę kosmyków, które wchodziły mu do oczu. Wziął głęboki oddech i wyciągnął ręce w górę, przeciągając się i ziewając głośno.
-Wyglądasz jak panda.- Zarechotał, a następnie dotknął długimi palcami mojego nosa, by później zjechać na policzki i choć trochę wytrzeć zaschnięty tusz. -Skoro teraz już możemy pomyśleć o tym wszystkim na spokojnie... Powiesz mi o co tak naprawdę chodziło Lisie?- Nie chciałam usłyszeć tego pytania. Przejmujący ból na nowo zagościł w moim sercu, a uśmiech powoli zmazywał się z twarzy. - Jestem facetem, wielu rzeczy nie potrafię się sam domyśleć.- Wzruszył jeszcze ramionami, uśmiechając się niepewnie. Pogłaskał mnie kciukiem po nosie, zauważając, że nieco zbladłam.
Co miałam mu powiedzieć? Próbowałam zebrać myśli, ale jakoś nie mogłam ułożyć tego wszystkiego w logiczną całość.
-Lisa.- Mruknęłam sama do siebie, przekręcając się na plecy i wlepiając puste spojrzenie w sufit.-Cóż... Podobałeś jej się od początku. Szalała za tobą odkąd tylko zobaczyła pierwszy teledysk The Vamps. Wybrała się na wasz koncert tylko po to, by ciebie poznać.- Wyjaśniłam, a następnie łypnęłam niepewnie na Brada. Był zdziwiony- również wpatrywał się w ścianę, zaciskając wargi. -Myślała, że między wami coś zaiskrzyło. No wiesz- wtedy na planie, podczas pocałunku.
Klepnął się w czoło, a następnie przejechał dłonią po twarzy, sycząc z niezadowolenia.
-Lissandra jest... BYŁA wspaniałą przyjaciółką. Chyba nie będę sobie mogła wybaczyć do końca życia tego, co jej zrobiłam.- Dodałam cicho, chwytając koniec prześcieradła, aby ścisnąć delikatnie materiał.
-Nie lubię takich sytuacji.- Chyba tylko na taki komentarz go było stać, bo nadal wpatrywał się głupio w sufit, z szeroko otworzonymi, czarnymi oczętami. Milczeliśmy przez chwilę, zupełnie nie wiedząc co odpowiedzieć. W końcu nasze spojrzenia się skrzyżowały i dodały trochę odwagi, aby przerwać niezręczną ciszę.
 -Serce nie sługa.- Powiedział Brad, uśmiechając się zaczepnie. Mój żołądek zacisnął się z całych sił, starając się opanować falę nowo narodzonych, różnokolorowych motyli, nieprzyjemnie obijających się o ścianki brzucha. Znowu uwodził mnie ciemnymi tęczówkami, świdrując moją duszę na wskroś. Niebezpiecznie zbliżył swoją twarz do mojej, a następnie złączył nasze wargi w delikatnym, pełnym uczucia, pocałunku.
-Lennon Cartwright!- Oczywiście wszystko, co dobre, bardzo szybko się kończy. W drzwiach stanęła moja matka, która trzymała zakupy. Szkoda, że z tego zdziwienia upuściła reklamówki na ziemię. Usłyszałam szczęk tłuczonego szkła, który zadziałał na mnie niczym najgłośniejszy budzik. Odsunęłam się od Bradleya niczym oparzona, unosząc swe wątłe ciało na łokciach, a następnie siadając na kołdrze. On również podskoczył, prostując się niczym struna i wstrzymując oddech.
-Dzień dobry, proszę pani.- Mruknął najciszej, jak tylko potrafił. Jeszcze nigdy nie byłam tak zażenowana. Moja matka skakała zdenerwowanymi ślepiami z sylwetki Simpsona na mnie, niemalże zabijając nas przejmującym, wielce przerażonym i zdegustowanym wzrokiem.
-Łał, mamo... Wróciłaś...- Bąknęłam w końcu, gdy przełknęłam wielką gulę, mieszczącą się w gardle. Tylko na tyle było mnie stać. Nie zdążyłam wpaść na jakiś genialny pomysł, by wytłumaczyć jej dlaczego ja i jakiś obcy chłopak znaleźliśmy sie razem w łóżku.
