5 kwietnia 2014

{6} obiecuję

 Przedstawiam Wam nowe okładki, wykonane przez moją ukochaną Gosię. <3

Lissandra wpatrywała się we mnie swoimi dużymi, błyszczącymi od łez oczętami. Prawa powieka rudowłosej była zaczerwieniona, a łuk brwiowy zdobiła długa, choć nieduża, świeża rana. Zupełnie tak, jakby ktoś wymierzył jej cios jakimś ciężkim, ostro zakończonym przedmiotem.
-Kurwa, kurwa, kurwa!- Nie mogłam się powstrzymać. Złapałam z całej siły i próbowałam podnieść się z wózka. W takiej sytuacji nie powinnam tak po prostu siedzieć sobie na dupie i nic nie robić. Miałam ochotę zabić gnoja. Zabić własnymi rękami. Udusić, poćwiartować na maleńkie kawałeczki albo... Zawiesić go jajami na najbliższej latarni, żeby wszyscy widzieli, jak powinni tacy skurwiele kończyć. To nic nie warte ścierwo nie miało prawa zbliżać się do mnie i mojej przyjaciółki. Przed oczami zrobiło mi się biało. Myślałam, że zaraz zemdleję z nadmiaru negatywnych emocji.
-Lennon... -Lissandra zsunęła się z kanapy i kucnęła przed wózkiem, naciskając na moje nogi i karząc mi się uspokoić.
-Żadna Lennon! Ja pierdolę, Lisa, nie ręczę za siebie!- Wrzasnęłam jej prosto w twarz, spinając wszystkie mięśnie. Drżącymi rękami wyciągnęłam telefon, który do tej pory bezpiecznie spoczywał w kieszeni mojego płaszcza. -Dzwonię na policję. Zamkną tego gnoja w pierdlu!
Lisa pisnęła cicho, a następnie wyrwała mi komórkę z ręki. Wyciągnęłam dłonie w jej stronę, podjeżdżając wózkiem do przodu.
-Nie, Lenny, nie możesz! Obiecaj, że nigdzie nie zadzwonisz. Nie mogą się dowiedzieć, rozumiesz? -Schowała mój mały grat za sobą i nie dała się dotknąć. Uciekała po całym pokoju, bym tylko nie dorwała się ponownie do telefonu i nie wybrała numeru alarmowego.
-Nie mogą się dowiedzieć, że cię skurwiel bije? Przecież jego trzeba wykastrować, dziewczyno! -Nie dawałam za wygraną. Jeździłam jak idiotka po salonie, czując jak drętwieją mi ręce od gwałtownych skrętów i slalomów między meblami. Serce przyspieszyło, łomocząc między żebrami i obijając się o nie.
-Ale.... Ja go kocham, Lennon, zrozum. -Zajęczała żałośnie, chwytając szeroką bluzkę i ciągnąc ją do dołu, jakoby chciała ją rozedrzeć na milion drobnych kawałeczków.
Po dużym pokoju rozniósł się mój desperacki śmiech, który przerwał jeszcze głośniejszy szloch przyjaciółki, chowającej twarz w dłonie. W końcu stanęłyśmy w miejscu. Wzięłam parę głębszych oddechów i zaczęłam się wpatrywać w jej spuchniętą twarz. Czy ona naprawdę była taka pusta i głupia? Było mi jej cholernie szkoda i chciałam ją przytulić, a zarazem... Uderzyć z całej siły w twarz, aby się ogarnęła.
-Jesteś naiwna. Ty masz do siebie w ogóle szacunek? A może pasuje ci to, że cię bije? -Krzyknęłam po raz drugi, barwiąc ton głosu na najbardziej jadowity i złośliwy, na jaki było mnie stać.
-On ma ze sobą problemy... Jest chory, chodzi regularnie do psychologa. Chcę mu pomóc. -Zaczęła go tłumaczyć. Płakała już tak bardzo, że ledwo co ją zrozumiałam. Opadła bezsilnie na kolana przede mną, pociągając nosem i starając się opanować przyspieszony oddech.
-Pomóc jak? Robiąc za worek treningowy?! Kurwa, Lisa! Zwariowałaś?! Przywaliłaś w ścianę tym swoim łbem? W takim razie radzę ci przyjebać raz jeszcze, żebyś się ogarnęła! -Aż zachrypiałam od tego krzyczenia.
Rudowłosa uniosła głowę i skierowała mokrą twarz w moją stronę, obdarowując mnie najbardziej żałosnym spojrzeniem, jakie kiedykolwiek miałam okazję widzieć. Stop. Chyba przesadziłam. Wciągnęłam ze świstem powietrze i odetchnęłam ciężko, wlepiając równie smutne oczy w czubki swoich ciapów, beztrosko spoczywających na moich nogach. Przyjaciółka przysiadła na boku i położyła swoją głowę na moich kolanach, co było wyrazem kompletnej bezradności co do całej tej zasranej sytuacji.
Minęło parę chwil, zanim się odezwałam. Musiałam to wszystko spokojnie sobie poukładać. Błądziłam wzrokiem po ścianie dużego salonu, starając odnaleźć jakieś wyjście z tej pieprzonej sytuacji.
-Dobra... W takim razie co robimy...?- Zapytałam cicho, opuszczając wzrok i spoglądając na skuloną sylwetkę Lisy, której głowa cały czas spoczywała na moich kolanach. Uniosłam delikatnie dłoń i poczęłam gładzić ją po rudej, rozczochranej czuprynie. Uspokoiła się już nieco. Otarła mokre policzki i podniosła się z ziemi, aby chwycić opakowanie chusteczek, które leżało na stoliczku zaraz obok skórzanej kanapy. Ponownie dotknęła rany, sycząc z bólu i krzywiąc się.  
-Nic. Naprawdę nic. Nie zawracaj sobie mną głowy, Lennon. Anthony jest chory, musisz to uszanować. Uderzył mnie po raz pierwszy, bo nie wziął tabletek. Już więcej tego nie zrobi. Obiecuję.- Powiedziała szybko, gdy wysmarkała nos.
Spojrzałam na nią jak na idiotkę. Nie wierzyłam w to, że Anthony będzie w stanie powstrzymać swój silny charakter i odpuścić bez spuszczenia swojej dziewczynie łomotu. Lissandra była tylko niewinnym stworzeniem, które nie zasługiwało na takie traktowanie.
-Mam mieszane uczucia. -Mruknęłam, przejeżdżając zimnymi palcami po skórze twarzy, a następnie zatrzymując je na policzku. W końcu złączyłam ręce w jedność, opierając nos na wewnętrznej stronie dłoni.
-Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Anthony ma tylko mnie. Cała rodzina się od niego odwróciła, bo stwierdzili, że jest jakiś... Wadliwy. Zrozum, że nie mogę go zostawić w takim stanie. On nie chciał mi zrobić krzywdy. -Nadal ciągnęła swoje tłumaczenia, kuląc się niczym przerażone zwierzątko.
Odetchnęłam ciężko, rozluźniając mięśnie. Poddałam się. Nie mogłam zrobić nic. Zupełnie nic. To było okropne uczucie. Chcesz pomóc osobie, która jest najbliższa twojemu sercu, a ona... Ona odrzuca tę pomoc i jest tak cholernie naiwna, że aż cię skręca od środka.
Westchnęłam po raz setny, podkreślając beznadziejność sytuacji i swoją niepewność co do podejmowanej decyzji. Wpatrywałam się ze zmarszczonymi brwiami w Lissandrę, starając jakoś opanować chęć do przekazania jej informacji o spotkaniu Bradley'a rankiem i tajemniczej karteczce z moim adresem na odwrocie... Ponadto męczyła mnie sprawa z babcią Simpson'a. Czyżby Brad był powiązany z tą szują?
-No dobra. -Odezwałam się w końcu, oblizując dolną wargę. -Chodź lepiej do kuchni, zrobimy ci jakiś opatrunek.-Wycofałam wózek z przestrzeni między stolikiem a pufą, aby ruszyć w stronę drugiego pomieszczenia, znajdującego się na końcu korytarza. -Co powiesz rodzicom? Że przejechałam cię wózkiem?- Krzyknęłam do Lisy, która dopiero po chwili ruszyła za mną, nadal przykładając chusteczkę do nosa.
-Wywróciłam się ze schodów, cokolwiek...- Mruknęła, gdy już weszła do kuchni i usiadła na krześle przy stole.
Dobrze, że szafki u panienki Finnigan były wystarczająco nisko, bym mogła je otworzyć i wygrzebać jakąś wodę utlenioną wraz z gazą i plasterkiem. Wpatrywałam się w przedmioty, które właśnie trzymałam w swoich rękach i bałam się odwrócić w stronę przyjaciółki.
-Lisa?- Nie wytrzymałam. Musiałam ją o to zapytać, bo dobrze wiedziałam, że to nie da mi spokojnie zasnąć w nocy. -Wiesz cokolwiek na temat jego rodziny? Ostatnio się dowiedziałam, że niedaleko mieszka jakaś stara O'Neil. To może być jego babcia? -Podjechałam do niej i odkręciłam wodę utlenioną, którą polałam gazę. Przyłożyłam opatrunek do czoła przyjaciółki, a ta syknęła tylko cicho, gdy zranione miejsce zaczęło ją piec.
-Anthony nie chce zbyt wiele mówić o swoich najbliższych. Nie próbowałam wyciągać z niego takowych informacji, bo widziałam, że to dla niego cholernie trudne. Wiem tylko tyle, że aktualnie mieszka sam w Londynie i jest pod stałą opieką pani psycholog.- Chwyciła gazę, którą jej przykładałam do głowy, a następnie popatrzyła na jej białą strukturę, barwiącą się na czerwono.
Bingo! Już wiedziałam, o co następnym razem zapytam panią Trevor.

