Witaj, smutku! Mój wierny, drogi kompanie, idący
za mną dosłownie wszędzie: ciągnący się aktualnie za mą wymęczoną sylwetą,
zmierzającą dokądś bez najmniejszego sensu. Nie. Zaraz. A może to miała być
moja ostatnia wędrówka, zakończona gdzieś na pobliskim moście? Może ten skok to
nie był wcale taki głupi pomysł?
Kolejne, jeszcze bardziej zagmatwane myśli,
przeskakiwały przez moją głowę, wlatując jednym uchem, a wylatując drugim.
Biegłam przed siebie niczym wariatka, nie zważając na innych ludzi, na których
wpadałam aż za często. Słyszałam kolejne głupie komentarze, gdy trafiałam na
grupki dziewczyn młodszych ode mnie. Krzyczały, żebym lepiej zostawiła ich
ukochanego Simpsona w spokoju, bo zasługuje na kogoś lepszego. Miały rację.
Bradley nie miał prawa pokochać takiej dziewczyny jak ja. Może z Lissandrą
byłoby mu o wiele lepiej? Gdybym skończyła ze swoim życiem, zniknęłaby ostatnia
przeszkoda na drodze miłości osiemnastolatka i rudowłosej. Nie będę już
wspominała o swojej matce, która zapewne wolałaby nie mieć takiej córki jak ja...
Dotarłam na miejsce. Nie wiem jak to zrobiłam,
ale przed nosem zamajaczył mi czerwony, mało popularny most, na którym często
przesiadywałyśmy z Lissandrą, gdy nie chciało nam się iść do szkoły. Zwolniłam
nieco kroku, zatrzymując się przed dość wysokimi barierkami. Z początku
wgapiałam się w jakiś odległy punkt, licząc kolejne samochody, przejeżdżające
gdzieś nieopodal. Biorąc jeden, głęboki wdech podciągnęłam się na nogach i
przeszłam na drugą stronę barierek, stając na skrawku cementu. Moje palce
wystawały zza mostu, odznaczając się wyraźnie na tle ciemnej, mętnej wody.
Widziałam całe swoje życie w kolejnych powiewach wiatru, w kolejnych falach,
niewyraźnie kształtujących się na rzece. Widziałam...
-Czekaj!
Zwariowałaś?!- Odwróciłam się do tyłu, przylegając plecami do czerwonej
barierki. Moje kolana dłużej nie mogły utrzymać ciężaru mojego ciała, gotowego
do jednego, jedynego skoku w otchłań zimnej, aczkolwiek spokojnej otchłani
rozpaczy. Wlepiłam mokre oczęta w sylwetkę nieznajomej, trochę starszej ode
mnie dziewczyny. Stała parę metrów dalej, wyciągając w moją stronę ręce.
Wydawało mi się, że skądś ją kojarzyłam...
Chwyciłam mocniej pręty, zaciskając na nich palce
jak najmocniej tylko potrafiłam. Knykcie na mych spoconych od nerwów dłoniach
zbielały. Oddech przyspieszył, a serce dudniło mi w uszach, grając jakąś swoją
dziką melodię.
-Naprawdę
chcesz to tak wszystko skończyć? Oni cię potrzebują... - Rzekła cicho. Mimo
wszystko usłyszałam ją bardzo wyraźnie. Pociągnęłam nosem, nadal wpatrując się
w jej twarz. Co ona o tym wszystkim wiedziała? Nie zdawała sobie sprawy z tego,
co właśnie przed chwilą się stało. Nie znała mnie, nie znała sytuacji. Jakim
prawem mogła mówić coś takiego?
-Zamknij
się.- Odwarknęłam, odwracając od niej wzrok, by ponownie spojrzeć na taflę
rzeki. Obraz załamywał mi się przez łzy, ciągle napływające do oczu, ale
mogłabym przysiąc, iż woda błagała mnie o oderwanie się od barierki...
Zakręciło mi się w głowie, na co zareagowałam gwałtownym wciągnięciem
powietrza.
-Nie skacz!