Na moich policzkach pokazały się dorodne, czerwone rumieńce. Nadal byłam w ubraniu, w którym wczoraj wybrałam się na zdjęcia do teledysku, ale wiadomym było, iż Cartwright wymyśliła sobie swój własny scenariusz w głowie. Przygryzłam dolną wargę z całej siły, przesuwając się powoli na brzeg materaca. Nie chciałam robić żadnych gwałtownych ruchów, by tylko nie sprowokować swej rodzicielki do dalszej kłótni. Nie chciałam, by Brad był jej świadkiem...
-Tak, wróciłam. I żałuję. Ostatnio w domu czekają na mnie same niespodzianki!- Wydukała, opierając się o futrynę. Jej twarz zrobiła się... Biała. Najpierw wyglądała tak, jakby właśnie zobaczyła jakiegoś strasznego ducha. Obserwowałam uważnie jej buzię, starając się wyprzedzać gesty oraz słowa. W zastraszająco szybkim tempie policzki mojej mamy zrobiły się fioletowe. Czoło zabarwiło się na ten sam kolor, a dłonie poczęły drżeć z nieokreślonego zdenerwowania i desperacji. -Wynoś się. Natychmiast. -Syknęła do Simpsona przez zaciśnięte zęby.
-Ale mamo...- Wstałam, robiąc jeden krok w jej stronę.
-Wynoś się!- Podniosła głos, wyrzucając rękę za siebie, by wskazać schody prowadzące w dół. Osiemnastolatkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podniósł się czym prędzej, poprawiając nieco pomiętą bluzkę oraz włosy, które żyły swoim własnym życiem.
-Zadzwonię do ciebie.- Mruknął niezadowolony, spoglądając na mnie ostatni raz. Uśmiechnęłam się niezauważalnie, odprowadzając wzrokiem jego sylwetkę. Wpatrywałam się w próg aż do czasu, gdy nie usłyszałam szczęku zamykanych drzwi wejściowych. Podeszłam do okna, ignorując obecność mojej matki, nadal znajdującej się w tym samym miejscu, co na początku. Usiadłam na parapecie i w końcu ujrzałam to, o czym tak bardzo marzyłam- sylwetkę Bradleya, zatrzymującą się na ulicy. Chłopak uniósł głowę do góry i pomachał w stronę mojego okna, wysyłając mi również całusa. Odwzajemniłam gest, opierając dłoń o zimną szybę.
-Kto to był?- Mama nie dała mi zobaczyć jak Bradley wsiada do czarnego samochodu i odjeżdża. Musiałam na nią spojrzeć, przechylając delikatnie głowę.
-Od kiedy to cię obchodzi? Do tej pory miałaś w dupie wszystkie moje sprawy. Dopiero teraz, gdy wylądowałam z nim w łóżku, to się obudziłaś?- Nie wiem dlaczego, ale denerwowanie jej sprawiało mi jakąś chorą satysfakcję. Uśmiechnęłam się parszywie, przyglądając się jej zdziwionej buźce.
-Weź prysznic i przygotuj się do szkoły. Przypominam, że życie nadal się toczy i radziłabym nie bujać w obłokach, ani nie latać za jakimiś chłopakami, tylko wziąć się za naukę.- Powiedziała, całkowicie się poddając. I to właśnie było złe. Skoro chciała, bym ponownie ją darzyła szacunkiem, powinna się zachowywać całkowicie inaczej.
Uniosłam brodę wysoko do góry, spoglądając na jej zaokrągloną sylwetkę z pogardą. Tak, przede mną stała mama. Urodziła mnie. Wychowała. I aktualnie starała się być dobrą matulą, która próbuje zrozumieć problemy swojej dorastającej córki. Jakież to było urocze! Mogła o tym pomyśleć wcześniej, kiedy jeszcze mogłam się zmienić. Teraz już nie potrafiłam spojrzeć na nią inaczej. To było cholernie trudne, ale... Nie miałam do niej szacunku. Straciłam go wraz z dniem, gdy odszedł tata.
Rozpięłam koszulę, a następnie rzuciłam ją na krzesło, gdzie przygotowałam sobie książki.  Oczywiście. Będę idealną córcią i pilną uczennicą. W końcu nic się nie stało. Wielka pani Cartwright opuściła moje królestwo po dłuższej chwili milczenia, a następnie udała się do swojego pokoju, by jak zwykle spocząć tam na łóżku i płakać w poduszkę.

