7 kwietnia 2014

{7} znasz może taką jedną Liberty?

-Lennon! Mam dla ciebie genialną wiadomość!- Pani Trevor jak zwykle wparowała do mojego domu z uśmiechem. Przynajmniej udawała, że jest zadowolona. Zazwyczaj szczerzyła się jak najszerzej tylko potrafiła, zanim zaczęła ze mną "współpracę". Chyba już wspominałam, że wychodząc z mojego domu przypominała zgniecioną i zdeptaną smutną lalkę, która straciła ostatki swojej nadziei. Nic dziwnego. Byłam bardzo trudnym przypadkiem, a przynajmniej do czasu. Teraz mogłam stwierdzić, że wyleczyłam się sama, gdy tylko ujrzałam radosną twarz Bradley'a i mogłam znowu usłyszeć jego ciepły głos, wywołujący gęsią skórkę.
Wymieniła tajemnicze spojrzenia z moją mamą, która również cieszyła się niczym dziecko. Uniosłam brwi w niemym zapytaniu, siląc się na blady uśmiech, który wymusiła we mnie moja psychoterapeutka.
-Rehabilitację możesz zacząć już dzisiaj. Razem z mamą wykombinowałyśmy, że ćwiczenia przeprowadzą nasze koleżanki ze szpitala. Tak po znajomości. I w zasadzie... W sekrecie.- Objaśniła.
Nie wierzyłam własnym uszom.
-Zaraz, zaraz... Co?!- Moje oczy stały się wielkie niczym spodki, a szczęka już dawno dotknęła ziemi. Myślałam, że przewrócę się razem z wózkiem na podłogę. Nigdy chyba nie czułam takiej ulgi. To było coś pięknego! Zupełnie tak,  jakby ciężar, który nosiłam na plecach ze sobą przez tych pięć pieprzonych miesięcy, wreszcie ktoś zabrał. Zaśmiałam się na głos, przykładając ręce do klatki piersiowej, która zaczęła gwałtownie falować.
Mama podbiegła do mnie i ucałowała mnie w sam czubek głowy, a następnie położyła dłonie na moich ramionach i ścisnęła mocniej, chichocząc pod nosem. Spojrzałam w górę, by spotkać jej jaśniejącą twarzyczkę. Nigdy tak nie wyglądała. Chyba po raz pierwszy mogłam ujrzeć tak pozytywną aurę, otaczającą jej zwykle zgarbioną i zmęczoną życiem sylwetkę. Po śmierci ojca nie uśmiechała się zbyt często. Robiła to sztucznie i na siłę. Choć każdy myślał, że panna Cartwright pogodziła się z tym faktem, iż jej mąż już nie wróci, to ja cały czas widziałam, że już nigdy nie będzie jak wcześniej. Śmierć bliskiej osoby dotknęła ją tak drastycznie, że nie mogła sobie radzić z pracą i musiała wziąć dłuższy urlop, by płakać całymi dniami w poduszkę. A teraz? Teraz musiała znieść również mój wypadek, martwiąc się przez trzy miesiące, czy nie dołączę do taty. Była silną kobietą. Chyba najsilniejszą na całym świecie.
-Już dzisiaj? -Zapytałam, spoglądając raz na panią doktor, a raz na moją matkę, która nadal stała za mną i ściskała moje ramiona. Czułam, jak z nadmiaru emocji i szczęścia drżą jej ręce.
Psycholog pokiwała jedynie głową, przenosząc ciężar ciała na palce, by znów wylądować na piętach. Przeżywała to wszystko razem ze mną. Nie wiedziałam tylko czy to było spowodowane grubą kasą, którą dostawała od mojej matki, czy może rzeczywiście jej na mnie choć trochę zależało. Przynajmniej udawała, że mnie lubi.