Zrób to dla Bradleya! Tylko dla niego! - Słysząc te słowa, poczułam jakiś
nieokreślony ucisk w gardle. Ponownie się do niej odwróciłam, marszcząc
gniewnie brwi. Wpatrywałam się w jej osobę, niebezpiecznie zbliżającą się do
barierek.
-Nawet mnie
nie znasz.- Głos mi się załamał, chociaż chciałam, aby zabrzmiał pewnie. Przynajmniej
na tyle, by dziewucha zostawiła mnie w spokoju.
Wpatrywała się we mnie swoimi wielkimi oczętami,
zaciskając dłonie na materiale ciemnej bluzki.
-Ciebie
nie, ale doskonale znam swojego brata.- Odpowiedziała, robiąc kolejny krok w
przód.
To dlatego te rysy twarzy wydawały mi się tak
znajome... Nie pamiętałam jej imienia, choć byłam pewna, że Lissandra
wspominała mi coś o starszej Simpson. Byłam w takim szoku, że jedna dłoń, którą
nadal się trzymałam za czerwone pręty, wymsknęła się. Wyrzuciłam rękę mocno do
tyłu, starając się ponownie złapać, ale... Panicznie zaciskałam powietrze,
wydając z siebie stłumiony pisk. Poleciałam do przodu, wisząc twarzą nad
przepaścią. Całe życie przeleciało mi przed oczami. Nogi całkowicie odmówiły mi
posłuszeństwa, łamiąc się niczym suche, delikatne gałązki.
W ostatniej chwili poczułam, jak ktoś łapie mnie
za nadgarstek, a następnie chwyta moją bluzę, ciągnąc z całych sił w swoją
stronę. Dziewczyna włożyła ręce pod moje pachy i przycisnęła do czerwonych
barierek. Słyszałam jej przyspieszony oddech oraz żwawo bijące serce. Ja nadal
wpatrywałam się w rzekę, rozmyślając jak głupim posunięciem byłoby popełnienie
samobójstwa. Szkoda, że dopiero teraz to do mnie dotarło...
-Boże,
przełaź na drugą stronę!- Krzyknęła, trzymając mnie kurczowo i pomagając
przejść przez czerwone barierki. Dość nieudolnie uniosłam nogę w górę,
podciągając się na prętach i znajdując się już na tej bezpiecznej stronie. Od
razu upadłam na ziemię, nadal nie puszczając ręki siostry Brad'a. Zauważyłam
parę przerażonych twarzy nieznanych mi ludzi, którzy zatrzymali się na moście i oczekiwali jakiejś sensacji.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że siostra Simpson'a przytula mnie do
siebie i głaszcze po głowie. Miałam jakieś opóźnienie w odbieraniu bodźców ze
świata zewnętrznego, bo nawet nie odwzajemniłam jej gestu. Siedziałam na ziemi
niczym lalka, z szeroko otwartymi ustami i bezbarwnymi ślepiami, błądzącymi
gdzieś w małym tłumie gapiów.
Czułam się tak, jakby to wszystko działo się obok
mnie. Jakbym to nie ja była w centrum całego tego zamieszania, tylko jakaś
inna, zupełnie obca mi osoba. Odprowadzałam nieprzytomnym wzrokiem kolejną
personę, która jeszcze przed chwilą stała niczym kołek i wgapiała się w całą tą
porypaną sytuację. Niektórzy odetchnęli z ulgą, kręcąc z politowaniem głową. U
innych mogłam zauważyć wielkie zawiedzenie w oczach, że nie stało się nic
większego, prócz jednej, wielkiej zbiorowej rozpaczy.
Siedziałyśmy tak jeszcze przez dłuższą chwilę,
wsłuchując się w swój przyspieszony oddech. Emocje powoli opadały, więc mój
umysł ponownie mógł zacząć normalnie funkcjonować. Miałam ochotę trzepnąć tą
swoją głupią łepetyną o mur. Ot, taki gest, abym się w końcu ogarnęła.
-Wstawaj.