Bałam się. Cholernie się bałam wstać na drugi dzień. Zanim otworzyłam oczy i wyłączyłam budzik, przekręcałam się na łóżku we wszystkie możliwe strony, powtarzając, iż jakoś dam radę. Nie chciałam widzieć twarzy Lissandry. Nie miałam odwagi spojrzeć jej prosto w oczy, a co dopiero mówić o jakimś zwykłym przywitaniu się. Zsunęłam wątłe ciało z łóżka, sprawdzając sytuację za oknem. Pogoda iście angielska- padał deszcz, a chmury  nie miały zamiaru odsłonić słońca. Ubrałam jakąś cieplejszą bluzę, zwyczajną koszulę i pierwsze lepsze jeansy, które nie wyglądały jakby zostały psu z gardła wyjęte. Zrobiłam sobie szybkie śniadanie, popijając suchą kanapkę herbatą i wybiegłam z domu, nie zwracając uwagi na zamknięte drzwi do pokoju mojej mamy. Pewnie odsypiała wczorajszy dyżur.
Zarzuciłam kaptur na głowę, włożyłam słuchawki w uszy i ruszyłam dziarskim krokiem na przystanek. Z delikatnym uśmiechem na twarzy zauważyłam, iż na stacji puszczali właśnie "Wild Heart" The Vamps. Lisa kiedyś mówiła, że uzależnię się od ich muzyki. Chyba miała rację.
-Czy jesteś dziewczyną Bradleya Simpsona?- Usłyszałam za plecami, gdy zdjęłam słuchawki, aby przeczytać o której godzinie mogę się spodziewać autobusu.- Jak długo się znacie? Kiedy się poznaliście po raz pierwszy? -Jakaś nieznajoma babka celowała wielkim, czarnym mikrofonem prosto w moją twarz. Spojrzałam na jej błyszczące się od podniecenia oczy i ledwo co powstrzymałam się od wydłubania jej tych wspaniałych, wielkich ślepi.
-Zwariowaliście, ludzie? Dajcie mi spokój.- Warknęłam w odpowiedzi, odwracając się do niej plecami. Skąd oni do cholery wiedzieli gdzie ja mieszkam i gdzie oraz w jakich porach mnie można znaleźć? Pierwsza myśl, jaka mi do głowy przyszła to była... Lisa. Ona potrafiła zrobić wszystko, byle tylko postawić na swoim. Czy rzeczywiście byłaby zdolna aż do takich głupot?

