14 marca 2014

{14} może być gorzej, Brad?

Witaj, smutku! Mój wierny, drogi kompanie, idący za mną dosłownie wszędzie: ciągnący się aktualnie za mą wymęczoną sylwetą, zmierzającą dokądś bez najmniejszego sensu. Nie. Zaraz. A może to miała być moja ostatnia wędrówka, zakończona gdzieś na pobliskim moście? Może ten skok to nie był wcale taki głupi pomysł?
Kolejne, jeszcze bardziej zagmatwane myśli, przeskakiwały przez moją głowę, wlatując jednym uchem, a wylatując drugim. Biegłam przed siebie niczym wariatka, nie zważając na innych ludzi, na których wpadałam aż za często. Słyszałam kolejne głupie komentarze, gdy trafiałam na grupki dziewczyn młodszych ode mnie. Krzyczały, żebym lepiej zostawiła ich ukochanego Simpsona w spokoju, bo zasługuje na kogoś lepszego. Miały rację. Bradley nie miał prawa pokochać takiej dziewczyny jak ja. Może z Lissandrą byłoby mu o wiele lepiej? Gdybym skończyła ze swoim życiem, zniknęłaby ostatnia przeszkoda na drodze miłości osiemnastolatka i rudowłosej. Nie będę już wspominała o swojej matce, która zapewne wolałaby nie mieć  takiej córki jak ja...
Dotarłam na miejsce. Nie wiem jak to zrobiłam, ale przed nosem zamajaczył mi czerwony, mało popularny most, na którym często przesiadywałyśmy z Lissandrą, gdy nie chciało nam się iść do szkoły. Zwolniłam nieco kroku, zatrzymując się przed dość wysokimi barierkami. Z początku wgapiałam się w jakiś odległy punkt, licząc kolejne samochody, przejeżdżające gdzieś nieopodal. Biorąc jeden, głęboki wdech podciągnęłam się na nogach i przeszłam na drugą stronę barierek, stając na skrawku cementu. Moje palce wystawały zza mostu, odznaczając się wyraźnie na tle ciemnej, mętnej wody. Widziałam całe swoje życie w kolejnych powiewach wiatru, w kolejnych falach, niewyraźnie kształtujących się na rzece. Widziałam...
-Czekaj! Zwariowałaś?!- Odwróciłam się do tyłu, przylegając plecami do czerwonej barierki. Moje kolana dłużej nie mogły utrzymać ciężaru mojego ciała, gotowego do jednego, jedynego skoku w otchłań zimnej, aczkolwiek spokojnej otchłani rozpaczy. Wlepiłam mokre oczęta w sylwetkę nieznajomej, trochę starszej ode mnie dziewczyny. Stała parę metrów dalej, wyciągając w moją stronę ręce. Wydawało mi się, że skądś ją kojarzyłam...
Chwyciłam mocniej pręty, zaciskając na nich palce jak najmocniej tylko potrafiłam. Knykcie na mych spoconych od nerwów dłoniach zbielały. Oddech przyspieszył, a serce dudniło mi w uszach, grając jakąś swoją dziką melodię.
-Naprawdę chcesz to tak wszystko skończyć? Oni cię potrzebują... - Rzekła cicho. Mimo wszystko usłyszałam ją bardzo wyraźnie. Pociągnęłam nosem, nadal wpatrując się w jej twarz. Co ona o tym wszystkim wiedziała? Nie zdawała sobie sprawy z tego, co właśnie przed chwilą się stało. Nie znała mnie, nie znała sytuacji. Jakim prawem mogła mówić coś takiego?
-Zamknij się.- Odwarknęłam, odwracając od niej wzrok, by ponownie spojrzeć na taflę rzeki. Obraz załamywał mi się przez łzy, ciągle napływające do oczu, ale mogłabym przysiąc, iż woda błagała mnie o oderwanie się od barierki... Zakręciło mi się w głowie, na co zareagowałam gwałtownym wciągnięciem powietrza.
-Nie skacz! Zrób to dla Bradleya! Tylko dla niego! - Słysząc te słowa, poczułam jakiś nieokreślony ucisk w gardle. Ponownie się do niej odwróciłam, marszcząc gniewnie brwi. Wpatrywałam się w jej osobę, niebezpiecznie zbliżającą się do barierek.
-Nawet mnie nie znasz.- Głos mi się załamał, chociaż chciałam, aby zabrzmiał pewnie. Przynajmniej na tyle, by dziewucha zostawiła mnie w spokoju.
Wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi oczętami, zaciskając dłonie na materiale ciemnej bluzki.
-Ciebie nie, ale doskonale znam swojego brata.- Odpowiedziała, robiąc kolejny krok w przód.