Opowiesz mi wszystko po drodze.- Kobieta chwyciła mnie za ramię, a
następnie pomogła wstać. Odwracając się po raz ostatni, zerknęłam do tyłu-
zatrzymując puste spojrzenie w tamtym miejscu, z którego przed paroma minutami
chciałam skoczyć. Gdyby nie ona to bym to zrobiła... Siostra Simpson'a
otworzyła mi oczy.
-Dzięki.-Wychrypiałam
cichutko, ruszając za nią do samochodu. Nie wiedziałam dlaczego los po raz
drugi nie chciał pozbawić mnie życia. Najpierw potrącił mnie autobus, teraz na
drodze pojawiła się siostra Bradley'a i znowu nie dała odejść z tego świata...
Czy ja naprawdę miałam takie pieprzone szczęście, czy może tak wielkiego pecha,
że nie mogłam szybko i skutecznie skończyć sama z sobą?
Simpson otworzyła mi drzwi do swojego auta i
pomogła zająć miejsce z przodu. Nawet zapięła mnie pasami, bo ja nadal nie
mogłam złapać kontaktu z rzeczywistością. Odpaliła silnik, zaciskając dłonie na
kierownicy. Usłyszałam, iż bierze głęboki wdech, a następnie spogląda na mnie
dość niepewnie. Chyba chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
Może to i dobrze?
Tak naprawdę nie wiedziałam dokładnie, gdzie mnie
wiezie. Ostatnio miałam okazję bardzo często podróżować samochodem. Nie tylko
swojej matki, ale również niejakiego Waddy'ego, którego połączenia z The Vamps nie
mogłam zapamiętać. Milczałyśmy. Dobrze, że dziewczyna włączyła radio. Jakaś
specyficzna, melancholijna muzyczka, lecąca z głośników przecinała
niekomfortową ciszę i utrzymywała nas w przekonaniu, iż wszystko jest w jak
najlepszym porządku. Ja oczywiście musiałam po pewnym czasie zasnąć. Dzisiejszy
dzień dobił mnie wystarczająco, bym odnalazła chwilowe uspokojenie gdzieś
indziej.
-Lennon,
wstawaj. Jesteśmy na miejscu.- Kobieta złapała mnie za ramię, a następnie
odpięła pasy bezpieczeństwa. Rozejrzałam się nieprzytomnie po okolicy.
-Gdzie
jesteśmy?- Zapytałam, niepewnie rozglądając się po okolicy, gdy już wyszłam
z samochodu. To zdecydowanie nie były przedmieścia Londynu, ani sam Londyn.
-Birmingham,
moja droga. Przywiozłam cię na pożarcie groźnej bestii, która nie będzie
zachwycona twoim zachowaniem.- Zmrużyła oczy, zamykając samochód i ruszając
przed siebie, w stronę uroczego, niezbyt dużego domku jednorodzinnego. -Będziesz się musiała wytłumaczyć Bradley'owi
z tego wszystkiego, co chciałaś zrobić. Masz szczęście, że naszych rodziców nie
ma w domu, bo zebrałabyś potrójny opiernicz.
Przełknęłam głośno ślinę. Właśnie znajdowałam się
przed domem rodzinnym Simpson'ów. Nie tak wyobrażałam sobie pierwszą wizytę w
ich posesji. Z pewnością nie wyglądałam przyzwoicie w szerokiej, o dwa rozmiary
większej, szarej bluzie, wytartych spodniach, nie wspominając już o tragicznej
fryzurze (a mianowicie koczku, który nieco przechylił się do tyłu, podczas gdy
spałam). Wyprostowałam się niczym struna, wsuwając zimne dłonie do kieszeni jeansów
i ruszyłam powoli za nieznajomą, czując, jak wszystko z nerwów wywraca mi się
do góry nogami.
Simpson otworzyła białe drzwi frontowe,
wpuszczając mnie pierwszą do środka. Z drugiego pomieszczenia usłyszałam
donośny, aczkolwiek radosny, psi szczek. Jakaś żółta, wielka plama, wyleciała z
progu i ruszyła desperackim, przepełnionym energią, żwawym galopem.
