-Kurwa, kurwa, kurwa!- Nie mogłam się
powstrzymać. Złapałam z całej siły i próbowałam podnieść się z wózka. W takiej
sytuacji nie powinnam tak po prostu siedzieć sobie na dupie i nic nie robić.
Miałam ochotę zabić gnoja. Zabić własnymi rękami. Udusić, poćwiartować na
maleńkie kawałeczki albo... Zawiesić go jajami na najbliższej latarni, żeby
wszyscy widzieli, jak powinni tacy skurwiele kończyć. To nic nie warte ścierwo
nie miało prawa zbliżać się do mnie i mojej przyjaciółki. Przed oczami zrobiło
mi się biało. Myślałam, że zaraz zemdleję z nadmiaru negatywnych emocji.
-Lennon... -Lissandra zsunęła się z
kanapy i kucnęła przed wózkiem, naciskając na moje nogi i karząc mi się
uspokoić.
-Żadna Lennon! Ja pierdolę, Lisa, nie ręczę za
siebie!- Wrzasnęłam jej prosto w twarz, spinając wszystkie mięśnie.
Drżącymi rękami wyciągnęłam telefon, który do tej pory bezpiecznie spoczywał w
kieszeni mojego płaszcza. -Dzwonię na
policję. Zamkną tego gnoja w pierdlu!
Lisa pisnęła
cicho, a następnie wyrwała mi komórkę z ręki. Wyciągnęłam dłonie w jej stronę,
podjeżdżając wózkiem do przodu.
-Nie, Lenny, nie możesz! Obiecaj, że nigdzie
nie zadzwonisz. Nie mogą się dowiedzieć, rozumiesz? -Schowała mój mały grat
za sobą i nie dała się dotknąć. Uciekała po całym pokoju, bym tylko nie dorwała
się ponownie do telefonu i nie wybrała numeru alarmowego.
-Nie mogą się dowiedzieć, że cię
skurwiel bije? Przecież jego trzeba wykastrować, dziewczyno! -Nie dawałam za wygraną.
Jeździłam jak idiotka po salonie, czując jak drętwieją mi ręce od gwałtownych
skrętów i slalomów między meblami. Serce przyspieszyło, łomocząc między żebrami
i obijając się o nie.
-Ale.... Ja go kocham, Lennon,
zrozum. -Zajęczała
żałośnie, chwytając szeroką bluzkę i ciągnąc ją do dołu, jakoby chciała ją
rozedrzeć na milion drobnych kawałeczków.
Po dużym
pokoju rozniósł się mój desperacki śmiech, który przerwał jeszcze głośniejszy
szloch przyjaciółki, chowającej twarz w dłonie. W końcu stanęłyśmy w miejscu.
Wzięłam parę głębszych oddechów i zaczęłam się wpatrywać w jej spuchniętą
twarz. Czy ona naprawdę była taka pusta i głupia? Było mi jej cholernie szkoda
i chciałam ją przytulić, a zarazem... Uderzyć z całej siły w twarz, aby się
ogarnęła.
-Jesteś naiwna. Ty masz do siebie
w ogóle szacunek? A może pasuje ci to, że cię bije? -Krzyknęłam po raz drugi, barwiąc
ton głosu na najbardziej jadowity i złośliwy, na jaki było mnie stać.
-On ma ze sobą problemy... Jest
chory, chodzi regularnie do psychologa. Chcę mu pomóc. -Zaczęła go tłumaczyć. Płakała
już tak bardzo, że ledwo co ją zrozumiałam. Opadła bezsilnie na kolana przede
mną, pociągając nosem i starając się opanować przyspieszony oddech.
-Pomóc jak? Robiąc za worek
treningowy?! Kurwa, Lisa! Zwariowałaś?! Przywaliłaś w ścianę tym swoim łbem? W
takim razie radzę ci przyjebać raz jeszcze, żebyś się ogarnęła! -Aż zachrypiałam od tego
krzyczenia.
Rudowłosa
uniosła głowę i skierowała mokrą twarz w moją stronę, obdarowując mnie
najbardziej żałosnym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek miałam okazję widzieć. Stop.
Chyba przesadziłam. Wciągnęłam ze świstem powietrze i odetchnęłam ciężko,
wlepiając równie smutne oczy w czubki swoich ciapów, beztrosko spoczywających
na moich nogach. Przyjaciółka przysiadła na boku i położyła swoją głowę na
moich kolanach, co było wyrazem kompletnej bezradności co do całej tej zasranej
sytuacji.
Minęło
parę chwil, zanim się odezwałam. Musiałam to wszystko spokojnie sobie
poukładać. Błądziłam wzrokiem po ścianie dużego salonu, starając odnaleźć
jakieś wyjście z tej pieprzonej sytuacji.
-Dobra... W takim razie co robimy...?- Zapytałam cicho, opuszczając wzrok i
spoglądając na skuloną sylwetkę Lisy, której głowa cały czas spoczywała na
moich kolanach. Uniosłam delikatnie dłoń i poczęłam gładzić ją po rudej,
rozczochranej czuprynie. Uspokoiła się już nieco. Otarła mokre policzki i
podniosła się z ziemi, aby chwycić opakowanie chusteczek, które leżało na
stoliczku zaraz obok skórzanej kanapy. Ponownie dotknęła rany, sycząc z bólu i
krzywiąc się.