9 komentarzy:

  1. ~ świetny rozdział, trochę mało o Bradzie, ale i tak wspaniały :) ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się, że Anthony jest chory ... Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i dalszej historii z Bradem :)
    @imtooosexyforya

    OdpowiedzUsuń
  3. mmmmm... fajne nawet bardzo. totalnie mnie zaskoczylas tym że o'neil jest chory psyhicznie.
    przy okazji zapraszam wszystkich chętnych
    theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, cos mi tu nie gra. Anthony nie moze miec "problemow ze soba". Nie uklada mi sie to w calosc. Dobrze mysle? Blagam, nie mow mi tylko, ze Brad i O'Neil to familia :oo

    OdpowiedzUsuń
  5. KOCHAM TO <3 Ciekawe, jak Lisa wytłumaczy sprawę z tajemniczym papierkiem z adresem Bradley'a... Cóż, pozostaje mi TYLKO czekać... Weny Kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  6. super rozdział :)
    kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
  7. ♥ świetne :) troche brakuje mi Brada, ale i tak jest niesamowity rozdział ♥ weny życzę!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. bardzo, bardzo fajny rozdział. :) ♥
    zapraszam do mnie: lostmybalance-fanfiction.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak ten Anthony mnie wkurza ksnsbbdj biedna Lisa ,że też musiala wybrac akurat jego

    OdpowiedzUsuń