-Jesse!-
Zaświergotała dziewczyna, kucając przed dużym golden retriverem. Mimowolnie się
uśmiechnęłam, zerkając na rozradowanego psiaka, który zaczął przymilać się do
swojej ukochanej pani. -Bradley, rusz
swoją dupę i zobacz kogo przyprowadziłam!- Krzyknęła donośnie, nadal
pieszcząc swojego pupila, a przy okazji zdejmując wysokie buty.
Nie wiem dlaczego, ale... Nie chciałam, żeby
widział mnie w takim stanie. Do tego wreszcie miał czas, aby choć przez chwilę
pobyć w domu i zrelaksować się przed następną trasą. Nie chciałam go martwić
swoimi problemami.
Usłyszałam kroki z sąsiedniego pokoju. Musiałam
się oprzeć o ścianę, bo przed oczami zrobiło mi się biało. To chyba ze strachu.
-Lennon? Co
ty tutaj...?- Stanął przede mną, unosząc wysoko brwi i uśmiechając się
szeroko. Zmierzyłam go wzrokiem od stóp do głów. Miał na sobie jakieś szerokie
spodnie i wyciągniętą koszulę w kratę. Wyglądał... Przeciętnie. Czyli bardzo
podobnie do mnie.
Posłałam mu blady uśmiech, zdejmując wyciuchane,
czerwone trampki. Siostra Brad'a popchnęła mnie delikatnie w przód, kładąc
dłonie na moich ramionach i prowadząc w stronę salonu.
-Miała
wielkie szczęście, że akurat przejeżdżałam obok. Niech ci lepiej powie co
takiego chciała zrobić. -Zwróciła się do brata.
-Nie sądzę,
żeby ten temat był dobry na pogaduszki. -Natychmiastowo jej przerwałam, ale
później tego trochę pożałowałam, bo zostałam zmuszona na spoczęciu na skórzanej
kanapie. Nawet nie zdążyłam ocenić pomieszczenia, w którym się znalazłam.
Wpatrywałam się w coraz bardziej zmartwioną twarzyczkę Bradley'a i czułam, jak
moje serce pęka na milion kawałeczków. Zacisnęłam wargi z całej siły, a dłonie
ponownie schowałam w kieszeniach, poczynając rwać wystające skórki, znajdujące
się obok płytki paznokci.
Simpsonówna zaśmiała się ironicznie, siadając
zaraz obok mnie i przyciskając mnie do oparcia na kanapie. To nie było miłe.
Czułam się tak, jakbym była na komisariacie na policji.
-Natalie...?-
Bradley skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wpatrując się zabójczym wzrokiem
w swoją siostrę, a następnie spojrzał na mnie. -Co się stało?
-Nie chcesz
mówić? Przecież to taka błahostka! Skoczyć z mostu, co to takiego!-
Spuściłam wzrok, wstrzymując oddech i zamykając oczy. Raz... Dwa... Trzy...
-Co do
cholery?!- Bradley zareagował od razu, unosząc dłonie do swojej twarzy, aby
przetrzeć ją kilkakrotnie. Przycupnął przede mną, kładąc dłonie na mych chudych
kolanach. Nie chciałam na niego spojrzeć. Bałam się tego bólu w jego czarnych
oczętach. Bałam się tego, że go ranię. -Zwariowałaś,
Lennon? Sądziłaś, że to było jedyne wyjście z sytuacji?- Zapytał niemalże
błagalnie, schylając się nieco, aby złapać ze mną kontakt wzrokowy. Nie dałam
się. Odkręciłam głowę w drugą stronę, zaciskając z całych sił szczęki.