-Nic. Naprawdę nic. Nie zawracaj sobie mną głowy,
Lennon. Anthony jest chory, musisz to uszanować. Uderzył mnie po raz pierwszy,
bo nie wziął tabletek. Już więcej tego nie zrobi. Obiecuję.- Powiedziała
szybko, gdy wysmarkała nos.
Spojrzałam
na nią jak na idiotkę. Nie wierzyłam w to, że Anthony będzie w stanie
powstrzymać swój silny charakter i odpuścić bez spuszczenia swojej dziewczynie
łomotu. Lissandra była tylko niewinnym stworzeniem, które nie zasługiwało na
takie traktowanie.
-Mam mieszane uczucia. -Mruknęłam,
przejeżdżając zimnymi palcami po skórze twarzy, a następnie zatrzymując je na
policzku. W końcu złączyłam ręce w jedność, opierając nos na wewnętrznej
stronie dłoni.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Anthony ma
tylko mnie. Cała rodzina się od niego odwróciła, bo stwierdzili, że jest
jakiś... Wadliwy. Zrozum, że nie mogę go zostawić w takim stanie. On nie chciał
mi zrobić krzywdy. -Nadal ciągnęła swoje tłumaczenia, kuląc się niczym
przerażone zwierzątko.
Odetchnęłam
ciężko, rozluźniając mięśnie. Poddałam się. Nie mogłam zrobić nic. Zupełnie
nic. To było okropne uczucie. Chcesz pomóc osobie, która jest najbliższa
twojemu sercu, a ona... Ona odrzuca tę pomoc i jest tak cholernie naiwna, że aż
cię skręca od środka.
Westchnęłam
po raz setny, podkreślając beznadziejność sytuacji i swoją niepewność co do
podejmowanej decyzji. Wpatrywałam się ze zmarszczonymi brwiami w Lissandrę,
starając jakoś opanować chęć do przekazania jej informacji o spotkaniu
Bradley'a rankiem i tajemniczej karteczce z moim adresem na odwrocie... Ponadto
męczyła mnie sprawa z babcią Simpson'a. Czyżby Brad był powiązany z tą szują?
-No dobra. -Odezwałam się w końcu,
oblizując dolną wargę. -Chodź lepiej do
kuchni, zrobimy ci jakiś opatrunek.-Wycofałam wózek z przestrzeni między
stolikiem a pufą, aby ruszyć w stronę drugiego pomieszczenia, znajdującego się
na końcu korytarza. -Co powiesz rodzicom?
Że przejechałam cię wózkiem?- Krzyknęłam do Lisy, która dopiero po chwili
ruszyła za mną, nadal przykładając chusteczkę do nosa.
-Wywróciłam się ze schodów, cokolwiek...-
Mruknęła, gdy już weszła do kuchni i usiadła na krześle przy stole.
Dobrze,
że szafki u panienki Finnigan były wystarczająco nisko, bym mogła je otworzyć i
wygrzebać jakąś wodę utlenioną wraz z gazą i plasterkiem. Wpatrywałam się w
przedmioty, które właśnie trzymałam w swoich rękach i bałam się odwrócić w
stronę przyjaciółki.
-Lisa?- Nie wytrzymałam. Musiałam ją o to
zapytać, bo dobrze wiedziałam, że to nie da mi spokojnie zasnąć w nocy. -Wiesz cokolwiek na temat jego rodziny?
Ostatnio się dowiedziałam, że niedaleko mieszka jakaś stara O'Neil. To może być
jego babcia? -Podjechałam do niej i odkręciłam wodę utlenioną, którą
polałam gazę. Przyłożyłam opatrunek do czoła przyjaciółki, a ta syknęła tylko
cicho, gdy zranione miejsce zaczęło ją piec.
-Anthony nie chce zbyt wiele mówić o swoich
najbliższych. Nie próbowałam wyciągać z niego takowych informacji, bo
widziałam, że to dla niego cholernie trudne. Wiem tylko tyle, że aktualnie
mieszka sam w Londynie i jest pod stałą opieką pani psycholog.- Chwyciła
gazę, którą jej przykładałam do głowy, a następnie popatrzyła na jej białą
strukturę, barwiącą się na czerwono.
Bingo!
Już wiedziałam, o co następnym razem zapytam panią Trevor.
~ świetny rozdział, trochę mało o Bradzie, ale i tak wspaniały :) ♥
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że Anthony jest chory ... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i dalszej historii z Bradem :)
OdpowiedzUsuń@imtooosexyforya
mmmmm... fajne nawet bardzo. totalnie mnie zaskoczylas tym że o'neil jest chory psyhicznie.
OdpowiedzUsuńprzy okazji zapraszam wszystkich chętnych
theeternalkids.blogspot.com
Nie, cos mi tu nie gra. Anthony nie moze miec "problemow ze soba". Nie uklada mi sie to w calosc. Dobrze mysle? Blagam, nie mow mi tylko, ze Brad i O'Neil to familia :oo
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO <3 Ciekawe, jak Lisa wytłumaczy sprawę z tajemniczym papierkiem z adresem Bradley'a... Cóż, pozostaje mi TYLKO czekać... Weny Kochana :)
OdpowiedzUsuńsuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńkiedy next?
♥ świetne :) troche brakuje mi Brada, ale i tak jest niesamowity rozdział ♥ weny życzę!!!
OdpowiedzUsuńbardzo, bardzo fajny rozdział. :) ♥
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie: lostmybalance-fanfiction.blogspot.com :)
Jak ten Anthony mnie wkurza ksnsbbdj biedna Lisa ,że też musiala wybrac akurat jego
OdpowiedzUsuń