28 maja 2014

{11} coś mi tu śmierdzi...

Szczerze? Dobrze było ponownie ujrzeć budynek Woodside High School. Widząc znane, stare mury szkoły, poczułam intensywny uścisk w dole serca. Coś jak... Podekscytowanie zmieszane z niepewnością. Z jednej strony pragnęłam ponownie zobaczyć Bradley'a, ale z drugiej nie chciałam rozczarować się po raz kolejny. Choć moje nerwy już dawno się uspokoiły, to nadal nie mogłam pogodzić się z pewnym konkretnym faktem. Tak długo na niego czekałam. Tak długo bałam się, czy żyje, czy naprawdę istnieje. A teraz, kiedy już go odnalazłam, okazało się, że jest szczęśliwie zakochany... W kimś zupełnie innym. Był zapatrzony w durną Liberty jak w obrazek. Nie widział świata poza nią, to od razu dało się wyczuć. Sposób, w jaki na nią spoglądał był taki... Wyjątkowy. Niezwykły i pełen czułości. Zupełnie tak, jakby spoglądał na nią po raz pierwszy, a zarazem ostatni.
 Miałam nadzieję, że chłopcy tym razem będą mieli więcej szczęścia, niż na próbie. To była ostatnia szansa dla Connor'a, aby zrobić dobre wrażenie na reszcie zespołu i udobruchać nieco James'a. Czy mi się wydawało, czy tylko on go nie tolerował? Zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Może był zazdrosny o resztę chłopaków? W końcu zaczynali tylko we trójkę i przyzwyczaili się do siebie. Nowy członek zespołu mógł być nieco problematyczny.
Tego dnia uległam i dałam się pomalować Lissandrze. Zazwyczaj nie nosiłam mocniejszego makijażu- jedynie podkręcałam rzęsy tuszem i nakładałam jakiś jaśniejszy cień do powiek, aby się nie wyróżniać z tłumu. Dzisiaj rudowłosa odstawiła mnie tak, że sama nie poznawałam swojego odbicia w lustrze! Moje brązowe tęczówki idealnie podkreślał czarny eyeliner z delikatnymi drobinkami srebra. Usta zostały nieco powiększone przez soczysty, owocowy błyszczyk. Ponadto Lisa przekonała mnie do tej sukienki w kwiaty, więc nad ranem poprosiłam przyjaciółkę, aby pomogła mi ją założyć i wybrać do niej jakiś sweterek, który będzie się idealnie komponował w tym zestawieniu.
Właśnie dojeżdżaliśmy do przejścia, na którym miało miejsce TO konkretne i jedyne wydarzenie, które zmarnowało mi życie. Ścisnęłam dłońmi materiał sukienki, który delikatnie opadał na uda.
-Nie, stój!- Wymamrotałam do przyjaciółki, która już miała popychać wózek na ulicę. -Chodźmy inną stroną, proszę... -Poczęłam się rozglądać na lewo i prawo, w poszukiwaniu auta, nadjeżdżającego z impetem w naszą stronę. Nie potrafiłam przejść przez to przejście, na którym potrącił mnie samochód. Lisa chyba mnie nie słuchała, bo wózek powoli toczył się do przodu, jakby chciała mnie przekonać do tego, że wszystko będzie w porządku. Nie! Zaciągnęłam hamulce na dwóch kołach i gdyby nie pas zabezpieczający, który trzymał moją sylwetkę, to wylądowałam nosem na betonie. -Proszę.-Powtórzyłam dużo głośniej, zaciskając zęby i próbując złapać powietrze. Natychmiastowo zrobiło mi się gorąco. Dusiłam się. Niemalże czułam ten sam ból, który rozsadzał moją klatkę piersiową, gdy uderzała o beton. Lisa na szczęście czym prędzej zmieniła kierunek, po uprzednim odblokowaniu hamulców. Mogłam odetchnąć z ulgą.
Przy zielonej, dość charakterystycznej bramce prowadzącej na teren mojej dawnej szkoły, gromadzili się inni uczniowie, którzy podśmiewywali się z jakichś banalnych żartów i wymieniali swoje uwagi dotyczące pikniku. Cała impreza miała się odbyć na rozległych terenach zielonych za Woodside High School. Gdy tylko zobaczyli mnie i Lissandrę, natychmiastowo przestali gadać. Zachowali się tak, jakby obok przeszła nauczycielka, którą obgadywali. Wgapiali się we mnie, wytrzeszczali oczy i przez to czułam się niczym zjawisko, którego nigdy na oczy nie widzieli. Czy całe moje liceum musiało wiedzieć o wypadku i jego konsekwencjach?... Mogłabym przysiąc, że jedna osoba z tej grupki zapytała cicho innych czy to właśnie ta Lennon Cartwright, która była w śpiączce.
Rozejrzałam się po dość obszernym placu przed głównym wejściem do placówki. Na schodach siedziała dobrze mi znana osoba Tristan'a Evans'a. Skrzywiłam się nieco, widząc, iż nie jest sam. Któż by pomyślał, że chłopak, który miał nogę w gipsie i nie potrafił poruszać się o kulach, weźmie ze sobą... Psa? Dość sporego, zaślinionego psiaka, który wyrywał się mu do każdej osoby, przechodzącej obok niego.
-Zwariowałeś.- Pokręciłam głową, gdy podjechaliśmy w jego stronę. Blondyn zatrzymał na nas swe błękitne oczęta, szerząc się głupkowato.
-Nie, nie. Nic z tych rzeczy. Po prostu musiałem wziąć Nico ze sobą. -Wytłumaczył się od razu, chwytając mocniej smycz, gdyż psina poczęła wyrywać się do Lissandry. Mało brakowało, a rudowłosa wylądowałaby przez zwierzę na ziemi.
-I co, może jeszcze zaprosisz go na scenę, podczas gdy będziecie grali?- Odezwała się moja przyjaciółka, która właśnie otrzepywała nową bluzkę z nadmiaru śliny niejakiego Nico.