To dlatego te rysy twarzy wydawały mi się tak znajome... Nie pamiętałam jej imienia, choć byłam pewna, że Lissandra wspominała mi coś o starszej Simpson. Byłam w takim szoku, że jedna dłoń, którą nadal się trzymałam za czerwone pręty, wymsknęła się. Wyrzuciłam rękę mocno do tyłu, starając się ponownie złapać, ale... Panicznie zaciskałam powietrze, wydając z siebie stłumiony pisk. Poleciałam do przodu, wisząc twarzą nad przepaścią. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Nogi całkowicie odmówiły mi posłuszeństwa, łamiąc się niczym suche, delikatne gałązki.
W ostatniej chwili poczułam, jak ktoś łapie mnie za nadgarstek, a następnie chwyta moją bluzę, ciągnąc z całych sił w swoją stronę. Dziewczyna włożyła ręce pod moje pachy i przycisnęła do czerwonych barierek. Słyszałam jej przyspieszony oddech oraz żwawo bijące serce. Ja nadal wpatrywałam się w rzekę, rozmyślając jak głupim posunięciem byłoby popełnienie samobójstwa. Szkoda, że dopiero teraz to do mnie dotarło...
-Boże, przełaź na drugą stronę!- Krzyknęła, trzymając mnie kurczowo i pomagając przejść przez czerwone barierki. Dość nieudolnie uniosłam nogę w górę, podciągając się na prętach i znajdując się już na tej bezpiecznej stronie. Od razu upadłam na ziemię, nadal nie puszczając ręki siostry Brad'a. Zauważyłam parę przerażonych twarzy nieznanych mi ludzi, którzy zatrzymali się  na moście i oczekiwali jakiejś sensacji. Dopiero po chwili zorientowałam się, że siostra Simpson'a przytula mnie do siebie i głaszcze po głowie. Miałam jakieś opóźnienie w odbieraniu bodźców ze świata zewnętrznego, bo nawet nie odwzajemniłam jej gestu. Siedziałam na ziemi niczym lalka, z szeroko otwartymi ustami i bezbarwnymi ślepiami, błądzącymi gdzieś w małym tłumie gapiów.
Czułam się tak, jakby to wszystko działo się obok mnie. Jakbym to nie ja była w centrum całego tego zamieszania, tylko jakaś inna, zupełnie obca mi osoba. Odprowadzałam nieprzytomnym wzrokiem kolejną personę, która jeszcze przed chwilą stała niczym kołek i wgapiała się w całą tą porypaną sytuację. Niektórzy odetchnęli z ulgą, kręcąc z politowaniem głową. U innych mogłam zauważyć wielkie zawiedzenie w oczach, że nie stało się nic większego, prócz jednej, wielkiej zbiorowej rozpaczy.
Siedziałyśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilę, wsłuchując się w swój przyspieszony oddech. Emocje powoli opadały, więc mój umysł ponownie mógł zacząć normalnie funkcjonować. Miałam ochotę trzepnąć tą swoją głupią łepetyną o mur. Ot, taki gest, abym się w końcu ogarnęła.
-Wstawaj. Opowiesz mi wszystko po drodze.- Kobieta chwyciła mnie za ramię, a następnie pomogła wstać. Odwracając się po raz ostatni, zerknęłam do tyłu- zatrzymując puste spojrzenie w tamtym miejscu, z którego przed paroma minutami chciałam skoczyć. Gdyby nie ona to bym to zrobiła... Siostra Simpson'a otworzyła mi oczy.
-Dzięki.-Wychrypiałam cichutko, ruszając za nią do samochodu. Nie wiedziałam dlaczego los po raz drugi nie chciał pozbawić mnie życia. Najpierw potrącił mnie autobus, teraz na drodze pojawiła się siostra Bradley'a i znowu nie dała odejść z tego świata... Czy ja naprawdę miałam takie pieprzone szczęście, czy może tak wielkiego pecha, że nie mogłam szybko i skutecznie skończyć sama z sobą?
Simpson otworzyła mi drzwi do swojego auta i pomogła zająć miejsce z przodu. Nawet zapięła mnie pasami, bo ja nadal nie mogłam złapać kontaktu z rzeczywistością. Odpaliła silnik, zaciskając dłonie na kierownicy. Usłyszałam, iż bierze głęboki wdech, a następnie spogląda na mnie dość niepewnie. Chyba chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Może to i dobrze?
Tak naprawdę nie wiedziałam dokładnie, gdzie mnie wiezie. Ostatnio miałam okazję bardzo często podróżować samochodem. Nie tylko swojej matki, ale również niejakiego Waddy'ego, którego połączenia z The Vamps nie mogłam zapamiętać. Milczałyśmy. Dobrze, że dziewczyna włączyła radio. Jakaś specyficzna, melancholijna muzyczka, lecąca z głośników przecinała niekomfortową ciszę i utrzymywała nas w przekonaniu, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ja oczywiście musiałam po pewnym czasie zasnąć. Dzisiejszy dzień dobił mnie wystarczająco, bym odnalazła chwilowe uspokojenie gdzieś indziej.