-Patrzcie kto to przyszedł... Nasza nowa celebrytka!- Właśnie tego najbardziej się bałam, gdy przekroczyłam próg klasy. Gadania i paplania niestworzonych rzeczy na mój temat. Spojrzałam na Felicię, która znajdowała się w ławce pod oknem. Zazwyczaj siedziała tam sama, a na krześle, zaraz obok niej, spoczywała niewiarygodnie droga torba z całą kolekcją równie drogich kosmetyków. Tym razem było inaczej. Obok wstrętnej i parszywej Felicii zauważyłam... Lissandrę! Śmiała się razem z nią, przechylając głowę na różne strony i analizując zachowanie reszty grupy, która miała ubaw razem z nimi.
-Co do cholery?- Wyszeptałam pod nosem, zatrzymując się przed tablicą. Torba zsunęła mi się z ramienia, a oczy przypominały kształtem wielkie spodki od filiżanek do kawy. Nie mogłam w to uwierzyć. Felicia Griffin była naszym wspólnym wrogiem. Obiecywałyśmy sobie, że nigdy się z nią nie pogodzimy. A teraz? Teraz Lisa postanowiła dołączyć do elity szkoły i zadawać się z najgorszą szmatą w całej placówce! Z trudnością zamknęłam buzię, bo szczęka opadła mi niemalże do samej ziemi. Stałam jak wryta przez dłuższą chwilę, słysząc ciche śmiechy i zgryźliwe komentarze dotyczące mojej osoby.
-Zamierza pani w końcu usiąść w ławce, Cartwright?- Zapytał już nieco poirytowany nauczyciel, który musiał przerwać lekcję. Odwróciłam się w jego stronę, a następnie pokiwałam ze zrezygnowaniem głową, zajmując pierwsze lepsze miejsce, gdzie było jak najmniej osób. Cały czas czułam na sobie wredne ślepia uczniów oraz słyszałam kolejne, parszywe słowa, które wypływały z ich słów, aby tylko poniżyć moją osobę. Nawet pan profesor Whiteley nie zamierzał zwracać im uwagi. Po prostu wpatrywał się we mnie zza kwadratowych okularów, dumając z palcem przy zaciśniętych ustach. Czyli już wszyscy wiedzieli? Nawet zacofany facet od biologii, który nie wiedział do czego służy komputer?
Myślałam, że moje dotychczasowe życie już było koszmarem. Myliłam się. Grubo się myliłam. Mój prawdziwy koszmar właśnie miał się zacząć.