-Skąd! Wy się z nim zaprzyjaźnicie. On jest uroczy, serio. No i w zasadzie grzeczny z niego facet, tylko trochę ciągnie... I chyba ma ADHD. -Wzruszył ramionami, podając smycz rudowłosej. Jaki właściciel, taki pies, prawda?
Dziewczyna odchrząknęła znacząco i chyba chciała coś powiedzieć, ale... Zatkało ją.
-Mówisz serio, Tris? Mamy zaopiekować się niezrównoważonym psychicznie zwierzęciem i wziąć go ze sobą na piknik, gdzie będzie mnóstwo ludzi i... Jedzenie? - Odezwałam się w końcu, gdy już poukładałam sobie wszystko w głowie. Lisa nadal wpatrywała się z niemym zadziwieniem w osiemnastolatka i trzymała smycz, którą podał jej perkusista.
-Ej, proszę was! To tylko jeden raz! -Zrobił minę słodkiego, niewinnego szczeniaczka.
Miałam ochotę mu powiedzieć, żeby wrócił się do domu i odstawił tego nadpobudliwego golden retriver'a. Jak to on sobie wyobrażał?
-Dobra. Ale teraz masz pięć sekund żeby zniknąć mi z oczu, zanim się rozmyślę.- Wytrąciła mnie z głębokich rozmyślań Lissandra, która już chyba pogodziła się z tym, iż będzie musiała przez cały piknik niańczyć Nico.
Tristan rozpromienił się natychmiastowo i uniósł nieporadnie swe ciało, chwytając przy okazji kule. Zaczęłam się intensywnie zastanawiać nad tym, czy owe kule pomogą mu w poruszaniu się, czy jednak zrobią mu jeszcze większą krzywdę. Na szczęście obyło się bez żadnych sensacji, choć Lisa pomogła mu zejść ze schodów. Nawet chciała go trochę podprowadzić, jednakże pies nie dał jej tego zrobić, bo wyrywał się w każdą możliwą stronę, piszcząc przy tym jakby go ze skóry obdzierano. Rudowłosa musiała się nieźle nogami zaprzeć, żeby przypadkowo nie wypuścić smyczy z rąk.
Gdy już minęliśmy budynek szkoły, naszym oczom ukazała się rozległy zielony teren, który zazwyczaj na przerwach zostawał oblegany przez innych uczniów. Wszędzie porozkładane były koce, na których siedziała młodzież i korzystała z przepięknej pogody, dając pieścić swe twarze delikatnym promieniom słonecznym.
Rozejrzałam się uważnie po okolicy, wyłapując kolejne, zdziwione spojrzenia moich dawnych kolegów. Musieliśmy wyglądać naprawdę zabawnie- ja na wózku, próbująca poradzić sobie z trawą, po której koła nie chciały już tak szybko mknąć, obok mnie kuśtykał Tristan z kulami rozjeżdżającymi się na lewo i prawo, jakby był na jakimś lodowisku. Przed naszą dwójką truchtała Lissandra, a na samym początku ciągnął ją Nico, zachwycony obecnością tylu osób na raz i zwabiony zapachami z koszyków, porozstawianych na kocach.
-Cześć Lennon!
-Jak się czujesz?
-Dobrze cię znowu widzieć!
Choć nie przepadałam za swoją klasą, to miło było ujrzeć ich twarze. Może to dziwne, ale trochę stęskniłam się za nimi i uważałam, że dobrze by było znowu usiąść w ławce i słuchać nudnych wykładów na temat historii, czy męczyć się z zadaniem matematycznym. Tak- wszystko wydawało się lepsze, aniżeli siedzenie w domu i wgapianie się w sufit. Uśmiechnęłam się do wszystkich promiennie, kiwając głową i odpowiadając jakimiś pojedynczymi słówkami. Z jeszcze szerszym uśmieszkiem stwierdziłam, że w ich towarzystwie nie ma Felicii. Pewnie kręciła się gdzieś ze starszakami, obgadując resztę. Ludzie zachęcali mnie, abym się w ich towarzystwie zatrzymała na dłużej, ale ja miałam zupełnie inne plany- musiałam znaleźć Bradley'a i zespół. Ponadto zgubiłam gdzieś Lisę i Tristan'a, więc zaczęłam trochę panikować.
W oddali majaczyła konstrukcja prowizorycznej sceny, po której latał pan woźny i sprawdzał, czy nagłośnienie nie zawiedzie. Zaraz za nim, gdzieś w okolicach perkusji Tristan'a, kręciła się Margaret ze swoim wielkim czarnym aparatem. Dziewczyna fotografowała dosłownie wszystko- tłum ludzi, wesoło gaworzący, instrumenty, czekające na The Vamps oraz urocze drzewa, rosnące przy płocie, odgradzającym teren szkoły od uliczek.
W pewnym momencie poczułam, że już nie muszę pchać wózka do przodu, siłując się z kołami. Ktoś mnie w tej ciężkiej pracy wyręczył. Odwróciłam się do tyłu. Krew odpłynęła mi z twarzy, a usta rozchyliły się delikatnie, jakby chciały zapoczątkować tragiczny okrzyk. Ujrzałam... Anthony'ego. Chłopaka, który kojarzył mi się ze wszystkim, co było najgorsze. O'Neil wykrzywił swe usta w specyficznym uśmiechu, a jego oczy nienaturalnie rozbłysnęły, zatrzymując się na moich czarnych tęczówkach.
-Gdzie się panienka tak spieszy? -Gdy tylko usłyszałam jego głos, zadrżałam z kłębiących się we mnie nerwów. Miałam ochotę przywalić mu w twarz i wyrwać te jasne kłaki, które wiły się na jego parszywym łbie. Czym prędzej wróciłam do poprzedniej pozycji, opierając się wygodnie i spinając wszystkie mięśnie, byle tylko zatrzymać wózek.
-Dzięki, poradzę sobie sama... -Burknęłam, starając się zacisnąć hamulce. Wolałam zostać tutaj, na środku, wśród obcych ludzi, aniżeli być prowadzoną przez Tony'ego. Powinien pomóc swojej dziewczynie z utrzymaniem nadpobudliwego psa na smyczy. A on? On jakby zupełnie się nią nie przejmował. Nawet nie próbował jej szukać.
-Spokojnie, nie ugryzę cię przecież. -Wymruczał, nachylając się nad moją szyją. We włosach poczułam jego ciepły oddech, który odbił mi się od karku.  