-Lennon, wstawaj. Jesteśmy na miejscu.- Kobieta złapała mnie za ramię, a następnie odpięła pasy bezpieczeństwa. Rozejrzałam się nieprzytomnie po okolicy.
-Gdzie jesteśmy?- Zapytałam, niepewnie rozglądając się po okolicy, gdy już wyszłam z samochodu. To zdecydowanie nie były przedmieścia Londynu, ani sam Londyn.
-Birmingham, moja droga. Przywiozłam cię na pożarcie groźnej bestii, która nie będzie zachwycona twoim zachowaniem.- Zmrużyła oczy, zamykając samochód i ruszając przed siebie, w stronę uroczego, niezbyt dużego domku jednorodzinnego. -Będziesz się musiała wytłumaczyć Bradley'owi z tego wszystkiego, co chciałaś zrobić. Masz szczęście, że naszych rodziców nie ma w domu, bo zebrałabyś potrójny opiernicz.
Przełknęłam głośno ślinę. Właśnie znajdowałam się przed domem rodzinnym Simpson'ów. Nie tak wyobrażałam sobie pierwszą wizytę w ich posesji. Z pewnością nie wyglądałam przyzwoicie w szerokiej, o dwa rozmiary większej, szarej bluzie, wytartych spodniach, nie wspominając już o tragicznej fryzurze (a mianowicie koczku, który nieco przechylił się do tyłu, podczas gdy spałam). Wyprostowałam się niczym struna, wsuwając zimne dłonie do kieszeni jeansów i ruszyłam powoli za nieznajomą, czując, jak wszystko z nerwów wywraca mi się do góry nogami.
Simpson otworzyła białe drzwi frontowe, wpuszczając mnie pierwszą do środka. Z drugiego pomieszczenia usłyszałam donośny, aczkolwiek radosny, psi szczek. Jakaś żółta, wielka plama, wyleciała z progu i ruszyła desperackim, przepełnionym energią, żwawym galopem.
-Jesse!- Zaświergotała dziewczyna, kucając przed dużym golden retriverem. Mimowolnie się uśmiechnęłam, zerkając na rozradowanego psiaka, który zaczął przymilać się do swojej ukochanej pani. -Bradley, rusz swoją dupę i zobacz kogo przyprowadziłam!- Krzyknęła donośnie, nadal pieszcząc swojego pupila, a przy okazji zdejmując wysokie buty.
Nie wiem dlaczego, ale... Nie chciałam, żeby widział mnie w takim stanie. Do tego wreszcie miał czas, aby choć przez chwilę pobyć w domu i zrelaksować się przed następną trasą. Nie chciałam go martwić swoimi problemami.
Usłyszałam kroki z sąsiedniego pokoju. Musiałam się oprzeć o ścianę, bo przed oczami zrobiło mi się biało. To chyba ze strachu.
-Lennon? Co ty tutaj...?- Stanął przede mną, unosząc wysoko brwi i uśmiechając się szeroko. Zmierzyłam go wzrokiem od stóp do głów. Miał na sobie jakieś szerokie spodnie i wyciągniętą koszulę w kratę. Wyglądał... Przeciętnie. Czyli bardzo podobnie do mnie.
Posłałam mu blady uśmiech, zdejmując wyciuchane, czerwone trampki. Siostra Brad'a popchnęła mnie delikatnie w przód, kładąc dłonie na moich ramionach i prowadząc w stronę salonu.
