-Lennon! Mam dla ciebie genialną wiadomość!-
Pani Trevor jak zwykle wparowała do mojego domu z uśmiechem. Przynajmniej
udawała, że jest zadowolona. Zazwyczaj szczerzyła się jak najszerzej tylko
potrafiła, zanim zaczęła ze mną "współpracę". Chyba już wspominałam,
że wychodząc z mojego domu przypominała zgniecioną i zdeptaną smutną lalkę,
która straciła ostatki swojej nadziei. Nic dziwnego. Byłam bardzo trudnym
przypadkiem, a przynajmniej do czasu. Teraz mogłam stwierdzić, że wyleczyłam
się sama, gdy tylko ujrzałam radosną twarz Bradley'a i mogłam znowu usłyszeć
jego ciepły głos, wywołujący gęsią skórkę.
Wymieniła
tajemnicze spojrzenia z moją mamą, która również cieszyła się niczym dziecko. Uniosłam
brwi w niemym zapytaniu, siląc się na blady uśmiech, który wymusiła we mnie
moja psychoterapeutka.
-Rehabilitację możesz zacząć już dzisiaj. Razem
z mamą wykombinowałyśmy, że ćwiczenia przeprowadzą nasze koleżanki ze szpitala.
Tak po znajomości. I w zasadzie... W sekrecie.- Objaśniła.
Nie
wierzyłam własnym uszom.
-Zaraz, zaraz... Co?!- Moje oczy stały
się wielkie niczym spodki, a szczęka już dawno dotknęła ziemi. Myślałam, że
przewrócę się razem z wózkiem na podłogę. Nigdy chyba nie czułam takiej ulgi.
To było coś pięknego! Zupełnie tak,
jakby ciężar, który nosiłam na plecach ze sobą przez tych pięć
pieprzonych miesięcy, wreszcie ktoś zabrał. Zaśmiałam się na głos, przykładając
ręce do klatki piersiowej, która zaczęła gwałtownie falować.
Mama
podbiegła do mnie i ucałowała mnie w sam czubek głowy, a następnie położyła
dłonie na moich ramionach i ścisnęła mocniej, chichocząc pod nosem. Spojrzałam
w górę, by spotkać jej jaśniejącą twarzyczkę. Nigdy tak nie wyglądała. Chyba po
raz pierwszy mogłam ujrzeć tak pozytywną aurę, otaczającą jej zwykle zgarbioną
i zmęczoną życiem sylwetkę. Po śmierci ojca nie uśmiechała się zbyt często.
Robiła to sztucznie i na siłę. Choć każdy myślał, że panna Cartwright pogodziła
się z tym faktem, iż jej mąż już nie wróci, to ja cały czas widziałam, że już
nigdy nie będzie jak wcześniej. Śmierć bliskiej osoby dotknęła ją tak
drastycznie, że nie mogła sobie radzić z pracą i musiała wziąć dłuższy urlop,
by płakać całymi dniami w poduszkę. A teraz? Teraz musiała znieść również mój
wypadek, martwiąc się przez trzy miesiące, czy nie dołączę do taty. Była silną
kobietą. Chyba najsilniejszą na całym świecie.
-Już dzisiaj? -Zapytałam, spoglądając raz
na panią doktor, a raz na moją matkę, która nadal stała za mną i ściskała moje
ramiona. Czułam, jak z nadmiaru emocji i szczęścia drżą jej ręce.
Psycholog
pokiwała jedynie głową, przenosząc ciężar ciała na palce, by znów wylądować na
piętach. Przeżywała to wszystko razem ze mną. Nie wiedziałam tylko czy to było
spowodowane grubą kasą, którą dostawała od mojej matki, czy może rzeczywiście
jej na mnie choć trochę zależało. Przynajmniej udawała, że mnie lubi.
W
południe znalazłyśmy się z mamą pod szpitalem. Wytargała mnie z taksówki i
odwiozła aż pod sam oddział, na którym miałam odbyć "tajemną
rehabilitację". Powiedziała, że poczeka na mnie na zewnątrz, żeby nie
wzbudzać żadnych podejrzeń. To było takie idiotyczne...
-Ty zapewne jesteś Lennon, tak? Wjedź do
tamtego pomieszczenia, zaraz do ciebie przyjdę. -W wejściu przywitała mnie wysoka
pani o jasnych włosach. Ubrana była w charakterystyczny, biały uniform,
składający się z obcisłej bluzki, ledwo co zasłaniający dość pokaźny dekolt,
oraz krótkiej, równie skąpej spódniczki z rozcięciem, znajdującym się z tyłu. Była
potężną, bardzo pewną siebie osobą, o charakterystycznej, nieco ostrej i
niesympatycznej urodzie. Mimo tego wszystkiego, nadrabiała szerokim uśmiechem i
miłym, przepełnionym słodyczą, tonem głosu, zupełnie nie pasującym do reszty
jej sylwetki.