-Zostaw mnie.-Powiedziałam trochę głośniej, próbując przechylić się do przodu i uciec od jego zapachu. Szkoda tylko, że ograniczał mnie pas, zapięty na brzuchu. -Poszukaj lepiej Lisy.
-A czy właśnie tego nie robię, moja droga?- Wreszcie się ode mnie odsunął, więc mogłam odetchnąć z ulgą. Rozluźniłam nieco mięśnie ramion i panicznie skakałam po tłumie ludzi, który skutecznie zasłaniał mi miejsce pod sceną. Miałam nadzieję, że już za sekundę ujrzę swoją przyjaciółkę i resztę. Jeszcze chwila, jeszcze jeden pieprzony moment...
-Lennon!- James wyrósł przed moją sylwetką, uśmiechając się uroczo. Odetchnęłam z ulgą. Przy najbliższym, rozłożonym kocu, do którego podwiózł mnie Anthony, siedzieli po kolei: Connor oraz Lisa, gadający sobie w najlepsze, śmiejąc się do rozpuku. Rudowłosa nawet nie zauważyła swojego chłopaka, bo była tak wpatrzona w swojego nowego towarzysza. Obok nich kanapkę wcinał Tristan, a Nico, siedzący na trawie, co chwilę popiskiwał cichutko, przypominając o swojej obecności. Na drugim, połączonym kocu znalazł się Bradley i... Bliżej nieokreślona, opatulona szalami i zakryta kapturem osoba, która miała na sobie wielkie okulary. Zmarszczyłam czoło. Czyżby to była Liberty? Wybrała się na piknik za wszelką cenę, nawet z tą okropną wysypką na swojej mordzie? Uniosłam brwi ku górze, kręcąc głową niezauważalnie. Jak myślałam- musiała się dostać na występ chłopaka za wszelką cenę.
Gdy już wszystkich zmierzyłam wzrokiem, ponownie skupiłam się na osobie James'a.
-Przygotowani na występ?- Zapytałam chłopaka, pokazując brodą w stronę sceny.
-Raczej tak. Poradziliśmy sobie ze sprzętem, także dzisiaj powinno być już wszystko w porządku. -Wzruszył ramionami, poprawiając niesforną czuprynę.
Anthony w tym czasie ruszył w stronę Lisy, która po jego głośniejszym odchrząknięciu, podskoczyła do góry i poderwała się z koca, dając się pocałować w policzek. Tym razem to O'Neil domagał się pieszczot. Chyba był zazdrosny, bo mierzył Connor'a białymi, zdenerwowanymi ślepiami i obdarowywał go wyjątkowo jadowitym uśmiechem. Ruda zdążyła już przedstawić swojego "ukochanego" chłopaka wszystkim osobom. Wszystkim oprócz... Liberty. Ona ściskała ramię Brad'a, jakby zaraz miał jej gdzieś uciec i łypała swoimi ciemnymi ślepiami zza wielkich okularów, w których wyglądała jak mucha. Ciekawe, czy słońce jej tak nie przypiekało, skoro ledwo co widać jej było fragment nosa zza tych wszystkich ciuchów.
-Możecie zaczynać. -Usłyszałam miły głos pana woźnego, który ocierał czoło z potu. Chłopcy spojrzeli po sobie, nabierając powietrza do płuc i zaczęli się podnosić z koca. Oczywiście musieli również pomóc Tristan'owi, który nie radził sobie z kulami.
Margaret podała w locie Liberty swój uroczy, bordowy sweterek, aby dziewczyna go potrzymała, podczas gdy jasnowłosa będzie latała przy scenie i pstrykała zdjęcia.
-No, pokażcie na co was stać. -Powiedziałam w ich stronę, uśmiechając się do każdego z osobna. Skrzyżowałam palce i pokazałam je chłopakom. Czyżby stres ich trochę zjadał? Widziałam, że spinają swoje mięśnie i spoglądają na siebie z wyraźną niepewnością. Na szczęście wszystko im przeszło, gdy tylko znaleźli się na scenie.
-Cześć, jesteśmy The Vamps. -Brad oparł swoją prawą dłoń na mikrofonie zaraz po tym, gdy uniósł gitarę ze stojaka. -Postaramy się umilić wam dzisiaj czas na szkolnym pikniku w Woodside High School.
Moje serce automatycznie zaczęło szybciej bić. Słodkie dźwięki z gitar popłynęły z głośników, roznosząc się echem po rozległym terenie zielonym naszej szkoły. Gdy Bradley brał pierwszy oddech, aby zacząć śpiewać słowa piosenki One Direction- Kiss You, zamarłam. Nie liczyło się już zupełnie nic. Tylko zespół, tylko ich występ.
-Oh I just wanna take you anywhere that you like, we can go out any day any night. Baby I'll take you there take you there, baby I'll take you there, there...- Zaczęłam cieszyć się niczym małe dziecko. Głos Bradley'a może nie był jeszcze perfekcyjny i wyrobiony, ale chłopak śpiewał czysto.
Wszyscy odwrócili się w stronę sceny, spoglądając na nią z zaciekawieniem. Lissandra nie mogła się powstrzymać i pisnęła jak najgłośniej tylko potrafiła, unosząc ręce wysoko do góry. Mogłabym przysiąc, że w tym momencie zauważyłam szeroki uśmiech na twarzy Connor'a, który zerknął w naszą stronę. Pomińmy wiecznie wnerwioną minę Anthony'ego, który wgapiał się w zespół tak, jakby chciał ich wszystkich za chwilę wymordować.
Choć reszta szkoły była bardziej pochłonięta swoimi rozmowami, to i tak wsłuchiwali się w wykonanie przyjemnej, miłej dla ucha piosenki popularnego boysband'u. Niektóre osoby nawet głośno wykrzyknęły, że to ich ulubiony kawałek One Direction. Choć moje zainteresowania muzyczne nieco odbiegały od typowego popu, to byłam zachwycona. Chłopaki z każdym kolejnym dźwiękiem rozluźniali się jeszcze bardziej, a ja widziałam, jak zatracają się w muzyce. Byli w swoim żywiole.