Gdy tylko zadzwonił dzwonek, wybiegłam z klasy, chwytając przelotem rozrzucone na ławce książki, by następnie wcisnąć je w torbę. Chciałam stąd jak najszybciej wyjść. Musiałam pójść w jakieś ustronne miejsce, gdzie nikt mnie nie zauważy. Modliłam się, aby przejść niezauważona przez długi korytarz pełen ludzi. Oczywiście mi się to nie udało. Co chwilę mijałam uśmiechnięte dziewczyny, wytykające mnie palcami. Wszyscy spoglądali na mnie z zażenowaniem, zasłaniając usta dłońmi i komentując moją osobę. Spuściłam głowę, pozwalając długim włosom zakryć bladą, przerażoną twarz.
-Uważaj gwiazdeczko!- Wrzasnął jakiś typek, na którego z impetem wpadłam.- Nie chcesz chyba od razu zdradzać swojego kochasia?- Zacisnęłam szczęki, omijając chłopaka szerokim łukiem. Chciało mi się płakać. Nie miałam już nikogo, kto by mógł mnie przytulić, pocieszyć. Powstrzymując słone łzy, chwyciłam za klamkę do łazienki dziewcząt. Wszystkie pomalowane twarze zwróciły się w moją stronę. Rozmowy ucichły, a ja czułam się taka mała i bezbronna... Można było tylko podnieść nogę i rozdeptać na posadzce. Przynajmniej byłby spokój.
Odwróciłam się w stronę lustra, opierając ręce na zimnej umywalce. Spojrzałam w swoje odbicie- nie wyglądałam za dobrze. Miałam podkrążone, nieco zaczerwienione oczy. Odetchnęłam głęboko, puszczając zimną wodę, aby przemyć nią twarz. Nie zdążyłam, bo w ręce wpadł mi jakiś pomięty, nieco zamoczony arkusz papieru. Z początku wydawało mi się, iż to były czyjeś zagubione notatki. Dopiero po odwróceniu na drugą stronę przeczytałam wielki, kolorowy napis "bal jesienny". Zamarłam, przełykając głośno ślinę.
-Po co to czytasz? Przecież i tak nie przyjdziesz. Nikt cię tam nie będzie chciał. -Do łazienki dostała się Felicia. -No, chyba, że... Bradley cię zaprosi. Chociaż w to wątpię. - Zwróciła się do innych dziewczyn w pomieszczeniu, a te zaśmiały się cicho, prychając pod przypudrowanymi nosami. Uniosła brodę wysoko, podbudowana innymi osobnikami w pomieszczeniu.- Kto by się chciał zadawać z taką ofiarą...
Zmięłam kartkę papieru i wyrzuciłam ją do kosza. Nawet nie próbowałam patrzeć na twarze rówieśniczek- po prostu ruszyłam w stronę wyjścia, ale... Ktoś zastawił mi drzwi. Zetknęłam się twarzą twarz z... Lisą.
-Ofiarą łamiącą serca.- Wysyczała przez zęby, niemalże opluwając moje lico. Nie wytrzymałam. Z całej siły uderzyłam ją w klatkę piersiową, tym samym odpychając. Rudowłosa poleciała na drzwi, które ktoś raptownie otworzył, więc... Wylądowała tyłkiem na podłodze, tuż przy nogach jakiejś zdziwionej dziewuchy, stojącej w progu.
Zapadła niezręczna cisza. Griffin odsunęła się parę kroków, otwierając pomalowane na czerwono usta. Chyba się tego nie spodziewała, bo stała tak przez dłuższą chwilę, wpatrując się tępo w moją roztrzęsioną sylwetkę. Nie oczekując na idiotyczne komentarze, przecisnęłam się przez tłum innych osób, gromadzących się przy wyjściu z toalety.
-Ze mną nie wygrasz, Cartwright!- Pośród krzyków innych wyraźnie zahuczał złośliwy ton Felicii. Nie zważając na nic, po prostu wydostałam się z tej cholernej szkoły, nie za bardzo wiedząc, co teraz zrobić. Uciekałam. Cały czas przed czymś uciekałam. Moje życie to było jedno wielkie nieporozumienie i natychmiastowo chciałam z nim skończyć. Może skok z mostu to nie był taki zły pomysł? Przecież byłam tylko ciężarem dla wszystkich. Dla swojej matki, dla Lissandry, dla Bradleya...
Spojrzałam na zegarek. Była dokładnie jedenasta dwadzieścia. Czyż to nie idealna pora aby popełnić samobójstwo? 