Posłusznie
kiwnęłam głową i podjechałam pod wyznaczone drzwi, rozglądając się przy okazji
po korytarzu, po którym przechadzała się jakaś młodsza ode mnie dziewczyna.
Zauważyłam, że ma rękę na temblaku.
Popchnęłam
białe drzwi i zatrzymałam wózek na środku, odwracając się przodem do wejścia.
Pokój do złudzenia przypominał moją szkolną siłownię. Ściany zostały przykryte
drewnianymi, już nieco wytartymi drabinkami. W rogu sali ktoś położył na sobie
pięć grubych materaców, na których leżały gumowe piłki i karimaty w przeróżnych
kolorach. Mój wzrok błądził również po podstawowych przyrządach do ćwiczeń nóg
i rąk, łóżkach, poustawianych w równym rzędzie pod oknami... Najbardziej jednak
zainteresował mnie mostek, który znajdował się w centrum całego pomieszczenia
do rehabilitacji. Podjechałam do niego
nieśmiało, przechylając głowę na różne strony i analizując ze szczegółami
metalowe poręcze, kończące fragment wypukłości, na której można było stanąć.
Właśnie: STANĄĆ. Zerknęłam na moje nogi, które jak zwykle spoczywały na
podnóżku. Zacisnęłam mocno wargi, zagryzając je od środka zębami. Poczułam, jak
dłonie zaczynają mi się pocić. Musiałam parę razy przejechać wewnętrzną stroną
rąk po moich udach, aby pozbyć się niekomfortowych kropelek, formujących się w
zagłębieniach. Miałam przed sobą coś, co było nierealne. Przynajmniej nie
teraz. Wiem, że to było głupie, ale... Chciałam odzyskać pełną sprawność już. W
tej konkretnej sekundzie.
-Już jestem, kochaniutka.- Z zamyślenia
wyrwał mnie znajomy głos masażystki. Odwróciłam gwałtownie głowę, próbując
udać, że wcale nie patrzyłam na magiczny mostek, który zapewne miał kończyć
każdą rehabilitację ludzi w podobnym stanie do mojego. Kobieta podeszła do mnie
i skierowała wózek w stronę jednego z łóżek. Odpięła pas bezpieczeństwa, dzięki
któremu nie zsuwałam się z siedziska i podniosła mnie w górę, aby posadzić na
wysokim materacu. Pomogła mi się wygodnie ułożyć, podkładając małą poduszkę pod
głowę. Wyciągnęła moje nogi w swoją stronę, przyglądając się im z wyraźnym
zainteresowaniem.
-Wiesz, ordynator by mnie za to zabił, ale
nie mogłam odmówić twojej mamie i pani Trevor. -Zaśmiała się uroczo,
chwytając moją nogę w swoje potężne, grube dłonie.
Również
się uśmiechnęłam, jednak trochę bardziej krzywo, niż ona. Czułam się tak, jakby
ktoś zaraz miał do pomieszczenia niespodziewanie wparować, wydrzeć się na naszą
dwójkę i wygonić ze szpitala.
Moja
kończyna została uniesiona w górę. Syknęłam z bólu, gdy przez mój kręgosłup
przeszedł nieprzyjemny dreszcz, pulsujący aż do kości ogonowej.
-Boli? To dobrze!- Zawołała z entuzjazmem,
zaczynając masować mi udo. Ściągnęłam brwi, nie za bardzo rozumiejąc jej
zadowolenie, spowodowane moim negatywnym odczuciem.
Drzwi do
pomieszczenia otworzyły się nagle, a ja myślałam, że widząc kolejną, ubraną w
biały strój, pielęgniarkę, zejdę na zawał. To chyba przez to, że miła pani
masażystka zapewniła mnie o tym, że ją wyleją, gdy nas przyłapią na
rehabilitacji.
-Georgia!- Druga pani zmierzyła mnie
wzrokiem, nie za bardzo zaprzątając sobie głową i tym, dlaczego się tutaj
znajduję. Odetchnęłam więc z ulgą, gdy podeszła do swojej koleżanki i skupiła
uwagę tylko i wyłącznie na niej. -Właśnie
przywieźli młodego chłopaka z liceum. Sądzę, że trzeba mu nastawić paskudnie
złamaną nogę. Zaraz go do ciebie przyprowadzę. Chyba będziesz miała chwilę,
żeby na niego spojrzeć, hm?- Była nieco zdyszana, więc mówiła bardzo
niewyraźnie.