The Vamps zagrali jeszcze parę piosenek, a później zostali nagrodzeni gromkimi brawami, podczas których ja, Lisa oraz Liberty z Margaret krzyczały i piszczały najgłośniej. Gdy schodzili ze sceny na małą przerwę, miałam ochotę uściskać ich wszystkich z osobna. Oczywiście o jakimkolwiek kontakcie z Bradley'em nie było mowy- Libby przesunęła swój tyłek na trawę, żeby zrobić miejsce Simpsonowi, a następnie ułożyła głowę na jego ramieniu, szepcząc coś w stylu, że był genialny. Wszyscy wykrzykiwali coś na raz, gratulując im wspaniałego występu. Tristan właśnie wyciągnął marker i w tym całym harmiderze kazał się podpisywać na gipsie, uznając, że dzisiejszy dzień będzie niezwykłym, otwierającym wielkie wrota do ich kariery.
-Ej, ludzie, coś mi tu śmierdzi...- Przerwała dyskusję Margaret, która zaczęła rozglądać się po kocu, żeby zobaczyć, czy przypadkiem jakieś kanapki się nie zepsuły.
Liberty również zaczęła szukać potencjalnego źródła smrodu. Gdy zerknęła na swoje biodro... Podskoczyła w miejscu, wstając z trawy.
-To gówno tego twojego zapchlonego kundla!- Pokazała palcem na Lisę, która siedziała nieruchomo, wgapiając się w nią z szeroko otwartą buzią. W dłoni nadal trzymała smycz, więc ruda mogła czuć się winna. Przynajmniej przez chwilę. Nawet nie wiedziała co odpowiedzieć, bo była w wielkim szoku. Sądziła, że Liberty zaraz się na nią rzuci i wyrwie jej wszystkie włosy z głowy.
No i właśnie w tym konkretnym momencie do nóg Tristan'a przyleciał uradowany Nico, który pozbył się już... Balastu i mógł swobodnie biegać w tą i z powrotem.
-No co, pies? Pies stęsknił się za panem? Niech pies pokaże jak bardzo tęsknił za panem i jak bardzo jest z pana dumny!- Evans od razu przy nim kucnął i zaczął drapać go za uchem, podając pisak Bradley'owi. Zwierzę było wniebowzięte. Zaczęło lizać blondyna po całej twarzy i wydawać z siebie cichy pisk, świadczący o radości.
-Zaraz... Tristan... To coś to twój pies...?- Libby zwróciła się do szczupłego chłopaka i zdjęła ze swego nosa okulary, ujawniając okropną, różową od wysypki, twarz.
-Idiotka.- Burknął przez śmiech Tristan, który nadal głaskał zwierzę.
Spojrzałam na Liberty. Zmrużyła oczęta i wpatrywała się z wyraźnym poirytowaniem w blondyna. Była chyba jeszcze bardziej czerwona, niż wcześniej. I powodem takiej reakcji nie była tylko wysypka.
-Słucham?- Wybuchła, gdy tylko dotarło do niej to, iż Tris ją obraził.
-Nie mów "słucham", bo cię wyrucham!- Odparł na to chłopak z wielkim wyszczerzem na swej bladej buźce.
Minęła może sekunda. Libby wycelowała prosto w twarz Evans'a, uderzając jego policzek otwartą dłonią. Głuchy "plask" świadczył o tym, że dziewczyna trafiła.
Chyba coś we mnie pękło. Po prostu nie mogłam powstrzymać śmiechu, który opuścił moje płuca i wydostał się na zewnątrz. Nie tylko ja dostałam takiego nagłego ataku. Margaret musiała przytrzymać swoją lustrzankę, by przypadkiem nie upadła na ziemię, Lissandra, siedząca na kocyku obok mojego wózka, o mały włos się nie zasmarkała, a James z Connor'em...? Przewrócili się na plecy,  starając złapać głębszy oddech, żeby przypadkiem się nie udusić. Oni z całej nasze ekipy ryczeli najgłośniej, ocierając łzy z policzków. Kątem oka zerknęłam na Bradley'a- nie wiedziałam, czy brązowooki śmiał się ze swojej dziewczyny, czy może z Tristan'a, którego policzek stał się równie czerwony, co parszywa gęba Sheard. Co prawda powstrzymywał się z całych sił, ale również musiał żywo na to zareagować, dopóki Liberty nie zmierzyła go swoim kurewskim spojrzeniem, który mógł zabijać.
Evans wpatrywał się w panienkę Sheard z szeroko otwartymi oczami. Chyba jeszcze nie ogarnął sytuacji, bo nawet nie złapał się za miejsce, w które go ta lafirynda uderzyła. Po prostu... Zatkało go. Nie wiedział co zrobić. To jeszcze bardziej rozśmieszyło James'a i Connor'a, którzy tarzali się po kocu i nie mogli się opanować. Tylko Anthony nie pasował do naszej ekipy- wpatrywał się w całą tę sytuację z wyraźnym poirytowaniem.
-Margaret, idziemy!- Warknęła Lib, zdejmując z siebie bordowy sweterek Maggie i krzywiąc się przy tym. Cóż... Cały rękaw był ubrudzony w kupie Nico.