W południe znalazłyśmy się z mamą pod szpitalem. Wytargała mnie z taksówki i odwiozła aż pod sam oddział, na którym miałam odbyć "tajemną rehabilitację". Powiedziała, że poczeka na mnie na zewnątrz, żeby nie wzbudzać żadnych podejrzeń. To było takie idiotyczne...
-Ty zapewne jesteś Lennon, tak? Wjedź do tamtego pomieszczenia, zaraz do ciebie przyjdę. -W wejściu przywitała mnie wysoka pani o jasnych włosach. Ubrana była w charakterystyczny, biały uniform, składający się z obcisłej bluzki, ledwo co zasłaniający dość pokaźny dekolt, oraz krótkiej, równie skąpej spódniczki z rozcięciem, znajdującym się z tyłu. Była potężną, bardzo pewną siebie osobą, o charakterystycznej, nieco ostrej i niesympatycznej urodzie. Mimo tego wszystkiego, nadrabiała szerokim uśmiechem i miłym, przepełnionym słodyczą, tonem głosu, zupełnie nie pasującym do reszty jej sylwetki.
Posłusznie kiwnęłam głową i podjechałam pod wyznaczone drzwi, rozglądając się przy okazji po korytarzu, po którym przechadzała się jakaś młodsza ode mnie dziewczyna. Zauważyłam, że ma rękę na temblaku.
Popchnęłam białe drzwi i zatrzymałam wózek na środku, odwracając się przodem do wejścia. Pokój do złudzenia przypominał moją szkolną siłownię. Ściany zostały przykryte drewnianymi, już nieco wytartymi drabinkami. W rogu sali ktoś położył na sobie pięć grubych materaców, na których leżały gumowe piłki i karimaty w przeróżnych kolorach. Mój wzrok błądził również po podstawowych przyrządach do ćwiczeń nóg i rąk, łóżkach, poustawianych w równym rzędzie pod oknami... Najbardziej jednak zainteresował mnie mostek, który znajdował się w centrum całego pomieszczenia do rehabilitacji.  Podjechałam do niego nieśmiało, przechylając głowę na różne strony i analizując ze szczegółami metalowe poręcze, kończące fragment wypukłości, na której można było stanąć. Właśnie: STANĄĆ. Zerknęłam na moje nogi, które jak zwykle spoczywały na podnóżku. Zacisnęłam mocno wargi, zagryzając je od środka zębami. Poczułam, jak dłonie zaczynają mi się pocić. Musiałam parę razy przejechać wewnętrzną stroną rąk po moich udach, aby pozbyć się niekomfortowych kropelek, formujących się w zagłębieniach. Miałam przed sobą coś, co było nierealne. Przynajmniej nie teraz. Wiem, że to było głupie, ale... Chciałam odzyskać pełną sprawność już. W tej konkretnej sekundzie.
-Już jestem, kochaniutka.- Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos masażystki. Odwróciłam gwałtownie głowę, próbując udać, że wcale nie patrzyłam na magiczny mostek, który zapewne miał kończyć każdą rehabilitację ludzi w podobnym stanie do mojego. Kobieta podeszła do mnie i skierowała wózek w stronę jednego z łóżek. Odpięła pas bezpieczeństwa, dzięki któremu nie zsuwałam się z siedziska i podniosła mnie w górę, aby posadzić na wysokim materacu. Pomogła mi się wygodnie ułożyć, podkładając małą poduszkę pod głowę. Wyciągnęła moje nogi w swoją stronę, przyglądając się im z wyraźnym zainteresowaniem.
-Wiesz, ordynator by mnie za to zabił, ale nie mogłam odmówić twojej mamie i pani Trevor. -Zaśmiała się uroczo, chwytając moją nogę w swoje potężne, grube dłonie.
Również się uśmiechnęłam, jednak trochę bardziej krzywo, niż ona. Czułam się tak, jakby ktoś zaraz miał do pomieszczenia niespodziewanie wparować, wydrzeć się na naszą dwójkę i wygonić ze szpitala.
Moja kończyna została uniesiona w górę. Syknęłam z bólu, gdy przez mój kręgosłup przeszedł nieprzyjemny dreszcz, pulsujący aż do kości ogonowej.
-Boli? To dobrze!- Zawołała z entuzjazmem, zaczynając masować mi udo. Ściągnęłam brwi, nie za bardzo rozumiejąc jej zadowolenie, spowodowane moim negatywnym odczuciem.
Drzwi do pomieszczenia otworzyły się nagle, a ja myślałam, że widząc kolejną, ubraną w biały strój, pielęgniarkę, zejdę na zawał. To chyba przez to, że miła pani masażystka zapewniła mnie o tym, że ją wyleją, gdy nas przyłapią na rehabilitacji.
-Georgia!- Druga pani zmierzyła mnie wzrokiem, nie za bardzo zaprzątając sobie głową i tym, dlaczego się tutaj znajduję. Odetchnęłam więc z ulgą, gdy podeszła do swojej koleżanki i skupiła uwagę tylko i wyłącznie na niej. -Właśnie przywieźli młodego chłopaka z liceum. Sądzę, że trzeba mu nastawić paskudnie złamaną nogę. Zaraz go do ciebie przyprowadzę. Chyba będziesz miała chwilę, żeby na niego spojrzeć, hm?- Była nieco zdyszana, więc mówiła bardzo niewyraźnie.