Moja
pani pokiwała ze zrezygnowaniem głową, a następnie zerknęła na mnie ze smutkiem
w jasnych oczach.
-Proszę się mną nie przejmować, tylko zająć
się swoją pracą. -Odparłam cicho, podnosząc głowę i odprowadzając wzrokiem
kobietę. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły. Ujrzałam znajome plecy swojej rehabilitantki,
która weszła do środka, ciągnąc za sobą wózek z nieznajomym chłopakiem. Po
pomieszczeniu rozległ się jego stłumiony okrzyk, który zaraz zakłóciła
wypowiedź jakiegoś drugiego przedstawiciela brzydszej płci.
-Nie rozumiem dlaczego się nie broniłeś!
Przecież jesteś od nich wyższy!- Na korytarzu zamajaczyła mi ruda czupryna.-
No ale oczywiście, co miała zrobić taka
sierota życiowa, która potrafi się potknąć na prostej drodze!
Podniosłam się na łokciach, próbując wyłapać
jego twarz, która zaraz została oświetlona przez białe lampy. Uniosłam brew do
góry, rozpoznając w nieznajomym gościa z mojej szkoły. Co prawda nie
odwiedzałam murów placówki już prawie pół roku, ale tej piegowatej, wrednej
twarzy nigdy bym nie zapomniała. Ponadto kojarzyłam go z meczów koszykówki, na
które wybierałam się w poprzednim roku. Koleś nie miał wielkiego talentu,
podobnie z resztą jak reszta naszego felernego składu. Co jak co, ale drużyna z
mojego liceum zawsze przegrywała. I zawsze składała się z największych ofiar życiowych,
które dostawały opieprz od elitarnych, na czele z Felicią. Moja intuicja
podpowiadała mi, że pielęgniarka właśnie przywiozła sierotę, sympatycznie
potraktowaną przez rówieśników.
-Zamknij się w końcu....- Jęknął
przeraźliwie ten drugi. Aż musiałam zamknąć oczy, bo zrobiło mi się słabo. Nie
mogłam słuchać tego, jak cierpi. Odwróciłam więc głowę w drugą stronę,
wlepiając przymrużone oczy w ścianę. Udałam, że mnie tu nie ma. Może
poskutkuje?
-Sam się zamknij, idioto.- Odwarknął mu
piegowaty.
-Czy mógłbyś poczekać na korytarzu? Nie
sądzę, aby pacjent pragnął pana towarzystwa w takim momencie...- Huknęła
Georgia, która była nieco poirytowana. Sama podskoczyłam na łóżku, nieco
przerażona jej gwałtowną zmianą tonu w głosie.
Niezręczną
ciszę przerwało ciężkie westchnienie płomiennowłosego.
-Dobra. Trzymaj się, Tristan.- Zapeszył
się. Usłyszałam jedynie kroki, a następnie trzask zamykających się drzwi.
Przełknęłam głośno ślinę, dając sobie chwilę na zrozumienie jego słów, których
znaczenie jakoś mi umknęło wśród żałosnych jęków ofiary. Krew uderzyła mi do
głowy, gdy raptownie odwróciłam się w tył, żeby przyjrzeć się dokładnie
poszkodowanemu chłopakowi. Dobrze usłyszałam?... Tristan? A może po prostu
byłam przewrażliwiona i na każde imię członka z zespołu The Vamps reagowałam
nagłym wzrostem ciśnienia?
Z
początku łóżko zasłaniały mi dwie grubsze pielęgniarki, krzątające się przy
chłopaku. Ponownie uniosłam swoje ciało na łokciach, starając się odnaleźć jego
twarz. Na razie widziałam tylko dwie wystające nogi- jedna nogawka od jeans'owych,
obcisłych spodni była rozcięta, aby kobiety miały lepszy dostęp do złamania.
-We dwie nie damy sobie rady, nie ma mowy.-
Mruknęła kobieta, która właśnie dotknęła poszkodowanej kończyny chłopaka. Ten
zareagował na jej czynność przeraźliwym krzykiem, który przeszył mój mózg na
wskroś. Nadal wgapiałam się w drugi koniec sali, przygryzając ze zdenerwowania
górną wargę. -Ktoś go musi trzymać.
Nie
wiedziałam, czy chłopak w tej całej agonii w ogóle zauważał moje towarzystwo.