-Przecież muszę zostać. Cały czas robię zdjęcia.  -Najpierw odchrząknęła, siląc się na poważny ton w głosie.
Poszkodowana panna w kupie już miała się odwracać i iść przed siebie, ale po usłyszeniu słów Margaret, odwróciła się w jej stronę i otworzyła na ułamek sekundy buzię, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć. Czyżby po raz pierwszy Mag odmówiła swojej najlepszej przyjaciółce? Tak to chyba wyglądało.
-Bradley!- To nie było pytanie. To był rozkaz. Rozkaz pełen żalu i rozpaczy. Księżniczka nie miała z kim wracać do domu. Przecież sama nie mogła iść przez ulicę w takim stanie.
Zerknęłam na mój obiekt westchnień, który począł drapać się po tyle głowy. Gdyby mógł, to od razu poderwałby się z koca i poleciał za swoją dziewuchą.
-Libby, gramy jeszcze parę kawałków... -Wytłumaczył cicho, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Niestety- zespół w tym momencie był o wiele bardziej ważniejszy, niż jakaś akcja pod tytułem "wszyscy piorą sweter".
Liberty wciągnęła powietrze, przygryzając dolną wargę. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc wyciągnęła pobrudzone ubranie w stronę jego właścicielki. Margaret jedynie zmarszczyła brwi, odwracając się od niego.
-Możesz go zatrzymać. -Jasnowłosa zatkała nos, uśmiechając się do przyjaciółki szeroko.
Czarna stała jeszcze przez moment przed kocem, trzymając sweter w kupie i wpatrując się ze zdziwieniem w oczętach. Szukała kogoś, kto z nią pójdzie i jej pomoże. Och, jak mi było jej wtedy przykro! Przecież panna w kupie nie mogła wracać sama! Kto jej pomoże? No kto?
Widząc odchodzącą Liberty, która ponownie nałożyła wielkie okulary i zasłoniła się szalem, żeby nie widać było paskudnej wysypki, poczułam jakąś dziwaczną satysfakcję, która rozlała się ciepłem po moim żołądku. Zatrzymałam na niej swe ciemne tęczówki i wodziłam za jej sylwetką wzrokiem, aż nie zniknęła wśród innych uczniów, spoglądających na nią z wyraźnym zadziwieniem, a może nawet obrzydzeniem, gdy majtała sweterkiem i roznosiła nieprzyjemny zapach psich odchodów.
Co mogłam w tym momencie stwierdzić? Całym sercem pokochałam psa Tristan'a. Choć Nico był niezrównoważony psychicznie i równie mocno roztrzepany jak jego właściciel, to i tak byłam mu niezmiernie wdzięczna. Chyba następnym razem kupię mu wielką kość w nagrodę.
Chłopaki zagrali jeszcze dwie piosenki. Cały piknik powoli dobiegał końca. Większość osób opuszczało tereny zielone naszej szkoły i kierowało się w stronę domów. Nawet Anthony dał sobie spokój i wcześniej opuścił nasze towarzystwo. Reszta jeszcze siedziała na kocach i przyjemnie ze sobą plotkowała, rozkoszując się rześkim wieczorem. Niektórzy dojadali jeszcze kanapki, albo wyrzucali resztki na ziemię i czym prędzej się ewakuowali, żeby nie zostać przyłapanym. Nico kręcił się wokół naszej ekipy i domagał się pieszczot. Ewentualnie wyruszał na krótki spacerek, aby pozbierać jedzenie, rzucone gdzieś w trawę, ewentualnie... Oznaczyć drzewko czy krzaczek.
Ukradkiem spoglądałam na Lissandrę. Obficie gestykulowała, wpatrując się w twarz Connor'a, który również skupił całą swoją uwagę tylko na niej. Śmiali się, robili głupie miny i tłumaczyli coś sobie. Po raz pierwszy widziałam, że Lisa jest szczęśliwa. Nie obchodził ją w tej chwili żaden pajac Tony, który pod wpływem silnych emocji potrafił uderzyć bliską sobie osobę. Sama uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jej rozpromienioną twarzyczkę.
Wodziłam oczętami po sylwetkach znajomych. Margaret pokazywała zdjęcia James'owi, a ten żywo na nie reagował, mówiąc, że niedługo wstawi je na instagrama, albo założy jakiegoś specjalnego bloga, żeby jeszcze bardziej rozgłosić ich zespół. Tristan właśnie bawił się z Nico, który chwycił swoimi zębiskami smycz i próbował ją wyrwać właścicielowi. Istna sielanka. Tłum szkolny już całkowicie się przerzedził. Zostały tylko pojedyncze grupki, które cicho rozmawiały między sobą.
W końcu mogłam całą swą uwagę skupić na ciemnowłosym Simpsonie. Siedemnastolatek siedział najbliżej mnie.