-Nie
chciałam być dla ciebie ciężarem, okej?! -Odezwałam się w końcu, chociaż
nadal nie odważyłam się podnieść wzroku. -A
teraz przestań się już na mnie wyżywać! Mam dość tych wszystkich idiotycznych
komentarzy i krzywych spojrzeń, skierowanych w moją stronę! Nawet na ulicy
ludzie mnie rozpoznają, zastanawiając się skąd to do cholery znają tą parszywą
buźkę? No nie wiem... Może z telewizji!- Zaśmiałam się niemalże
psychicznie, dopiero teraz zatrzymując smutne oczy na jego czarnych, pełnych
żalu tęczówkach. Odrzuciłam żelazną rękę Natalie, która do tej pory spoczywała
na moim ramieniu i nie pozwalała się podnieść. -Po prostu nie mam na to wszystko siły, rozumiesz? Perfekcyjne
przemówienie Lisy jest już wszędzie. Słyszeli je nawet chłopaki, którzy nie za
bardzo przejmują się sprawami celebrytów. Ponadto moja najlepsza przyjaciółka
zaczęła przyjaźnić się z naszym najgorszym wrogiem, panną "dolej mi
świństwa do herbaty". Może być gorzej, Brad? Może...?- Położyłam dłoń
na jego ręce, ściskając ją jak najmocniej tylko potrafiłam. Nic nie
odpowiedział. Zatkało go. Przełknął jedynie wielką gulę, znajdującą się w jego
gardle i westchnął głucho, ponownie przecierając dłonią twarz.
-Mogło być
gorzej. Mogło być gorzej, gdybym stracił ciebie. Jesteś taką egoistką,
Lennon... -Wyszeptał, wstając z podłogi i wysuwając rękę spod mojego
delikatnego uścisku.
Otworzyłam usta w niemym sprzeciwie, podnosząc
brodę do góry. Mogłam jedynie wlepić wzrok w plecy osiemnastolatka, który
podszedł do okna i oparł się o parapet.
-Mówiłem ci, że jakoś przez to przejdziemy. Damy
radę, tak?- Odezwał się w końcu, jednakże nie odwrócił się w moją stronę.
Nadal trwał w zamyśleniu, nie wykonując żadnego, nawet najmniejszego ruchu. -Myślisz, że mi nie jest ciężko? Większość
fanek nie chce mi uwierzyć na słowo, że naprawdę mi na tobie zależy. Same
mówią, że chcą mojego szczęścia...
-Ja
nie jestem tym szczęściem, Bradley. -Przerwałam mu. Natalie w tym momencie podniosła
się z kanapy i zniknęła w korytarzu. Dobrze, że zostawiła nas samych. -Przeze mnie będziesz miał same kłopoty. Sam
widzisz...
-A może ja
chcę te wszystkie kłopoty? -Wstałam z kanapy i ruszyłam w jego stronę
powolnym krokiem. On również się odwrócił, poprawiając zmierzwioną grzywkę,
opadającą beztrosko na czoło. Nie wiedziałam, co więcej powiedzieć, także po
prostu rzuciłam się mu na szyję, przytulając z całych sił. -Sama mówiłaś, żebym nie odchodził. Pamiętasz to
jeszcze?- Mruknął mi prosto do ucha, całując przelotem policzek.
Zapewne stalibyśmy tak jeszcze przez dłuższą
chwilę, gdyby nie telefon, który zaczął mi wibrować w kieszeni. Wyjęłam komórkę
i ujrzałam imię swojej koleżanki z klasy, niejakiej Ginger. Posłałam
Bradley'owi przepraszające spojrzenie i odebrałam połączenie, odchodząc od
chłopaka parę kroków dalej.
-Halo? Lennon? Nie przeszkadzam ci? Słuchaj, mam do
ciebie sprawę! Nie wiem czy wiesz, ale wielkimi krokami zbliża się bal
jesienny. -Przewróciłam mimowolnie oczami, irytując się na sam dźwięk jej
słów. -Nie znalazłam nikogo chętnego do
pomocy przy organizacji, więc... Zapisałam ciebie. Mam nadzieję, że się nie
gniewasz? -Myślałam, że zaraz wyrzucę telefon przez okno. Wciągnęłam
powietrze przez nos, starając się nie wydrzeć do słuchawki, że nie jestem
zainteresowana żadnym pierdolonym balem, a tym bardziej pomocą przy
organizacji. -Lennon, tego już nie da się
odwołać, dyrektorka stwierdziła, że idealnie nadajesz się do takiej fuchy. A
przy okazji będziesz mogła przyjść na imprezę całkowicie za darmo! Czyż to nie
cudowne?- Zaświergoliła mi do słuchawki, że aż zamknęłam oczy.