-Miała wielkie szczęście, że akurat przejeżdżałam obok. Niech ci lepiej powie co takiego chciała zrobić. -Zwróciła się do brata.
-Nie sądzę, żeby ten temat był dobry na pogaduszki. -Natychmiastowo jej przerwałam, ale później tego trochę pożałowałam, bo zostałam zmuszona na spoczęciu na skórzanej kanapie. Nawet nie zdążyłam ocenić pomieszczenia, w którym się znalazłam. Wpatrywałam się w coraz bardziej zmartwioną twarzyczkę Bradley'a i czułam, jak moje serce pęka na milion kawałeczków. Zacisnęłam wargi z całej siły, a dłonie ponownie schowałam w kieszeniach, poczynając rwać wystające skórki, znajdujące się obok płytki paznokci.
Simpsonówna zaśmiała się ironicznie, siadając zaraz obok mnie i przyciskając mnie do oparcia na kanapie. To nie było miłe. Czułam się tak, jakbym była na komisariacie na policji.
-Natalie...?- Bradley skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wpatrując się zabójczym wzrokiem w swoją siostrę, a następnie spojrzał na mnie. -Co się stało?
-Nie chcesz mówić? Przecież to taka błahostka! Skoczyć z mostu, co to takiego!- Spuściłam wzrok, wstrzymując oddech i zamykając oczy. Raz... Dwa... Trzy...
-Co do cholery?!- Bradley zareagował od razu, unosząc dłonie do swojej twarzy, aby przetrzeć ją kilkakrotnie. Przycupnął przede mną, kładąc dłonie na mych chudych kolanach. Nie chciałam na niego spojrzeć. Bałam się tego bólu w jego czarnych oczętach. Bałam się tego, że go ranię. -Zwariowałaś, Lennon? Sądziłaś, że to było jedyne wyjście z sytuacji?- Zapytał niemalże błagalnie, schylając się nieco, aby złapać ze mną kontakt wzrokowy. Nie dałam się. Odkręciłam głowę w drugą stronę, zaciskając z całych sił szczęki.
-Nie chciałam być dla ciebie ciężarem, okej?! -Odezwałam się w końcu, chociaż nadal nie odważyłam się podnieść wzroku. -A teraz przestań się już na mnie wyżywać! Mam dość tych wszystkich idiotycznych komentarzy i krzywych spojrzeń, skierowanych w moją stronę! Nawet na ulicy ludzie mnie rozpoznają, zastanawiając się skąd to do cholery znają tą parszywą buźkę? No nie wiem... Może z telewizji!- Zaśmiałam się niemalże psychicznie, dopiero teraz zatrzymując smutne oczy na jego czarnych, pełnych żalu tęczówkach. Odrzuciłam żelazną rękę Natalie, która do tej pory spoczywała na moim ramieniu i nie pozwalała się podnieść. -Po prostu nie mam na to wszystko siły, rozumiesz? Perfekcyjne przemówienie Lisy jest już wszędzie. Słyszeli je nawet chłopaki, którzy nie za bardzo przejmują się sprawami celebrytów. Ponadto moja najlepsza przyjaciółka zaczęła przyjaźnić się z naszym najgorszym wrogiem, panną "dolej mi świństwa do herbaty". Może być gorzej, Brad? Może...?- Położyłam dłoń na jego ręce, ściskając ją jak najmocniej tylko potrafiłam. Nic nie odpowiedział. Zatkało go. Przełknął jedynie wielką gulę, znajdującą się w jego gardle i westchnął głucho, ponownie przecierając dłonią twarz.