Był odcięty od świata przez przerażający ból, pulsujący z lewej nogi. Może to i
lepiej? Raczej nie byłby zachwycony towarzystwem jakiejkolwiek persony
(szczególnie przeciwnej płci), podczas gdy sam darł się niczym mała
dziewczynka. Zacisnęłam swoje pięści na
białym prześcieradle, które już i tak zsuwało się z materaca. Chyba udzielało
mi się jego zdenerwowanie, bo poczułam, jak gwałtownie zadrżało mi serce. Nie
wiedziałam tylko, czy zareagowałam tak z powodu rosnącego napięcia i podniecenia,
spowodowanego chęcią ujrzenia jego twarzy, czy może współczuciem ze względu na
opłakany stan pacjenta.
Okrzyknął
raz jeszcze i dopiero wtedy, zza potężnego ramienia Georgii wyłoniła się jasna,
rozczochrana czupryna, przez którą musiałam wstrzymać powietrze. Zamarłam.
Wytężyłam wzrok, skupiając się tylko i wyłącznie na delikatnie odsłoniętym
obszarze. Miałam ochotę krzyknąć do pielęgniarek, aby przesunęły się bardziej w
lewo i pozwoliły przyjrzeć się intrygującej sylwecie, aktualnie zwijającej się
z bólu.
-Poradzimy sobie.- Powiedziała Georgia,
która nie chciała ryzykować, żeby ktoś wyżej postawiony od niej w hierarchii,
zobaczył moją osobę, beztrosko leżącą na jednym z łóżek i czekającą na
rehabilitację. Jedna z pielęgniarek zaczęła rozgrzewać swoimi rękami miejsce,
które za chwilę miało zostać boleśnie nastawione. Moja masażystka w tym czasie
stanęła przy głowie niejakiego Tristan'a
i naparła całym swoim ciałem na jego ramiona, aby przypadkiem się nie
ruszał. -Trzy, dwa...
Jasnowłosy
zawrzeszczał tak przeraźliwie, że aż opadłam na łóżko, zamykając oczy. Sama
czułam na całym swoim ciele nieprzyjemne dreszcze, spowodowane samym faktem, iż
ktoś przeżył taki drastyczny zabieg przy mnie. Chrupnięcie, które odbiło się o
ściany wywołało u mnie odruch wymiotny. Musiałam zasłonić wilgotne usta dłonią,
aby przypadkiem nie pobrudzić podłogi śniadaniem. Georgia puściła chłopaka i
zdjęła gumowe rękawiczki, które zaraz wyrzuciła do kosza, znajdującego się
gdzieś nieopodal.
-Choleraaaaa jasnaaa, zabierzcie mnieee do
niebaaa!- Kiedy otworzyłam oczy, mogłam spotkać jego jasne, przerażone
oczy, skierowane w moją stronę, które idealnie komponowały się z bladą twarzą.
-Ehm... Witam.- Dodał po chwili. Starał
się już nie krzyczeć, ale widziałam, że nadal cierpiał z powodu złamanej nogi.
Cały czas kurczowo trzymał się za udo, zaciskając zęby jak najmocniej się tylko
dało i wiercąc się niebezpiecznie na łóżku. Ponadto mogłam zauważyć krople
potu, spływające mu ciurkiem po czole. To zdecydowanie był Tristan Evans. Zastanawiał mnie tylko jeden fakt... Dlaczego
znalazł się w Londynie, w towarzystwie jednego z koszykarzy z mojej szkoły?
Uśmiechnęłam
się szeroko, kiwając do niego niepewnie głową, a następnie pokazując mu kciuk
do góry, by dodać mu otuchy. Na piegowatego rudzielca nie miał co liczyć.
-Głowa do góry, dobrze, że to noga, a nie
ręka, prawda?- Pokazałam rząd białych zębów, podpierając dłonią policzek.
Gratuluję
inteligencji, Lennon! Ugryzłaś się w język w idealnym momencie, żeby nie
chlapnąć jakiejś głupoty jak w parku, podczas spotkania z Bradley'em.
Evans
zerknął na mnie niepewnie, unosząc jedną brew ku górze, w niemym zaptaniu. Wzruszyłam
na to ramionami.
-Eee... Chodzisz może do Woodside High
School?- Zapełniłam ciszę pierwszym lepszym pytaniem, które przyszło mi do
głowy.
-Dopiero od niecałych dwóch miesięcy. -Odparł,
spuszczając wzrok i przenosząc go na Georgię. -Ty też...? Jakoś cię nie kojarzę...