-Uśmiechnij się.- Rzuciłam w jego stronę. Brad wpatrywał się w swoje dłonie, co chwilę obracając bransoletki na nadgarstku. Jedna, złożona z większych koralików przykuła moją uwagę- zaglądając mu przez ramię, mogłam zauważyć pojedyncze literki, które tworzyły trzy wyrazy. Niby takie zwyczajne i mało oryginalne, ale jakie bolesne... "I Love Libby". Serio? Przysięga miłości musiała być uwieczniona na drewnianych kółkach, luźno zaplątanych na jakimś sznurku?
 Bradley był jakby w zupełnie innym świecie. Czyżby brak Liberty w bliskim otoczeniu było przyczyną diametralnej zmiany jego nastroju? A może był już zmęczony tym całym piknikiem?
Loczek spojrzał na mnie, marszcząc czoło. Z początku nie za bardzo zrozumiał, o co chodzi i czy rzeczywiście powiedziałam to do niego. Posłał mi jednak blady, nieco wymuszony grymas, przypominający uśmiech. Wzruszył ramionami, wracając do obracania bransoletek.
-Nawet po najgorszej burzy w końcu wstanie słońce. -Stwierdziłam, wzruszając ramionami.
Właśnie wtedy przypomniało mi się pewnie miejsce. Nie było niezwykłe, aczkolwiek miało dla mnie bardzo duże znaczenie. Zazwyczaj chodziłam tam z Lisą, żeby wypłakać jej się na ramieniu i po prostu popatrzeć się bez większego sensu w niebo. Ot, nasza świątynia dumania- zupełnie inny świat, w którym potrafiłam poukładać sobie wszystko w głowie. Ostatnim razem siedziałam tam z przyjaciółką, kiedy oblałam bardzo ważny sprawdzian z biologii. Moja matka sądziła, że w przyszłości zostanę tak dobrą pielęgniarką jak ona, ale... Chyba się myliła. Tak naprawdę nie wiedziałam, co chcę robić w życiu. Ze wszystkiego byłam beznadziejna. Nie szło mi z matematyki, z literatury nie mogłam napisać porządnego wypracowania na pozytywną ocenę, a jakimś wielkim talentem artystycznym również się nie szczyciłam. Teraz doszedł jeszcze kolejny ciężar, przez który zostałam całkowicie uziemiona. Z lepszą przyszłością mogłam się definitywnie pożegnać.
Brad jedynie pokiwał niepewnie głową, znowu się uśmiechając. Taa, chyba mi to pocieszanie nie wychodziło, bo cały czas miętosił bransoletki i nawet na mnie nie spojrzał.
-Jeżeli masz ochotę, mogę ci pokazać takie jedno miejsce, w którym zazwyczaj odzyskiwałam chęć do życia.- Zaproponowałam, dziwiąc się, że udało mi się to zrobić. -Warunek jest tylko jeden: musisz pomóc mi pchać wózek, bo będzie trochę pod górkę.
Chłopak przytaknął z delikatną niepewnością i wstał z koca, by później założyć trampki. Ruszyliśmy za scenę. Chłopak szedł za mną, popychając wózek i rozglądając się uważnie na wszystkie strony. Pokazałam mu palcem mały wzgórek, otoczony z dwóch stron dość wysokimi krzakami oraz mniejszymi drzewkami.
W końcu zatrzymaliśmy się na górze. Widok może nie był niezwykły, ale budynki, które zostały oświetlone przez ostatnie, różowe promienie słońca, wyglądały z tego miejsca uroczo. Ponadto można było zauważyć dwie najbliższe ulice, na których przechodzili się ludzie. Wszyscy ciągle się gdzieś spieszyli. Wszyscy do czegoś dążyli, a my...? My siedzieliśmy na wzgórku, w trawie, zasłonięci krzaczkami, wpatrując się w ciszy w zachód. To było właśnie przepiękne. Można było odetchnąć świeżym powietrzem.
-Ta-da!- Rozłożyłam ręce, unosząc brwi i pokazując mały obszar, zakryty krzewami.
Brad rozejrzał się po mojej świątyni dumania, uśmiechając się delikatnie. Usiadł obok mojego wózka na trawie i wlepił ciemne tęczówki w zachód. Wyciągnął rękę, aby oprzeć  na niej ciężar swojego ciała.
-Zwyczajne, ale... Intrygujące miejsce. -Stwierdził, rozluźniając się nieco. Tak, zdecydowanie dobrze tu było z nim siedzieć, widzieć jego spokojną twarzyczkę, która została oświetlona ostatnimi promieniami słońca. Mogłabym przysiąc, że zauważyłam delikatny, radosny błysk w jego czarnych oczach.
-Ostatnim razem opłakiwałam tutaj biologię.- Zaśmiałam się cicho, wzdychając przy tym ciężko. Brad zerknął na mnie z zainteresowaniem, oczekując, iż rozwinę myśl. -Wiesz... Sprawdzian mi się nie udał, a moja matka zawsze chciała, bym poszła w jej ślady. -Wyjaśniłam szybko, poprawiając pomarszczony już materiał mojej kwiecistej sukienki. -Przez to się na mnie zawiodła.
-Lennon, nie wiesz, że zazwyczaj mężczyźni są bardziej wyrozumiali? -Zaczął, poruszając zabawnie brwiami. -Może czas zapytać tatę o zdanie?
Tatę...