-Mogło być gorzej. Mogło być gorzej, gdybym stracił ciebie. Jesteś taką egoistką, Lennon... -Wyszeptał, wstając z podłogi i wysuwając rękę spod mojego delikatnego uścisku.
Otworzyłam usta w niemym sprzeciwie, podnosząc brodę do góry. Mogłam jedynie wlepić wzrok w plecy osiemnastolatka, który podszedł do okna i oparł się o parapet.
-Mówiłem ci, że jakoś przez to przejdziemy. Damy radę, tak?- Odezwał się w końcu, jednakże nie odwrócił się w moją stronę. Nadal trwał w zamyśleniu, nie wykonując żadnego, nawet najmniejszego ruchu. -Myślisz, że mi nie jest ciężko? Większość fanek nie chce mi uwierzyć na słowo, że naprawdę mi na tobie zależy. Same mówią, że chcą mojego szczęścia...
-Ja nie jestem tym szczęściem, Bradley. -Przerwałam mu. Natalie w tym momencie podniosła się z kanapy i zniknęła w korytarzu. Dobrze, że zostawiła nas samych. -Przeze mnie będziesz miał same kłopoty. Sam widzisz...
-A może ja chcę te wszystkie kłopoty? -Wstałam z kanapy i ruszyłam w jego stronę powolnym krokiem. On również się odwrócił, poprawiając zmierzwioną grzywkę, opadającą beztrosko na czoło. Nie wiedziałam, co więcej powiedzieć, także po prostu rzuciłam się mu na szyję, przytulając z całych sił. -Sama mówiłaś, żebym nie odchodził. Pamiętasz to jeszcze?- Mruknął mi prosto do ucha, całując przelotem policzek.
Zapewne stalibyśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilę, gdyby nie telefon, który zaczął mi wibrować w kieszeni. Wyjęłam komórkę i ujrzałam imię swojej koleżanki z klasy, niejakiej Ginger. Posłałam Bradley'owi przepraszające spojrzenie i odebrałam połączenie, odchodząc od chłopaka parę kroków dalej.
-Halo? Lennon? Nie przeszkadzam ci? Słuchaj, mam do ciebie sprawę! Nie wiem czy wiesz, ale wielkimi krokami zbliża się bal jesienny. -Przewróciłam mimowolnie oczami, irytując się na sam dźwięk jej słów. -Nie znalazłam nikogo chętnego do pomocy przy organizacji, więc... Zapisałam ciebie. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? -Myślałam, że zaraz wyrzucę telefon przez okno. Wciągnęłam powietrze przez nos, starając się nie wydrzeć do słuchawki, że nie jestem zainteresowana żadnym pierdolonym balem, a tym bardziej pomocą przy organizacji. -Lennon, tego już nie da się odwołać, dyrektorka stwierdziła, że idealnie nadajesz się do takiej fuchy. A przy okazji będziesz mogła przyjść na imprezę całkowicie za darmo! Czyż to nie cudowne?- Zaświergoliła mi do słuchawki, że aż zamknęłam oczy.
Boże, dlaczego ja nie skoczyłam z tego mostu? 