Moja pani pokiwała ze zrezygnowaniem głową, a następnie zerknęła na mnie ze smutkiem w jasnych oczach.
-Proszę się mną nie przejmować, tylko zająć się swoją pracą. -Odparłam cicho, podnosząc głowę i odprowadzając wzrokiem kobietę. Po chwili drzwi ponownie się otworzyły. Ujrzałam znajome plecy swojej rehabilitantki, która weszła do środka, ciągnąc za sobą wózek z nieznajomym chłopakiem. Po pomieszczeniu rozległ się jego stłumiony okrzyk, który zaraz zakłóciła wypowiedź jakiegoś drugiego przedstawiciela brzydszej płci.
-Nie rozumiem dlaczego się nie broniłeś! Przecież jesteś od nich wyższy!- Na korytarzu zamajaczyła mi ruda czupryna.- No ale oczywiście, co miała zrobić taka sierota życiowa, która potrafi się potknąć na prostej drodze!
 Podniosłam się na łokciach, próbując wyłapać jego twarz, która zaraz została oświetlona przez białe lampy. Uniosłam brew do góry, rozpoznając w nieznajomym gościa z mojej szkoły. Co prawda nie odwiedzałam murów placówki już prawie pół roku, ale tej piegowatej, wrednej twarzy nigdy bym nie zapomniała. Ponadto kojarzyłam go z meczów koszykówki, na które wybierałam się w poprzednim roku. Koleś nie miał wielkiego talentu, podobnie z resztą jak reszta naszego felernego składu. Co jak co, ale drużyna z mojego liceum zawsze przegrywała. I zawsze składała się z największych ofiar życiowych, które dostawały opieprz od elitarnych, na czele z Felicią. Moja intuicja podpowiadała mi, że pielęgniarka właśnie przywiozła sierotę, sympatycznie potraktowaną przez rówieśników.
-Zamknij się w końcu....- Jęknął przeraźliwie ten drugi. Aż musiałam zamknąć oczy, bo zrobiło mi się słabo. Nie mogłam słuchać tego, jak cierpi. Odwróciłam więc głowę w drugą stronę, wlepiając przymrużone oczy w ścianę. Udałam, że mnie tu nie ma. Może poskutkuje?
-Sam się zamknij, idioto.- Odwarknął mu piegowaty.
-Czy mógłbyś poczekać na korytarzu? Nie sądzę, aby pacjent pragnął pana towarzystwa w takim momencie...- Huknęła Georgia, która była nieco poirytowana. Sama podskoczyłam na łóżku, nieco przerażona jej gwałtowną zmianą tonu w głosie.
Niezręczną ciszę przerwało ciężkie westchnienie płomiennowłosego.
-Dobra. Trzymaj się, Tristan.- Zapeszył się. Usłyszałam jedynie kroki, a następnie trzask zamykających się drzwi. Przełknęłam głośno ślinę, dając sobie chwilę na zrozumienie jego słów, których znaczenie jakoś mi umknęło wśród żałosnych jęków ofiary. Krew uderzyła mi do głowy, gdy raptownie odwróciłam się w tył, żeby przyjrzeć się dokładnie poszkodowanemu chłopakowi. Dobrze usłyszałam?... Tristan? A może po prostu byłam przewrażliwiona i na każde imię członka z zespołu The Vamps reagowałam nagłym wzrostem ciśnienia?
Z początku łóżko zasłaniały mi dwie grubsze pielęgniarki, krzątające się przy chłopaku. Ponownie uniosłam swoje ciało na łokciach, starając się odnaleźć jego twarz. Na razie widziałam tylko dwie wystające nogi- jedna nogawka od jeans'owych, obcisłych spodni była rozcięta, aby kobiety miały lepszy dostęp do złamania.
-We dwie nie damy sobie rady, nie ma mowy.- Mruknęła kobieta, która właśnie dotknęła poszkodowanej kończyny chłopaka. Ten zareagował na jej czynność przeraźliwym krzykiem, który przeszył mój mózg na wskroś. Nadal wgapiałam się w drugi koniec sali, przygryzając ze zdenerwowania górną wargę. -Ktoś go musi trzymać.
Nie wiedziałam, czy chłopak w tej całej agonii w ogóle zauważał moje towarzystwo. Był odcięty od świata przez przerażający ból, pulsujący z lewej nogi. Może to i lepiej? Raczej nie byłby zachwycony towarzystwem jakiejkolwiek persony (szczególnie przeciwnej płci), podczas gdy sam darł się niczym mała dziewczynka.  Zacisnęłam swoje pięści na białym prześcieradle, które już i tak zsuwało się z materaca. Chyba udzielało mi się jego zdenerwowanie, bo poczułam, jak gwałtownie zadrżało mi serce. Nie wiedziałam tylko, czy zareagowałam tak z powodu rosnącego napięcia i podniecenia, spowodowanego chęcią ujrzenia jego twarzy, czy może współczuciem ze względu na opłakany stan pacjenta.