Wciągnęłam gwałtownie powietrze, spuszczając wzrok z twarzy Brad'a. Przecież nie chciał. Nie wiedział, że już nigdy nie zapytam ojca o jakąkolwiek sprawę. Mimo tego dolna warga niebezpiecznie mi zadrżała, a oczęta zaszkliły się przez pojedyncze łzy.
-Powiedziałem coś nie tak? -Zmarszczył czoło, zauważając moją natychmiastową reakcję na jego słowa.
Musiałam wziąć parę głębszych wdechów, żeby całkowicie się opanować. Nie mogłam mu się tutaj całkowicie rozkleić.
-Nie, skąd. -Wychrypiałam, zerkając ponownie na zachód słońca. -Po prostu... Nie będzie już takiej okazji, Brad. Chociaż cholernie bym chciała, już nigdy nie będę mogła zapytać go o jakąkolwiek sprawę. Nawet o to, w co mogłabym się ubrać na piknik. -Nie chciałam go przestraszyć, ale słowa wylewały się ze mnie niczym z fontanny. Choć nie myślałam o tym, by całkowicie się przed Simpsonem otworzyć, to... Poczułam jakieś dziwne ciepło, bijące z jego ciała. Przejmował się. Nie był zimny i obojętny niczym jego dziewczyna. Liczyło się dla niego zdanie innych i próbował pomóc, choć... Nie za bardzo wiedział jak.
-Nie wiem co powiedzieć. -Zająknął się. Na jego twarzy malowało się nic innego, jak zwyczajne zmieszanie. -Przykro mi, Lennon...
Zapadła niezręczna cisza, podczas której wpatrywaliśmy się w dwie ulice, ogrzewane przez słabe słońce. Szelest liści oraz grę świerszczy przerwał charakterystyczny dźwięk otwieranego markera. Łypnęłam kątem oka na Bradley'a, który podniósł się z trawy i podszedł do mojego wózka. W swoich ustach trzymał ciemną zakrętkę od grubego pisaka. Dobrze, że oparcie było jasnego koloru, bo inaczej czarne litery nie byłyby widoczne.
-Co tam napisałeś? -Próbowałam się odwrócić, ale nie mogłam. Uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę, pociągając nosem i wycierając policzki wierzchem dłoni. Jeszcze tego by brakowało, żeby ciemny makijaż, który zafundowała mi Lisa, spłynął mi po szyi.
-Ktoś mi kiedyś powiedział, że nawet po najgorszej burzy wychodzi słońce. -Zatkał marker, ponownie go chowając w kieszeni. Wzruszył ramionami i zatrzymał swe czekoladowe oczęta na moich. -Słowa warte zapamiętania.
Niby taki mały gest, a sprawił, że wszystkie złe myśli wyparowały z mojego umysłu.
-Cholera.-Burknął chłopak, gdy całkowicie przez przypadek zaplątał się w suche gałęzie. Wyrwał nadgarstek tak gwałtownie, że rozerwał jedną bransoletkę. Mogłam przysiąc, że widziałam, jak napis "I Love Libby" rozchodzi się na wszystkie strony i spada na skąpaną zachodem słońca górkę. Koraliki rozsypały się po ziemi, ginąc gdzieś w trawie. Ups? Czyli to wszystko było przeze mnie?
Próbowałam się schylić, by pomóc mu szukać koralików, ale te schowały się pomiędzy źdźbłami zielonej trawki, nie chcąc zdradzić swego położenia.
-Tam jest chyba jeden. -Pokazałam palcem, a siedemnastolatek wyciągnął rękę w tamto miejsce, wydobywając jedną, drewnianą kuleczkę z literką "L".
-No trudno, to tylko bransoletka...- Mruknął z wyraźnym niezadowoleniem, nie przestając grzebać w trawie i szukać kolejnych koralików.
Czy to miał być dla mnie jakiś znak? A może po prostu rozerwanie bransoletki z wyznaniem miłosnym było tylko durnym zbiegiem okoliczności, który aktualnie mącił mi w głowie.
-Ona jest dla ciebie ważna, prawda?- Nie zdążyłam ugryźć się w język. Po prostu wypaliłam prosto z mostu, zauważając jego wyraźne zatroskanie podczas poszukiwań reszty koralików. Miałam tylko nadzieję, że w tonie mojego głosu nie wyczuł wyrzutu i żalu.
-Kto?- Zapytał, jakby wybity z rytmu.
-No... Liberty. -Wytłumaczyłam pospiesznie, wywracając oczami. Czekałam na jego odpowiedź. Wpatrywałam się w Bradley'ową twarz z szeroko otwartymi oczami i przygryzioną dolną wargą.
Zastanowił się przez chwilę, zerkając ponownie na budynki. Szczyty kamienic już zlewały się z ciemnym niebem, tworząc całość. Przyroda cichutko dawała o sobie znać, przerywając ciszę błogą muzyką świerszczy. Brad w palcach przesuwał pojedyncze koraliki, które zdążył odnaleźć w trawie, gdy słońce jeszcze było dla nas łaskawe.
Uśmiechnął się do mnie ciepło, może nawet się w tym momencie rozmarzył... Nie wiedziałam do końca o co mu chodzi. Albo po prostu nie chciałam zauważyć delikatnego kiwnięcia głową na "tak", które oznaczało nic innego, jak odpowiedź na moje pytanie.