Boże, dlaczego ja nie skoczyłam z tego mostu?
aww, kocham to opowiadanie :) x @teamxball
OdpowiedzUsuńBoże, żeby tylko wszystko się ułożyło... Rozdział świetny! Aż łezka w oku się zakręciła... DZIĘKUJĘ!!! Czekam na nexta:***
OdpowiedzUsuńaaahhh przecudowne ♥ piszesz genialnie *.* jestem twoja fanką hahaha :)
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział <3 w pewnym momencie rozpłakałam się <3 dziękuje że piszesz tak wspaniale, tak prawdziwie :) jesteś wspaniała :*
OdpowiedzUsuńboskie, super, mega ciekawe, nie moge sie doczekac kolejnego, o moj Boze, kocham twoje ff!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3
OdpowiedzUsuńkocham to jak piszesz ! :) już nie mogę doczekać się następnego ! ♥
OdpowiedzUsuńsuper rozdział. mam nadzieję, że niedługo dodasz nexta, bo jak nie to chyba z rozpaczy skoczę z mostu...
OdpowiedzUsuńdobra..., a tak na poważnie to życzę weny!
zapraszam
theeternalkids.blogspot.com
Hej, dosłownie przed chwilą odkryłam Twojego bloga i mam pytanie - to jest opowiadanie o The Vamps ogólnie, czy tylko o Bradzie? :) Jeśli znasz jakieś opowiadanie/imagine o Connorze, mozesz podać link tu w komentarzu? :) /A
OdpowiedzUsuńAaa, doobra, chyba rozumiem - nie chodzi o to, byś zdradziła i powiedziała wprost "To jest opowiadanie o np. Tristanie", to wszystko wyjdzie "w praniu" :) Powiem Ci, że jestem zaskoczona, obecnie czytam część 5 i jesteś oficjalnie zajebista :D Uwielbiam sposób w jaki piszesz <3 /A
UsuńBardzo podoba mi się fakt, że to nie ma tutaj (jak narazie xd) typowych sytuacji dla fanfiction, typowe "nastolatkowe" i że Lisa nie jest typową kujonką, a jej przyjaciółka to przeciwieństwo - gangsta i jeszcze może rock/metal/punk XD Fajnie, że Lisa pali z nią papierosy, a nie jest taka "Nie, nie, to nie ładnie" XD /A
Usuńojej, bardzo Ci dziękuję! (:
Usuńco do Con'a- niestety nie mam pojęcia, musisz poszukać na wattpadzie. (: tam się na bank coś znajdzie!
i tak, na początku napisałam ogólnie, że to będzie FF o The Vamps, żeby od razu nie zdradzać, kim się Lennon zainteresuje. :) w każdym bądź razie chłopaki z zespołu również się będą pojawiały.
to dla mnie baardzo wiele znaczy, że nie określasz mojego FF jako typowego. :) chciałam określić swój własny styl i oryginalność. już teraz mogę Ci zagwarantować, że na koniec "Głębokiego oddechu" będziecie mnie kazali poćwiartować na kawałeczki, a następnie zakopać w ciemnym lesie. ale niczego jeszcze nie zdradzam. ;]
O, rany, Twoja końcówka komentarza jeszcze bardziej mnie zaciekawiła! Przeczytałam prawie wszystkie części wczoraj, a ostatnią dzisiaj w szkole i po prostu... adasgfasjgasdfh, piękne! *-* Nie mogę się doczekać następnej części! :) /A
Usuńnie poznałam bloga! :O
OdpowiedzUsuńRozdział genialny! nowy wygląd także ale nie dało by się powiększyć liter i pola tekstowego? Musze chodzić w okularach i bolą mnie o czy jak czytam na kompurerze i to w dodatku taki mały druk. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńoczywiście, że się da! zaraz spróbuję coś z tym zrobić. :)
Usuń