Okrzyknął raz jeszcze i dopiero wtedy, zza potężnego ramienia Georgii wyłoniła się jasna, rozczochrana czupryna, przez którą musiałam wstrzymać powietrze. Zamarłam. Wytężyłam wzrok, skupiając się tylko i wyłącznie na delikatnie odsłoniętym obszarze. Miałam ochotę krzyknąć do pielęgniarek, aby przesunęły się bardziej w lewo i pozwoliły przyjrzeć się intrygującej sylwecie, aktualnie zwijającej się z bólu.
-Poradzimy sobie.- Powiedziała Georgia, która nie chciała ryzykować, żeby ktoś wyżej postawiony od niej w hierarchii, zobaczył moją osobę, beztrosko leżącą na jednym z łóżek i czekającą na rehabilitację. Jedna z pielęgniarek zaczęła rozgrzewać swoimi rękami miejsce, które za chwilę miało zostać boleśnie nastawione. Moja masażystka w tym czasie stanęła przy głowie niejakiego Tristan'a  i naparła całym swoim ciałem na jego ramiona, aby przypadkiem się nie ruszał.  -Trzy, dwa...
Jasnowłosy zawrzeszczał tak przeraźliwie, że aż opadłam na łóżko, zamykając oczy. Sama czułam na całym swoim ciele nieprzyjemne dreszcze, spowodowane samym faktem, iż ktoś przeżył taki drastyczny zabieg przy mnie. Chrupnięcie, które odbiło się o ściany wywołało u mnie odruch wymiotny. Musiałam zasłonić wilgotne usta dłonią, aby przypadkiem nie pobrudzić podłogi śniadaniem. Georgia puściła chłopaka i zdjęła gumowe rękawiczki, które zaraz wyrzuciła do kosza, znajdującego się gdzieś nieopodal.
-Choleraaaaa jasnaaa, zabierzcie mnieee do niebaaa!- Kiedy otworzyłam oczy, mogłam spotkać jego jasne, przerażone oczy, skierowane w moją stronę, które idealnie komponowały się z bladą twarzą. -Ehm... Witam.- Dodał po chwili. Starał się już nie krzyczeć, ale widziałam, że nadal cierpiał z powodu złamanej nogi. Cały czas kurczowo trzymał się za udo, zaciskając zęby jak najmocniej się tylko dało i wiercąc się niebezpiecznie na łóżku. Ponadto mogłam zauważyć krople potu, spływające mu ciurkiem po czole. To zdecydowanie był Tristan Evans.  Zastanawiał mnie tylko jeden fakt... Dlaczego znalazł się w Londynie, w towarzystwie jednego z koszykarzy z mojej szkoły?
Uśmiechnęłam się szeroko, kiwając do niego niepewnie głową, a następnie pokazując mu kciuk do góry, by dodać mu otuchy. Na piegowatego rudzielca nie miał co liczyć.
-Głowa do góry, dobrze, że to noga, a nie ręka, prawda?- Pokazałam rząd białych zębów, podpierając dłonią policzek.
Gratuluję inteligencji, Lennon! Ugryzłaś się w język w idealnym momencie, żeby nie chlapnąć jakiejś głupoty jak w parku, podczas spotkania z Bradley'em.
Evans zerknął na mnie niepewnie, unosząc jedną brew ku górze, w niemym zaptaniu. Wzruszyłam na to ramionami.
-Eee... Chodzisz może do Woodside High School?- Zapełniłam ciszę pierwszym lepszym pytaniem, które przyszło mi do głowy.
-Dopiero od niecałych dwóch miesięcy. -Odparł, spuszczając wzrok i przenosząc go na Georgię. -Ty też...? Jakoś cię nie kojarzę...
-Chodziłam. Do czasu. Teraz zdrowie mi na to nie pozwala. -Mruknęłam, przyglądając się pielęgniarkom, które nadal zajmowały się kończyną jasnowłosego.
Tristan wydał z siebie charakterystyczne, nieco stłumione "mhm", a następnie został podniesiony przez masażystki do pozycji siedzącej. Jedna z nich chwyciła jego nogę, usztywniając ją bliżej niezidentyfikowanym przeze mnie przedmiotem.
-Mam nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz!- Rzuciłam pospiesznie, gdy zaczęli pakować jęczącego Tris'a na wózek inwalidzki.
-Taa, ja też mam taką nadzieję. -Wywrócił oczami, prychając pod nosem.
 -No, proszę pana, zostanie pan chyba u nas trochę dłużej... Założymy gips, odwiedzimy lekarza i zobaczymy co dalej.- W końcu odezwała się Georgia, która popatrzyła porozumiewawczo na swoją koleżankę.
-Nie no, błagam, koledzy mnie zabiją! Miałem dzisiaj jechać na próbę!- Zaprotestował głośno. Gdyby mógł, zapewne tupnąłby niczym mała dziewczynka, której zabrano lalkę.
Kobieta popchnęła jego wózek i ruszyła w stronę wyjścia. Tris w ostatniej chwili odwrócił się w moją stronę, wychylając głowę zza białych drzwi.
-Znasz może taką jedną Liberty? Jesteś do niej straaasznie podobna!- Nie zdążyłam mu odpowiedzieć na pytanie, gdyż zniknął wraz z pielęgniarką na korytarzu. Zmarszczyłam brwi, intensywnie zastanawiając się nad tym, kim może być owa Liberty. Coś mi to imię mówiło, ale jeszcze nie do końca wiedziałam co takiego...