***

Jeżeli jesteście zainteresowane nowinkami dotyczącymi The Vamps, w imieniu administratorek serdecznie zapraszam na fanpage: The Vamps Polska ! :)

18 komentarzy:

  1. Cudowny rodział! Wyczekałam się na niego ale było warto.
    Śmiałam się jak głupia kiedy Tris się nabijał z Liberty! Kocham Cię za to!
    Jejku Con i Lisa są słodcy, mam nadzieję że im się ułoży. A ten ostatni moment... awww ale też zrobiło mi się smutno :c Brad jest ślepy haah
    Kocham mocno,
    @yeah_buddy_xo

    OdpowiedzUsuń
  2. Co z tego ze mam dzisiaj sprawdzian z niemieckiego , siedzę i czytam.
    Koooocham to ♥
    Kiedy nowy rozdział ?
    Ps. Nie lubie Liberty haha

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej! Musimy wymyślić nazwę dla Brada i Lennon żebym mogła ich shippować! :D Tak samo z Con'em i Lisą. Dobra, i tak w tym rozdziale faworyzuje Nico, ale trudno...
    Wybacz, że pytam, ale kiedy pojawi się rozdział na Lovestruck?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brennon- to już się przyjęło. :D a co do Lisy i Connor'a... Cossandra? hahaha.
      co do Lovestruck- pewnie po 11 czerwca, kiedy współautorka do mnie przyjedzie. :)

      Usuń
  4. aaaawww jakie świetne!! <3 uwielbiam Nico!!! czekam na nexta i życze weny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. CO ZA GLUPIA ASKLFLASKFJLSFHASKHFK! Niech ta Liberty umrze, a Brad niech przestanie myśleć o niej jak Bóg wie kim i zauważy w końcu Lenny! CZEMU TEN CZŁOWIEK JEST TAK DURNIE ŚLEPY? :(
    Nie moge sie doczekać momentu Brennon asdfghjkl
    Kocham Cię! xx

    @ohwowbradley x

    OdpowiedzUsuń
  6. ojeju...szkoda mi Lennon :( Ten moment z Bradem, kiedy wspomniał o ojcu , musiał być dla niej naprawdę trudny.a co do Liberty. ..heh, dobrze jej tak.Nie lubię jej, a jak dowiedziałam się, że pies Tristana zostawił pamiątkę, nie mogłam przestać sie śmiać. Tak trzymać!
    Życzę weny i radości z pisania, bo to najważniejsze! Pozdrawiam, Wiktoria ( @kidofrockk )

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział! Normalnie myślałam że się posikam ze śmiechu gdy Liberty oparła się o kupę Nico i jak dała plaskacza Tristan'owi. A tak w ogóle to nwm co ten Brad widzi w tej cholernej Libby! Przecież ona jest taka pusta, a on taki uroczy, dobry i...normalny!


    Z niecierpliwością czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  8. jeeeej świetne zresztą tak jak zawsze mam nadzieję że Lenn i Brad w końcu "wrócą" do siebie życzę weny xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowny rodział! Wyczekałam się na niego ale było warto.
    Śmiałam się jak głupia kiedy Tris się nabijał z Liberty! Kocham Cię za to!
    Jejku Con i Lisa są słodcy, mam nadzieję że im się ułoży. A ten ostatni moment... awww ale też zrobiło mi się smutno :c Brad jest ślepy haah
    Kocham mocno,
    @yeah_buddy_xo

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham <33 ;) i czekam xD
    PS głupia Liberty ;___;

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział :) hahah, śmiałam się jak głupia gdy Nico zostawił 'ślad' na Liberty, uwielbiam tego psa. Ostatni moment był taki hmm... Magiczny aczkolwiek trochę smutny :c Również mam nadzieję, że Lissie i Connorowi się ułoży. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, uwielbiam twój styl pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  12. cudowny rozdział. ale jedynym minusem w całym Twoim opowiadaniu jest Liberty Nienawidzę jej! No dobrze, skupię się na pozytywach. Rozdział jak zwykle świetny. Czekam z niecierpliwością na nexta<3
    theeternalkids.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Stałam się apsolutna fanka #1 NICO!!!Kocham tego psa!Niech pojawia się czesciej i ma więcej takich akcji jak załatwienie sie na Liberty.Rozdział jak zawsze świetny,cudowny i awwwwwww... *-* Pisz tak dalej i nie trać weny kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
  14. piękny rozdział! a najbardziej podobała mi się sytuacja z psem Trisa<3
    szpiegostwo-poplaca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak mogłaś przerwać w takim momencie. Rozdział wspaniały . Nico był zarąbisty. Już nie mogę się doczekać nn. Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak zwykle swietny rozdzial!:)

    OdpowiedzUsuń