-Chodziłam. Do czasu. Teraz zdrowie mi na to
nie pozwala. -Mruknęłam, przyglądając się pielęgniarkom, które nadal zajmowały
się kończyną jasnowłosego.
Tristan
wydał z siebie charakterystyczne, nieco stłumione "mhm", a następnie
został podniesiony przez masażystki do pozycji siedzącej. Jedna z nich chwyciła
jego nogę, usztywniając ją bliżej niezidentyfikowanym przeze mnie przedmiotem.
-Mam nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz!-
Rzuciłam pospiesznie, gdy zaczęli pakować jęczącego Tris'a na wózek inwalidzki.
-Taa, ja też mam taką nadzieję. -Wywrócił
oczami, prychając pod nosem.
-No,
proszę pana, zostanie pan chyba u nas trochę dłużej... Założymy gips,
odwiedzimy lekarza i zobaczymy co dalej.- W końcu odezwała się Georgia,
która popatrzyła porozumiewawczo na swoją koleżankę.
-Nie no, błagam, koledzy mnie zabiją! Miałem dzisiaj jechać na próbę!-
Zaprotestował głośno. Gdyby mógł, zapewne tupnąłby niczym mała dziewczynka,
której zabrano lalkę.
Kobieta
popchnęła jego wózek i ruszyła w stronę wyjścia. Tris w ostatniej chwili
odwrócił się w moją stronę, wychylając głowę zza białych drzwi.
-Znasz może taką jedną Liberty? Jesteś do niej
straaasznie podobna!- Nie zdążyłam mu odpowiedzieć na pytanie, gdyż zniknął
wraz z pielęgniarką na korytarzu. Zmarszczyłam brwi, intensywnie zastanawiając
się nad tym, kim może być owa Liberty. Coś mi to imię mówiło, ale jeszcze nie
do końca wiedziałam co takiego...
***
Misie moje!
Z wielkim bólem serca zawieszam "Przebudzenie"
do maja! Matura się zbliża, a przez ten ostatni miesiąc trzeba się będzie
skupić. W weekend postaram się napisać dwa kolejne rozdziały, które dodam w tym
czasie, żebyście się aż tak nie nudzili. Czas szybko zleci, przynajmniej tak
sądzę.
Trzymajcie się ciepło! <3
Świetny rozdział, nawet Tristan się znalazł. Cieszę się, że Lennon w końcu zaczęła swoją rehabilitację i mam nadzieję, że dzięki niej wszystko będzie, jak dawniej. Szkoda, że teraz będzie mniej rozdziałów, ale życzę powodzenia na maturze :)
OdpowiedzUsuń@imtooosexyforya xx
cudowne! dziękuję ci za to, że pojawił się ktoś inny niż Brad. DZięki, że to Tris, bo on i James są moimi idolami <3. Przykro mi, że przez jakiś czas będzie zawieszone opowiadanie, ale w końcu matura to matura. Życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńprzy okazji zapraszam wszystkich chętnych
theeternalkids.blogspot.com
Swietny rozdzial! :) szkoda, ze zawieszasz :/ Kim byla ta Liberty?
OdpowiedzUsuńoooo swietny rozdział!! powodzenia na maturze! ♥
OdpowiedzUsuńKobieto, zabijasz mnie! Cholernie intryguje mnie to, co Tris (zapewne) powie Lennon w następnych rozdziałach! :) Jeszcze raz: świetnie piszesz <3
OdpowiedzUsuń+Powodzenia na maturze! :) x
lostmybalance-fanfiction.blogspot.com
~ świetny rozdział♥
OdpowiedzUsuńCalrgo bloga przeczytalam w jeden dzien, straaaasznie mnie wciagnal, prosze, dodaj cos szybciutko, bo nie wytrzymam :(
OdpowiedzUsuńniestety będziesz musiała trochę poczekać, bo zawieszam opowiadanie na czas matur. jak dobrze pójdzie, to w święta coś dodam, ale nie obiecuję.
UsuńŁooo już ta godzina ?
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać i tak się wciągęłam, że nie mogłam oderwać
czekam z niecierpliwością do maja na nexta xx
Rozdział po prostu świetny. Tak się zaczytałam że przez cb nie wyspałam się do szkoły. No ale cóż. ŻYCZĘ POWODZENIA NA MATURZE. !!
OdpowiedzUsuńJak przeczytalam o tym chlopaku to sie przestrasztlam ze to Brad! Biedny Tristan musial bardzo cierpiec :( zastanawia mnie kto to jest Liberty,mam nadzieje ze w koncu sie dowiem:) lece czytac dalej
OdpowiedzUsuń