***

Misie moje!
Z wielkim bólem serca zawieszam "Przebudzenie" do maja! Matura się zbliża, a przez ten ostatni miesiąc trzeba się będzie skupić. W weekend postaram się napisać dwa kolejne rozdziały, które dodam w tym czasie, żebyście się aż tak nie nudzili. Czas szybko zleci, przynajmniej tak sądzę.

Trzymajcie się ciepło! <3 

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, nawet Tristan się znalazł. Cieszę się, że Lennon w końcu zaczęła swoją rehabilitację i mam nadzieję, że dzięki niej wszystko będzie, jak dawniej. Szkoda, że teraz będzie mniej rozdziałów, ale życzę powodzenia na maturze :)
    @imtooosexyforya xx

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowne! dziękuję ci za to, że pojawił się ktoś inny niż Brad. DZięki, że to Tris, bo on i James są moimi idolami <3. Przykro mi, że przez jakiś czas będzie zawieszone opowiadanie, ale w końcu matura to matura. Życzę powodzenia.
    przy okazji zapraszam wszystkich chętnych
    theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Swietny rozdzial! :) szkoda, ze zawieszasz :/ Kim byla ta Liberty?

    OdpowiedzUsuń
  4. oooo swietny rozdział!! powodzenia na maturze! ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Kobieto, zabijasz mnie! Cholernie intryguje mnie to, co Tris (zapewne) powie Lennon w następnych rozdziałach! :) Jeszcze raz: świetnie piszesz <3
    +Powodzenia na maturze! :) x
    lostmybalance-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ świetny rozdział♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Calrgo bloga przeczytalam w jeden dzien, straaaasznie mnie wciagnal, prosze, dodaj cos szybciutko, bo nie wytrzymam :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety będziesz musiała trochę poczekać, bo zawieszam opowiadanie na czas matur. jak dobrze pójdzie, to w święta coś dodam, ale nie obiecuję.

      Usuń
  8. Łooo już ta godzina ?
    Zaczęłam czytać i tak się wciągęłam, że nie mogłam oderwać
    czekam z niecierpliwością do maja na nexta xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział po prostu świetny. Tak się zaczytałam że przez cb nie wyspałam się do szkoły. No ale cóż. ŻYCZĘ POWODZENIA NA MATURZE. !!

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak przeczytalam o tym chlopaku to sie przestrasztlam ze to Brad! Biedny Tristan musial bardzo cierpiec :( zastanawia mnie kto to jest Liberty,mam nadzieje ze w koncu sie dowiem:) lece czytac dalej

    OdpowiedzUsuń