15 komentarzy:

  1. aww, kocham to opowiadanie :) x @teamxball

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, żeby tylko wszystko się ułożyło... Rozdział świetny! Aż łezka w oku się zakręciła... DZIĘKUJĘ!!! Czekam na nexta:***

    OdpowiedzUsuń
  3. aaahhh przecudowne ♥ piszesz genialnie *.* jestem twoja fanką hahaha :)

    OdpowiedzUsuń
  4. wspaniały rozdział <3 w pewnym momencie rozpłakałam się <3 dziękuje że piszesz tak wspaniale, tak prawdziwie :) jesteś wspaniała :*

    OdpowiedzUsuń
  5. boskie, super, mega ciekawe, nie moge sie doczekac kolejnego, o moj Boze, kocham twoje ff!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. kocham to jak piszesz ! :) już nie mogę doczekać się następnego ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. super rozdział. mam nadzieję, że niedługo dodasz nexta, bo jak nie to chyba z rozpaczy skoczę z mostu...
    dobra..., a tak na poważnie to życzę weny!
    zapraszam
    theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, dosłownie przed chwilą odkryłam Twojego bloga i mam pytanie - to jest opowiadanie o The Vamps ogólnie, czy tylko o Bradzie? :) Jeśli znasz jakieś opowiadanie/imagine o Connorze, mozesz podać link tu w komentarzu? :) /A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, doobra, chyba rozumiem - nie chodzi o to, byś zdradziła i powiedziała wprost "To jest opowiadanie o np. Tristanie", to wszystko wyjdzie "w praniu" :) Powiem Ci, że jestem zaskoczona, obecnie czytam część 5 i jesteś oficjalnie zajebista :D Uwielbiam sposób w jaki piszesz <3 /A

      Usuń
    2. Bardzo podoba mi się fakt, że to nie ma tutaj (jak narazie xd) typowych sytuacji dla fanfiction, typowe "nastolatkowe" i że Lisa nie jest typową kujonką, a jej przyjaciółka to przeciwieństwo - gangsta i jeszcze może rock/metal/punk XD Fajnie, że Lisa pali z nią papierosy, a nie jest taka "Nie, nie, to nie ładnie" XD /A

      Usuń
    3. ojej, bardzo Ci dziękuję! (:
      co do Con'a- niestety nie mam pojęcia, musisz poszukać na wattpadzie. (: tam się na bank coś znajdzie!
      i tak, na początku napisałam ogólnie, że to będzie FF o The Vamps, żeby od razu nie zdradzać, kim się Lennon zainteresuje. :) w każdym bądź razie chłopaki z zespołu również się będą pojawiały.
      to dla mnie baardzo wiele znaczy, że nie określasz mojego FF jako typowego. :) chciałam określić swój własny styl i oryginalność. już teraz mogę Ci zagwarantować, że na koniec "Głębokiego oddechu" będziecie mnie kazali poćwiartować na kawałeczki, a następnie zakopać w ciemnym lesie. ale niczego jeszcze nie zdradzam. ;]

      Usuń
    4. O, rany, Twoja końcówka komentarza jeszcze bardziej mnie zaciekawiła! Przeczytałam prawie wszystkie części wczoraj, a ostatnią dzisiaj w szkole i po prostu... adasgfasjgasdfh, piękne! *-* Nie mogę się doczekać następnej części! :) /A

      Usuń
  9. nie poznałam bloga! :O

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział genialny! nowy wygląd także ale nie dało by się powiększyć liter i pola tekstowego? Musze chodzić w okularach i bolą mnie o czy jak czytam na kompurerze i to w dodatku taki mały druk. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiście, że się da! zaraz spróbuję coś z tym zrobić. :)

      Usuń