***

Chciałam napisać jedno: DZIĘKUJĘ! Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie przypadło Wam do gustu. Choć mam bardzo mało czasu, to w wolnym czasie siadam do laptopa i... Piszę kolejne części, uśmiechając się przy tym jak dziecko słońca.
Jesteście kochani, moi drodzy. Mordka mi się cieszy jak czytam tak miłe komentarze i widzę liczbę wyświetleń, która na tę chwilę wynosi 3, 634. Przypomnę jeszcze tylko tyle, że pierwsza notka pojawiła się 20 lutego. Jesteście już ze mną niecałe trzy tygodnie. ;)
W razie jakichkolwiek pytań możecie zaglądać na ask'a (@beznosa) oraz twittera (również @beznosa). Mój numer gg znajdziecie w profilu. A tymczasem... Zapraszam do komentowania już trzynastego, trochę pechowego dla Lennon rozdziału. :) Widzimy się przy następnej notce, prawda? 
 Całusy! 

16 komentarzy:

  1. Biedna Lennon :"( Rozdział świetny :)
    PS. Kiedy next? @fckirwiin

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy komentarz ^.^
    A więc mam nadzieję, że Lennon nie skoczy jednak z tego mostu, choć na jej miejscu chyba bym tak samo myślała... :/
    ZNIENAWIDZIŁAM LISSE! Ona jest okropna, najpierw te głupoty przed kamerą, a teraz jeszcze zadaje sie z ich wspólnym wrogiem... Nie mogę tego przetrawić! Xd
    Mimo to mam nadzieję, że Bradley naprawdę ją kocha i nie zostawi jej w tym stanie :/
    Przyszła mi na myśl taka sytuacja: Lennon chce skoczyć z mostu, akurat mostem jedzie Brad i ją odwodzi od tego pomysłu <3333 (taki szczegól że jechał autem zauważył ją, i wybiegł z auta, i tym samym zrobił korek na całym moście XD)
    No nic, czekam na dalszy ciąg ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. nawet nie wiem, co napisać. naprawdę, twoje rozdziały są tak świetne, że nie mam pojęcia. zdecydowanie kocham to opowiadanie XD ♥♥
    w ogóle zachowanie Lissy... ona przesadza. tak, może Lennon nie była święta, ale jednak to wszystko nie stało się tylko z jej inicjatywy, w końcu Brad miał w tym trochę większy udział (no bo wszystko rozpoczął, flirtując z Cartwright :p) i teraz, ja rozumiem, że Lissa mogła się tak zachowywać pod wpływem emocji, ale po przemyśleniu wszystkiego? nadal to samo? zwłaszcza, że kochała Brada głównie jako członka The Vamps, tak mi się wydaje, chociaż może się mylę...
    i mam nadzieję, że Bradley odwiedzie ją od pomysłu skoczenia z mostu.. serio :p
    Genialny rozdział! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jesteś ŚWIETNA, a nawet WSPANIAŁA:) Naprawde zazdroszę Ci tego talentu:) Mam wielką nadzieje,że Lisa zrozumie to co zrobiła i postara się to naprawić... Jestem oczywiście za Lennon<333 I Bradem <33333 Z niecierpliwością czekam na nexta... I jeszcze jedno: BARDZO BARDZO DZIĘKUJE:***

    OdpowiedzUsuń
  5. WOW!!!! Z tym samobojstwem to przesada... nie usmiercisz Lennon, prawda? Rozdzial swietny, caly czas cos sie dzieje, tylko strasznie mi jej szkoda. Zrobila zle, ale nie zasluzyla na takie traktowanie ze strony wszystkich, Lisy moze i tak :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziś znalazłam i przeczytałam całe to opowiadanie i jest poprostu hvgvggtv f ddd vghhjjjjjkhbg ff ff *.*
    Dodaj następny jak najszybciej ♥
    tt : @idk_hug_me

    OdpowiedzUsuń
  7. Lisa hmm.. Rozumiem, ze moze byc wsciekla na Lennon, ale uwazam ze prawdziwa przyjaciolka nie powinna zadawac sie z najwiekszym wrogiem Len.
    Sadze ze Lennon, albo nie skoczy bo ktos ja powstrzyma, albo szczesliwym trafem skonczy sie tylko w szpitalu :)
    Nie moge sie doczekac *-*

    OdpowiedzUsuń
  8. super! Biedna lennon, lisa ją tak zgnoiła! to naprawdę nie fair w stosunku do niej. czekam na nexta
    zapraszam
    theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. boski *-* !! już nie mogę się doczekać następnego ! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Super ! Będę czytała dalej ....ale hmn...KIEDY BĘDZIE DALEJ ?!?!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie kończę pisać kolejny rozdział, także może jeszcze dzisiaj się pojawi! :))

      Usuń
  11. Swietny ; D


    Pokazesz moze jak naprawde wyglada Lennon ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chodzi Ci o zdjęcie? cóż... tak szczerze powiedziawszy nie chcę wstawiać jakichś fotek znanych gwiazd, tudzież modelek. chciałabym, abyście sobie sami wyobrazili Lennon oraz Lisę, sądzę, że tak będzie lepiej, bo każdy z Was ma całkowicie inne wyobrażenie na temat moich postaci, nieprawdaż? :)

      Usuń
    2. No okej w sumie racja ;)

      Usuń
  12. Rozdział cudowny <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Od wczoraj przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać ze blog jest ŚWIETNY !<3
    Fabuła rozkręca się z każdym to nowym rozdziałem, na ostatnich rozdziałach chciało mi się płakać *-*
    Lubi Liss ale jednak jestem za Lennon ;) bo od poczatku czułam ze po miedzy nią a Bradem coś bedzie sie dzialo (y)
    Jak Lis może trzymac się z ivh wspolnym WROGIEM?O.o
    powinny porozmawiać na spokojnie...
    świetny!
    Czekam na kolejny ;)
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń